czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 17 | Wyznania

Gdy Peeta opowiedział Haymitch'owi o naszych wczorajszych przeżyciach, zaczęło mi się powoli wszystko przypominać. Nasz były mentor wnet by się udusił ze śmiechu. Zaczął coś mówić o tym, że napisze o nas książkę i o naszych pomysłach, a ja z każdym słowem wydobywającym się z jego ust miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Podczas śniadania Haymitch opowiedział nam swoją przygodę z wczoraj, w której głównym problemem była Effie.

-Ona jest taka cudowna! I kiedy myślisz, że już lepiej być nie może, to ona pokazuje swoją drugą twarz i w jednej chwili zmienia się w upartą zołzę.
-To rzeczy, Haymitch.- Mówię wykończona.
-Problem tkwi w tym, że ją lubię i to bardzo, ale boję się. Boję się, że ona nie lubi mnie w taki sposób w jaki ja ją i boję się, że jeśli byśmy byli już razem to nasze stosunki się popsują.- Mężczyzna załamany opiera się o stół ze spuszczoną głową. Rety, on naprawdę przeżywa to. Współczuję mu, nigdy nie miał w końcu dziewczyny. Na pewno jest jemu ciężko. Nie wie nawet jak sie ma zachować ze swoimi uczuciami, które w sobie tłumi.

-Haymitch, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie.- Mówi Peeta.- Nie możesz tak siedzieć i tłumić w sobie to wszystko co czujesz. Moim zdaniem powinieneś iść teraz do Effie i wyznać jej to co do niej czujesz. Ty się nie boisz tego, że ona nie odwzajemni twoich uczuć, czy że nie wyjdzie wam, ty się boisz samego związku. Wiemy, że nigdy nie byłeś z kimś, bynajmniej nie na poważnie, ale to samo przychodzi. Nie musisz się niczego obawiać. Jeśli wam nie wyjdzie, mówi się trudno, ale zawsze jest warto próbować. Spójrz na mnie i Katniss. Parę lat temu, w życiu bym nie powiedział że ona zwróci na mnie uwagę. Uwierz mi, że trzymanie w sobie uczuć tylko cię pogrąża.- Po przemówieniu blondyna, były mentor wstaje i dumnie wypina klatkę piersiową, patrząc na nas z wdzięcznością.
-Macie rację. Powinienem zrobić to już dawno temu. Dziękuję, jesteście dla mnie bardzo ważni i wiem, że tego po mnie może nie widać, ale nie wiem co bez was bym zrobił.- I z tymi słowami opuszcza nasz dom, nie zamykając nawet za sobą drzwi.
-Ale dzisiaj chłodno. Czujesz?- Pytam chłopaka i podbiegam do drzwi, by je jak najszybciej zamknąć.
-Bije od ciebie zbyt wielkie gorąco bym mógł poczuć jakikolwiek chłód.- Uśmiecham się do Peety i całuję go w policzek.
-Mam pomysł.- Mówię.- Ja rozpalę kominek, a ty przygotujesz nam gorące czekolady i poprzytulamy się trochę, co ty na to?
-Jak na lato!

Śmieję się pod nosem i odwracam się, ale chłopaka już dawno nie ma. Pobiegł do kuchni niczym huragan. Podchodzę do kominka i rozpalam w nim ogień. Patrzę na latające wśród niego iskry. Iskra. Ja byłam taką iskrą. Małą iskierką, która rozpaliła pożar nadziei...
Po chwili siadam na kanapie i czekam na Peetę. Myślę sobie co by było, gdyby mój blondyn nigdy nie wrócił do 12 i zostawiłby mnie na pastwę losu, tak jak zrobił to Gale.
Czy nadal bym żyła? Czy miałabym po co żyć? Czy odzyskałabym chęć do życia po tym wszystkim co się wydarzyło?
Na te wszystkie pytania znam jedną prostą odpowiedź:  nie.
Wątpię , że dałabym sobie radę sama, bo tak naprawdę to Peeta przywrócił mnie do życia. Dzięki niemu nie miewam już tylu koszmarów, dzięki niemu wrócił mi apetyt, nie tylko na jedzenie, ale i na życie. Wcześniej, bez niego, miałam ochotę siedzieć w domu i w ogóle się z niego nie ruszać. Nawet samo przejście się z sypialni do kuchni było dla mnie  wielkim trudem. I pomimo tych strasznych rzeczy, które mi się przytrafiły, Bóg zesłał mi własnego Anioła Stróża. Chłopaka, który wierzył we mnie od samego początku i ani razu nie zwątpił. Chłopaka, który opiekuje się mną i daje mi siłę do dalszej walki z demonami, które wciąż walczą wewnątrz mnie. Może jednak nie jest źle, bo przecież by wyszła tęcza, najpierw musi spaść deszcz.

-Kochanie, gorąca czekolada razy dwa.- Sięgam po kubek i biorę dużego łyka, jednak chwilę później stwierdzam, że to był błąd, ponieważ czekolada jest gorąca.
-Zwolnij trochę łasuchu, bo wypali ci gardło.- Piekarz śmieje się pod nosem i otula mnie swoimi silnymi i zarazem delikatnymi ramionami. Skulam się w jego uścisku i wdycham zapach, który od niego bije.
-Będę musiał za kilka dni wyjechać do Kapitolu, może chciałabyś się wybrać ze mną?
-Po co chcesz tam wracać?- Pytam zdziwiona.
-Kochanie, jestem Prezydentem, muszę jechać.- Zapomniałam. Zapomniałam całkowicie o tym, że nowym rządzącym całym Panem jest teraz Peeta. 
-Oczywiście, że bym chciała. Kiedy byśmy musieli wyjechać?
-Może jutro? W końcu i tak nie mamy nic ciekawszego do roboty, chyba że masz jakieś plany?
-Skądże. Pojechałabym z tobą na koniec świata.- Mówię patrząc blondynowi w oczy. Jego tęczówki są takie błękitne i intensywne, niczym niebo latem.
-Kocham cię, Peeta. Naprawdę cię kocham.- Mówię całkowicie poważnie.
-Ja ciebie też, Katniss. Czy coś się stało?- Pyta, odrywając mnie od siebie.
-Nie, tylko chciałam tobie uświadomić, że pomimo tego, że nie mówię o swoich uczuciach zbyt często, to naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłam, że gdybym cie straciła, to straciłabym też sens życia, bo jedyną osobą utrzymującą mnie przy życiu jesteś ty Peeta.

Wiem, że to nie jest w moim stylu, ale musiałam mu to w końcu powiedzieć. Mam ochotę opowiedzieć mu o moich odczuciach i emocjach, dosłownie o wszystkim, co ciąży mi na sercu. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jest on jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć i pomóc mi. Tak mi się bynajmniej wydaje. Dlatego mu opowiadam. Opowiadam mu o wszystkim co dzieje się we wnętrzu mnie, a on tylko słucha z uwagą, skupiony. I jestem mu za to wdzięczna. Nie tylko jest dobrym mówcą, ale i słuchaczem. Widzę ,że ma ochotę posłuchać tego co mówię i jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, że w końcu nie muszę tłumić w sobie tego wszystkiego. Jest mi o wiele lżej. Czuję to. Rozmawiamy tak cały wieczór, a gdy przychodzi późna godzina, zasypiamy wtuleni w siebie.







Nie obiecuję, że rozdziały będą długie. Osobiście wolę, żeby były krótsze, bo wtedy aż tak Was nie nudzą i czujecie pewien niedosyt, a to dobry znak. Następny rozdział dodam NIEDŁUGO, więc proszę, nie pytajcie kiedy następny. Już ogólnie zaczęłam go pisać, więc nie powinno być dużej przerwy. Zmieniając temat, czy oglądaliście już Kosogłosa? Jakie są Wasze odczucia?

piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 16- 'Jak nigdy przedtem'


Słyszę jak Haymitch chwyta za klamkę.

    - Nie! - Krzyczymy jednocześnie z Peetą, starając się powstrzymać byłego mentora od wejścia do naszej sypialni. Drzwi od szafy, w której się znajduję lekko się uchylają i dostrzegam kątem oka jak blondyn chwyta zębami za kołdrę, by przykryć swoją nagość.
    -Co się tak drzecie? Mówiłe...-Haymitch nie dokańcza i zastyga w bezruchu. Stoi tak przez chwilę, a potem wybucha nieopanowanym śmiechem.
    - W co ty żeś się wpakował chłopcze? Katniss cie tak urządziła? -Pyta rozbawiony. Najwidoczniej jeszcze mnie nie dostrzegł. I bardzo dobrze.
    - Błagam cie Haymitch. To nie jest zabawne. Katniss siedzi w szafie i lepiej o nic nie pytaj. Zaufaj mi, wolisz nie wiedzieć. A teraz jakbyś mógł poszukać w sypialni kluczyka od kajdanek?
    - No dobra. Na razie nie będę pytał, ale wszystko mi opowiecie w kuchni, jak już będziecie wolni. To od czego mam zacząć? -Zastanawiam się przez chwile od jakiego zakątka pokoju najlepiej rozpocząć poszukiwania, ale to na nic. Mam kompletną pustkę w głowie. Teraz nareszcie wiem jak się czuje, bądź czuł, na co dzień Haymitch.
    - Od czego chcesz! - Krzyczę, by mężczyzna mógł mnie usłyszeć.
    - Znalazłem! Za długo nie trzeba szukać, jeśli kluczyk leży obok półki w zasięgu wzroku. Zgon masz? - Pyta Peetę.
    - Głupio mi się przyznać, ale chyba tak i pomimo tego nie żałuję, bo wczorajsza noc była najwspanialszą nocą w całym moim życiu.- Rumienię się tak bardzo, że nie muszę patrzeć w lustro by stwierdzić, że jestem czerwona jak burak i cieszę się w takiej chwili, że nikt mnie nie może zobaczyć.
    - No dobra, Peeta. Jesteś wolny. Ubierzcie się i zejdźcie na dół. Musicie mi opowiedzieć co się takiego wydarzyło, że znaleźliście się w takich pozycjach w jakich jesteście. Czekam na dole. - Mówi Haymitch i słyszę jak jego kroki stają się coraz cichsze.




Peeta otwiera drzwi od szafki, a ja przykrywam się swoimi rękoma, ponieważ przypominam sobie, że jestem cała naga.
    - Nie wstydź się, twoje ciało jest piękne Katniss. Zresztą, wczoraj byłaś odważna, jeśli o to chodzi. - Chłopak śmieje się pod nosem i bierze mnie w ramiona. 
    - Peeta! Puść mnie! - Krzyczę przerażona. Czy on zwariował? A co jak Haymitch zaraz tutaj wróci.
    - Nie. Idziesz ze mną wziąć prysznic. I nie jest to pytanie.- Nie mam wyjścia, więc nie wyrażam żadnego przeciwstawienia. Kiedy stoimy tak pod prysznicem, a ciepłe krople wody spływają po naszych ciałach, mój umysł się wyłącza na chwilę i doznaję spokoju, którego tak naprawdę dosyć długo nie miałam. Relaks. Zapomniałam znaczenia tego słowa. Tyle się w ostatnim czasie wydarzyło, że myślałam, że już nigdy nie będę mogła mieć takiej chwili, w której niczym nie będę musiała się przejmować. A jednak. Gdy Peeta jest przy mnie, przepełnia mnie spokój i szczęście. Nie wiem jak kiedyś mogłam się w ogóle zastanawiać nad tym czy kocham mojego piekarza.Jest taki słodki i bezbronny. Moja chwila relaksu po chwili jednak mija, gdy blondyn zakręca kran i ubiera się przypominając mi, że Haymitch cały czas jest na dole, czekając na nas. Tak, więc sięgam po ręcznik i zaczynam się wycierać. Mam nadzieję, że zawsze już tak będzie, że wszystko co złe już minęło i więcej się już nie powtórzy.



Okej na wstępie powiem, ze jest to chyba ostatni taki rozdział w stylu 'wszyscy szczęśliwi'. Nie chce żeby zrobiło sie nudno i wiem ze jak sie coś dzieje to czyta sie lepiej. Dlatego cieszcie sie ta słodyczą póki możecie i przepraszam, że tak długo musieliście czekać. 



czwartek, 1 października 2015

Rozdział 15

Budzę sie rano w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu, cała naga. Mam wrażenie że głowa mi zaraz eksploduje, a wspomnienia z wczorajszej nocy są całkowicie wymazane. Kompletnie nic nie pamietam.

-Peeta? Jestes tutaj?

-Katniss, tutaj! Pomóż mi! Utknąłem! -Śmieje sie sama do siebie, bo zdaje sobie sprawę w jakiej znajdujemy sie sytuacji. 

-Z przyjemnością bym tobie pomogła, ale ja tez nie mogę sie ruszyć z miejsca. -Słyszę Peete jak prycha śmiechem. 

-Katniss ja jestem nagi i skuty do łóżka, a ty jestes w szafie. Wiem ze to niestosowne, ale dołączam do chlopaka i po chwili śmiejemy sie razem na głos. Jest to pierwszy raz w życiu gdy postanowiłam zaryzykować i spróbować coś nowego i co z tego mam? Jedynie dobry ubaw, niestety nic poza tym.

      ••••••Wspomnienie••••••

-Katniss, dasz radę. Przecież to tylko bimber, nic więcej.

-Ale ja nie lubie pić. 

-Wiem i dlatego cie do niczego nie zmuszam, ale jak bedziesz myślała trzeźwo to nie bedzie ubawu. Spójrz na mnie. -Blondyn bierze kolejną butelkę i wypija całą zawartość tak jakby pił wodę, nic więcej. 

-No dobra. Mogę spróbować. -Mowię w końcu. 

-Zuch dziewczyna. -Sięgam po jedną z 12 butelek i biorę dużego łyka. Mam ochotę zwrócić, ale nie powstrzymuje mnie to od wzięcia kolejnego łyka. Po chwili przestaje liczyć i pijemy razem z Peetą bez opamiętania. Opróżniamy cały zapas, który Haymitch nam ostatnio przyniósł.

Chłopak kładzie sie na łóżko, a ja ruszam zaraz za nim. Zaczynamy sie całować, lecz po krótkim czasie przerywam nasz pocałunek. Zaczynam szukać kajdanek, które odpięłam Peecie, by ten mógł sie napić razem ze mną. Po chwili znajduje je i zapinam chłopaka z powrotem do łóżka. Siadam na przeciwko Peety i zaczynam sie powoli rozbierać, by odrobine sie podrażnić z moim piekarzem. Nie wiem czemu, ale wszystko wiruje dookoła a ja czuje sie jakbym miała za chwile odfrunąć. Chłopak łapczliwie stara sie dosięgnąć mojego biustu, niestety na darmo.

-Mogłabyś mnie już odkuć? -Pyta błagalnym tonem.

-Jeszcze nie Peeta. Pamiętaj, najlepsze na koniec.- Ponownie schylam sie i skladam pocałunek blondynowi. Zauważam ze powoli zaczynam sie uzależniać od pocałunków z nim.

Podchodzę do bokserek ukochanego i szybkim ruchem je zdejmuje. Normalnie taki widok by mnie onieśmielił i bym odwróciła jak najszybciej głowę w druga stronę, ale zamiast tego mam ochotę pobawić sie z członkiem Peety.

Boże, co sie ze mną dzieje? Naprawdę to są moje myśli? 

Zdrowy rozsądek mówi wyraźnie 'stop' ale ja nie zamierzam przestać. Biorę do ręki pana Wacka i zaczynam go dotykać, tak jakbym badała jakąś roślinę. Oglądam go z każdej strony i wkładam do buzi. Nie mam pojęcia skąd naszła mnie ta myśl, lecz nie zamierzam sie zastanawiać, tylko rozkoszuje sie chwilą. Chłopak zaczyna coraz ciężej oddychać, a ja rozumiem, że blondyn jest już gotowy, a w myślach dziękuje Johannie za każdą niezbędną wskazówkę. Peeta rownież odczuwa, że już czas i po chwili czuję jak powoli we mnie wchodzi. Zapominam całkowicie o kajdankach, do których jest przypięty i przylegam mocniej do jego ciała, by ułatwić mu to co zaczął. Z początku czuję rozchodzący we mnie ból i zaczynam tlumic w sobie łzy, lecz chwile pózniej powoli zaczynam odczuwać rozkosz i pragnę więcej,

i więcej 

i więcej

i więcej...

Nie mam pojęcia co sie ze mną dzieje, ale zaczyna mi sie to coraz bardziej podobać. Peeta porusza sie coraz szybciej, a mnie ogarnia fala ciepła oraz chęć krzyczenia. Tak wiec robię. Zaczynam krzyczeć jego imię, a on moje.

I kochamy się tak przez dłuższy czas, póki nie słyszę jakiegoś pukania. Przerywamy z Peetą czynność i zerkamy na siebie przerażeni.

-Moze to duch? -Pytam przestraszona.

-A moze to coś gorszego? Jakiś morderca? -Znów coś zaczyna pukać a ja wystraszona wyskakuje z łóżka i biegnę do szafy cała roztrzęsiona. 

-Ej, nie zostawiaj mnie! -Krzyczy Peeta. Przypominam sobie ze chłopak jest skuty, ale nie zamierzam wychodzić. Wole nie ryzykować. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.

      ••••••Teraźniejszość••••••

-Katniss, musimy sie jakiś uwolnić. Pamiętasz moze gdzie odkładałas kluczyki od kajdanek? 

-Peeta, ja niczego nie pamietam! Mam cholerną pustkę w głowie! 

-Spokojnie. To normalne, wypiliśmy wczoraj trochę za dużo. Musimy po prostu trzeźwo myśleć i jakoś wybrnąć z tej sytuacji. -Blondyn ma racje. Trzeba na spokojnie zacząć sobie wszystko uporządkować i obmyślić plan jak wybrnąć z tego bagna. 

Nagle słyszymy pukanie do drzwi, a następnie kroki osoby która weszła do naszego domu.

-Peeta, Katniss! Effie kazała mi przynieść wam świeże kwiaty do wazonu, a ja tylko wypełniam jej rozkaz. Jesteście? -Słyszę, ze odgłos kroków jest coraz bliżej. Jeśli Haymitch wejdzie do naszej sypialni zobaczy nagiego Peete, skutego do łóżka i prędzej czy pózniej mnie tez zobaczy. 

A tego byśmy nie chcieli.

          ~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam Was, ze ten rozdział sie opóźniał i opóźniał, ale gdy napisałam go i wydawałam ostatnie poprawki, przez przypadek wykasowałam cały rozdział bez kopii i musiałam zacząć pisać od początku. Ale rozdział jest! 18+ tak jak sobie zazyczyliscie. Oczywiście zdaje sobie z tego sprawę ze jestem kiepska w pisaniu tych 18+ ale starałam sie z calych sił. Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy sie pojawi, trzymajcie kciuki by jak najszybciej!

piątek, 11 września 2015

Ponowne przeprosiny

Tak wiem. Obiecałam Wam rozdział już dawno temu ale ze względu na moje sprawy prywatne troszke sie to opóźniło:( Już wzięłam sie za pisanie 18+ i powinnam niedługo skończyć. Wiem ze zapewne wiele z Was przestało już czytać mojego bloga ale dziękuje tym co przy mnie wytrwali, jesteście najlepsi i nie zasłużyliście na to by tyle czekać dlatego tez kawałek z 18+ dołącze do istniejącego rozdziału i napisze odrębny rozdział normalny:)
Jeszcze raz przepraszam i dziękuje za wytrwałość<3

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdzial 14~ 'Imieniny cz.2'

Imieniny minęły w miłej i rodzinnej atmosferze. Było tak jak zawsze marzyłam. Wszyscy przy jednym stole, dużo jedzenia, rozmowy na rożne tematy i te poczucie bezpieczeństwa, które odczuwasz gdy jesteś blisko osób które kochasz.

-Kochanie, mogę już otworzyć?

-Co otworzyć?- Pytam zaskoczona

-Prezent od ciebie

Przypominam sobie nagle, ze Peeta wciąż nie otworzył pudełka.

-Pewnie, ze możesz.- Blondyn patrzy się ma mnie podejrzliwie i powoli zaczyna rozrywać opakowanie. Wszystko robi z niesamowitą cierpliwością i dokładnością. Kiedy zostaje już tylko samo pudełko, ponownie na mnie zerka.

-Na co czekasz? Otwieraj!- Uśmiecham się do niego, lecz w środku cała drze gdyż nie wiem jaka będzie jego reakcja na podarunek. Nie jest to zwykle coś w moim stylu, ale Johanna długo mnie do tego przekonywała.

W końcu Peeta otwiera pudełko . Przez długi czas patrzy się w jego zawartość i milczy. Po minie mogę stwierdzić, ze jest zszokowany.

-T-to dla... nas?- Pyta zdziwiony. Nie mogę stwierdzić czy jest zły czy szczęśliwy, wyglada bardziej na zszokowanego.

-Eh wiem, ze to głupie. Nie powinnam była Tobie tego dawać, był to pomysł Johanny i namówiła mnie do tego, wiec się zgodziłam bo pomyslałam, ze to wcale nie jest takie głupie, ale jak na to teraz patrzę, to czuje się upokorzona i jest mi strasznie głupio, przepraszam Peeta...- Mowię na jednym wdechu

-Katniss...- Stara się coś powiedzieć, ale mu przerywam.

-Daj mi pudelko Peeta, a ja to wyrzucę, udawajmy ze tego w ogóle nie było.

-Ale mi się to podoba.

-Błagam nie mów już nic. Już się czuje głupio.- Mowię ze spuszczona głowa. Po chwili dopiero docierają do mnie słowa Peety.- Czekaj, co?

-Podoba mi się. Po prostu byłem na początku zdziwiony, takie rzeczy to nie w twoim stylu.

Czuje jak moje policzki płoną.

Peeta wyciąga zawartość pudełka i podaje mi strój.

-To jak? Robimy to? Bardzo chciałbym skorzystać z prezentu od mojej najukochańszej.

Po raz kolejny sie rumienie.

-Możemy spróbować- Mowię niezdecydowana.

Wychodzę do łazienki sie przebrać i po chwili jestem gotowa.

Nie mogę sie teraz wycofać, jest za późno.

Wychodzę przebrana. Dochodzę do sypialni i dostzegam Peete. Z ust wydobywa mi sie parsknięcie. Nie mogę sie powstrzymać.

-Pokaż sie no tutaj, zobaczymy kto z kogo będzie sie śmiał.

Peeta ma racje, lecz za każdym razem gdy kieruje na niego wzrok nie mogę opanować śmiechu.

Peeta

Na łożku

Skuty kajdankami

W samej bieliźnie.

Jest to zarazem śmieszne jak i seksowne.

-Podejdziesz do mnie czy mam tutaj tak leżeć cała noc?

-Cierpliwości.- Wchodzę na łóżko i kładę sie na Peete. Schylam sie i całuje go delikatnie. Chłopakowi jednak to nie wystarcza i zaczyna całować mnie coraz mocniej i mocniej, aż w końcu całujemy sie bez opamiętania.

-Jesteś gotowy na niegrzeczna Katniss?

-Jak nigdy dotąd.

Może Johanna miała racje? Może warto czasem w życiu poeksperymentowac?


~


Wiem, ze rozdział krotki, ale nie chciałam żebyście tak długo czekali. Chciałam napisać coś w stylu 18+ ale nie wiem czy byście chcieli taki rozdział. Napiszcie w komentarzach co chcecie by wydarzyło sie w następnym rozdziale, a kto wie? Narazie Was żegnam i życzę udanych wakacji! (Trochę spóźnione no cóż)

piątek, 24 lipca 2015

NEWSY!

Witam Was kochani! Tak, wiem ze nie było mnie dosyć długo, ale koniec roku i te sprawy. Teraz jestem na całe wakacje w Wielkiej Brytanii wiec będzie mi cieżko często pisać ale obiecuje Wam ze nie zostawię tego bloga :) Będę pisała jeszcze przez długi czas także proszę się nie martwić :) Następny rozdział ukaże się już niedługo

A tak zmieniając temat, kto widział już OFICJALNY ZWIASTUN KOSOGLOSA CZ. 2

Tutaj macie link:   http://youtu.be/n-7K_OjsDCQ.

środa, 20 maja 2015

Rozdział 14~'Imieniny cz.1'

Cieszę się, że nareszcie jesteśmy wszyscy razem. Gdy siedzimy tak przy rodzinnym stole, gdzie świętujemy imieniny Peety dopiero teraz zaczynam rozumiec, że oni są dla mnie wszystkim i gdybym miała ich stracić, to nie wiem co by zrobiła.

-Dobrze to teraz czas na prezenty. Peeta, życzę ci wszystkiego co najlepsze, by twój umysł był wypełniony tylko tymi dobrymi myślami, bardzo dużo zdrowia oraz długiego żywota u boku Katniss.-Gdy Annie kończy składać życzenia, wręcza blondynowi pudełko średniej wielkości. Peeta potrząsa pudełkiem. Zapewne zastanawia się co w nim jest. Śmieję się pod nosem i parzę jak mój ukochany starannie otwiera swój prezent. Okazuje się, że jest to książka kucharska.

-O matko, Annie! Skąd to masz?!

-W czwórce mam koleżankę, która mi ją załatwiła.-Dziewczyna uśmiecha się do Peety, a ten nie może posiąść się z radości.
Następnie podchodzą Effie wraz z Haymithem.

-No młody, dużo alkoholu, zabaw z Katniss...-Gdy nasz były mentor chce dokończyć swoją wypowiedź, przerywa mu Effie, pukając go w głowę.

-Wybacz Peeta. Skarbie, życzę tobie najlepszych ciuszków prosto z Kapitolu, jak najdroższych prezentów oraz najlepszego wystroju domu.-Mój ukochany zaczyna się śmiać i przytula parę.

-Nowa koszula i bimber. Dziękuję wam, jesteście najlepsi.-Cieszę się, że Peeta jet zadowolony. Może nie są to jego wymarzone prezenty, ale jednak są one od najbliższych i to się naprawdę liczy.
Przychodzi kolej na Johanne.

-Mój ty przystojniaku! Życzyłabym tobie najlepsze branie w całym Panem, ale po pierwsze juz je masz, a po drugie Katniss by mnie chyba zatlukla. Tak więc chcę tobie życzyć bardzo dużo udanego seksu, namiętności z bezmózgiem i żeby nam już nikt ciebie nie porywał. Trzymaj, taki skromny prezencik ode mnie.-Kiedy Peetw rozpakowuje prezent od Johanny, staję wryta i robię się czerwona jak burak.

-Johanna!-Warczę.

-No co? Przyda wam sie trochę fantazji w łóżku, a jeżeli nie chcesz to zawsze ja mogę wziąć sobie to i z Peetą...

-Zabiję cię kiedyś, obiecuję.-W opakowaniu znajduje się seksowny strój pokojówki, bicze itp., czyli inaczej cała Johanna.

Gdy wszyscy są już po wręczeniu prezentów, nawet Gale, przychodzi kolej na mnie.

-Peeta, wiem, że nie potrafię dobierać tak pięknie słów jak ty, ale postaram się jak najlepiej złożyć tobie życzenia.  Wszyscy wiemy, że te złe jak i ciężkie chwile, które przeszedłeś są moją zasługą i że niegdy nie zaslugiwalam i zaslugiwac nie będę na ciebie, ale wiedz że kocham ciebie najbardziej na świecie i choć pojęłam to tak późno, to na pewno jak najbardziej szczerze. Życzę ci, więc szczęścia, dużo miłości, jak najwięcej tych dobrych chwil, zdrowia i długiego, spokojnego życia, u boku osoby, którą kochasz. Przyjmij ten prezent jako dowód mojej miłości, chociaż gdybym miała opisać moją uczucia do ciebie rzeczą to nie mogłabym tego zrobić, ponieważ żadna rzecz nie jest tak ogromna jak moja miłość do ciebie.

-Katniss...-Peeta zaczyna mnie ściskać tak mocno, jakbym miała zaraz zniknąć i szepcze prosto do ucha.

-Kocham cię. Zawsze i na zawsze.

-Ja ciebie też Peeta.-Mówię i podaję blondynowi prezent ode mnie. Nie jest on specjalnie duży, ale liczy się zawartość. Mam nadzieję, że ucieszy się chociaż odrobinę.

-To co, kto ma ochote na tort?

-Upiekliście dla mnie tort? Nie musieliscie sie az tak wysilac...

-Wszystko co najlepsze dla najlelszej osoby. Przyznaj sie, jestes ciekawy jak nam wyszedł.

-Może troszeczkę.

Peeta ma zamiar rozpakować prezent ode mnie, lecz na całe szczęście powstrzymuję go od tego.

-Kochanie nie teraz. Otworzysz go gdy będziemy sami.

-Mam się bać?-Lekko chichoczę i przytulam do siebie blondyna. Tęskniłam za tym i to bardzo.

Nagle do pomieszczenia wchodzi Annie wraz z Johanną. Niosą przeogromny tort, który ma różne warstwy.


No i tak prezentuje się pierwsza część rozdziału, niedługo 2 część wiec bądźcie cierpliwi. Zauważyłam tez, ze ilość komentarzy spadła co mnie smuci :( 
Kiedyś było po 10-12, a teraz jet tak z 6-7. Mam nadzieje, że pod tym rozdziałem komentarzy będzie przynajmniej 10
Kocham i pozdrawiam wszytkich <3
~Julia Mellark

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 13 - "Słodkie bezy połączone ze ścianą"

-Katniss, przepraszam.. Przepraszam za wszystko... Proszę, wybacz mi-kręci przecząco głową. Karci się, a ja nie wiem czy dobrze robię ignorując jego słowa.
-Peeta nic się nie stało, przecież to, że mnie nie pamiętałeś to nie była twoja wina. Za wszystkim stoi ta przebrzydła..-zawieszam się, ponieważ momentalnie jej imię wylatuje mi z głowy. Albo ze szczerej nienawiści do tej kobiety albo ze zwykłego zmęczenia.
-Sevena?-pyta ironicznie Peeta i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
-Dokładnie-zauważam i uśmiecham się niewinnie. Blondyn cicho się śmieje i podaje mi dłoń.
-Wracajmy już Katniss, reszta nie wie gdzie jesteś-posyła mi pokrzepiający uśmiech i patrzy na mnie z wyraźną ulgą.
-Dobrze chodźmy-odpowiadam i podaję Peecie rękę. Wyprowadza mnie z lasu, a ja czuję się skrępowana, ponieważ tym razem to on zna dobrą drogę w moim świecie. Zajmuje nam to trochę czasu, ale dajemy w końcu radę przedrzeć się przez gęstwiny. Gdy dochodzimy do znajomych wszyscy odwracają głowę w naszą stronę. Johanna dokładnie mnie lustruje, a gdy już zauważa, że wszystko jest dobrze, jako pierwsza rzuca mi się na szyję. Potem każdy po kolei, a ja odwzajemniam wszystkie ich uściski. Tak bardzo za nimi wszystkimi tęskniłam. Nareszcie nasze życie może wrócić do normy. Bynajmniej taką mam nadzieję.
-To, co Pan Prezydent proponuje?-śmieją się razem i zerkają na blondyna.
-Może już wracamy, co? Trochę się stęskniłem za naszym małym domem wariatów.
-Jestem za!-krzyczy Haymitch i wyjmuje z kieszeni piersiówkę. Effie patrzy na niego spod długich rzęs i kręci głową z dezaprobatą.
-Nałożę ci limit-oznajmia i zostawia byłego mentora w tyle.



Gdy docieramy do domu, wszyscy rozchodzą się do swoich mieszkań, po to by się przebrać i przyjść do nas. W końcu mamy zaległą imprezę imieninową. Prawdopodobnie Mellark zapomniał o swojej uroczystości. Zapomniał, myślę. Przez chwilę przechodzą mnie dreszcze i jestem zmuszona zamknąć oczy, aby tylko się nie przewrócić. Przełykam głośno ślinę i łapię się blatu kuchennego. Nie wiem jak można być tak okropnie złym. Trzeba mieć okropnie zniszczone życie, a takie mała Sevena. Kiedy ja przeżywam swoje małe załamanie do pokoju wchodzi rozanielony Peeta. Zabiera jedno winogrono z ogromnej misy i wolno przeżuwa. Ignorując mój ból zaciskam ręce w pięści i uchylam powieki.
-Kochanie, idź się ładnie ubrać, a ja postaram się coś ugotować-mówię i uśmiecham się ciepło. To ja teraz potrzebuję pomocy, a jedynym lekarstwem jest to, co stoi na najwyższej półce.
-Z, jakiej to okazji?-pyta i mruży oczy. Podchodzi bliżej i łapie mnie za ręce stopniowo chyba odgadując mój stan.
-Zobaczysz, a teraz leć na górę-całuję go w policzek i idę do kuchni. Po chwili słyszę jak niepewnie porusza się na górę. Kiedy dociera do mnie odgłos zamykanych drzwi szybko dobieram się do szafki. Gdzie jesteś?, kołacze mi w głowie, kiedy zaraz po tym mam w ustach pięć kolorowych tabletek. Spokojnie Katniss, wszystko będzie dobrze. Tylko musisz się uspokoić. Przełykam pigułki i zagryzam dolną wargę. Muszę się skupić na czymś innym. Gotowanie. Będzie trochę ciężko. Całe jedzenie, które było przygotowane nadaje się teraz do wyrzucenia. Będę potrzebowała do tego pomocy. Sięgam po telefon i dzwonię do Annie. Na moje szczęście rudowłosa odbiera już po kilku minutach. Opowiadam jej całą sytuację, a ona jedynie zgadza się na wszystko, co jej zaproponuję. Mówi, że za parę minut powinna się pojawić, a ja jedynie wyrzucam śmietki do pobliskiego kosza. Kładę się na kanapie i spokojnie wszystko powtarzam. Doktor Aurelius może miał rację, że to przez stres mam halucynacje, osłabienie i depresję? Niezbyt ufam temu czarusiowi, ale skoro jest lekarzem to raczej wie, co robi. Kiedy tak leżę i wspominam do domu wchodzi Annie z tysiącami garnków, patelni, rurek, rękawów do lukrów i saszetek. Otwieram usta żeby coś powiedzieć, lecz potem od razu je zamykam. Jeśli ja mam gotować z tym wszystkim to zejdzie się do przyszłego tygodnia. Rudowłosa oznajmia, że jakoś sobie poradzimy i mam nie przesadzać. Staję obok niej i porozrzucanych "narzędzi". Łapię się za biodra i wydymam usta.
-Ja robię ciasto, ty zrobisz resztę. Sprawiedliwe-uśmiecham się i zabieram do pieczenia.


Szczerze mi to nie idzie. Nie to co Annie. Zrobiła już pięć potraw, a ja się męczę z mikserem. Mam złe przeczucie, że w każdym momencie może zejść Peeta i będzie się tu krzątał, rządził i całe przyjęci piorun strzeli. Oblizuję palce, które zanurzyłam w puchatej bezie i delektuję się słodkim smakiem. Nie jest całkowicie spieniona, ale, gdy się jej skosztuje rozpływa się na podniebieniu. Mogłabym zostać smakoszem. Rudowłosa wyjmuje z piekarnika okropnie smaczną kaczkę, a ja zauważam, że zjadłam 3/4 bezy. Zagryzam policzek i krzyżuję ramiona. Co teraz? Naprawdę jestem taką niezdarą, że nie umiem zrobić Niczego? Podchodzę do kobiety i uśmiecham się przyjaźnie.
-Annie..-przeciągam n, a ona patrzy na mnie rozczarowana. Kiwa głową na znak zgody i ponownie zabieramy się za robienie ciasta. Kiedy chcę sprawdzić gęstość piany dostaję po palcach. Prycham trochę złośliwie i ukradkiem, kiedy Annie odwraca się by zerwać bazylię do kaczki oblizuję łyżkę stojącą obok. Winszuję sama sobie i oznajmiam rudowłosej, że idę się odświętnie ubrać. Tak naprawdę będę czatować czy blondyn przypadkiem nie ma ochoty zejść na dół. Wciskam się w róg przy mahoniowych drzwiach i zaczynam gonitwę myśli. Muszę się jakoś przygotować na dzisiejszy wieczór. Jeśli w pewnym momencie zabraknie mi sił i będę zmuszona wziąć tabletki? To się może źle skończyć i ja jestem tego pewna. Po dwudziestu minutach do domu zaczynają schodzić się ludzie. Kiedy chcę się wydostać uniemożliwia mi to ściana. Pięknie, Everdeen, myślę. Zaklinowałam się. Peeta odszykowany jakby się urodził w Kapitolu schodzi na dół, a kiedy już się tam znajduje słyszę głośne śmiechy. Znowu wszystko zepsułam.


Peeta

-Wie ktoś może, gdzie jest Katniss?-pytam, ale wszyscy kręcą przecząco głowami. Annie jedynie posyła mi spojrzenie i kiwa pokazując schody. Gdyby tam była to, gdzie mogłaby się podziać? Na górze są dwa pokoje, z czego dwa to garderoba i łazienka. Kiedy Haymitch zaczyna opowiadać, jak to jest biedny, ponieważ Effie zaczyna go okładać, kiedy pije, ja niepostrzeżenie wchodzę na górę. Dokładnie szukam duszy w pokojach, ale za nic nie ma śladu po Katniss. W końcu zauważam cień przy drzwiach od sypialni. Zabieram z rogu jeden ze sztucznych "bambusów" ustawionych przy łazience i podążam w tamtym kierunku. W końcu, gdy podchodzę do sprawcy zaczynam się gromko śmiać. Katniss zaklucza ręce i marszczy nos. Podaję jej rękę i pomagam się wydostać, nadal się śmiejąc.
-Mam za duże biodra-oznajmia i wzdycha smutno.
-I tak cię kocham-mówię i całuję ją w czoło

Dzisiaj macie rozdział dosyć słabo napisany, ponieważ wszyscy chcą mi zabrać komputer, a Julka nie ma zbytnio czasu :c Przepraszamy, że tak długo nie było rozdziałów, ale szkoła i te sprawy ;)) Julia ma egzaminy gimnazjalne...W następnej notce opiszemy (chyba raczej może jednak iż analiż tak) imprezę imieninową Peety i mam nadzieję, że zostawicie dużo komentarzy <3 Pozdrawiamy was i przepraszamy za taką dosyć słabą notkę, pyśki :*
~MajaHutcherson
~Julia Mellark


środa, 11 marca 2015

Rozdział 12 "Las"

Katniss:

Biegnę ile sił w nogach. Byleby jak najdalej stąd. Muszę... No właśnie, co ja muszę? Do Peety nie mam co wracać. Nie pamięta mnie. Cieszę się jego szczęściem, lecz niestety może nie było nam pisane bycie razem. Moi przyjaciele są bezpieczni. Cali i bezpieczni. Chciałabym ich zobaczyć, ale nie zamierzam wracać. Chcę wyjechać gdzieś, gdzieś daleko. Nie do 12 Dystryktu. Nie mogłabym znieść widoku blondyna, o ile by w ogóle wrócił. Jest w końcu prezydentem, a to jest duża odpowiedzialność,  więc wątpię, żeby chciał wracać. Może tak będzie lepiej? Może będzie szczęśliwszy z dala ode mnie? Teraz zacznie nowe życie. Bez cierpienia oraz bólu, jaki mu sprawiałam za każdym razem, gdy był w pobliżu mnie...
Nagle się zatrzymuję. Coś mi tutaj nie pasuje. Jestem w lesie i robi się coraz ciemniej. Nie znam tutejszego lasu, nigdy tu nie byłam. Do głowy przychodzi mi nieciekawa myśl.  Chyba się zgubiłam... Wzdycham cicho i rozglądam się po okolicy. Co teraz? Wyśpiewuję krótką melodię Kosogłosów, a po chwili odpowiadają mi właśnie te ptaki. Jeżeli ktoś jeszcze o mnie pamięta to rozpozna moje "S.O.S". Siadam pod grubym drzewem i cicho pogwizduję. Pomimo mroku jestem zdolna zauważyć moje  niektóre rany i blizny. Nagle słyszę głośne łamanie gałązki i aż sama nie mogę w to uwierzyć.

Peeta:

-Co to znaczy "nie wiem gdzie jest Katniss"?-mało nie krzyczę.
-No po prostu, nie wiem. Podobno wybiegła zaraz po ogłoszeniu wyników I słuch po niej zaginął.
-Miałaś ją mieć na oku!
-Oj kochanie, po co ci ona? Masz przecież mnie, nie pamiętasz?
-Pamiętam I to aż za dobrze. Wszystko pamiętam, rozumiesz? Wszystko.
-Przecież to niemożliwe, mieli tobie dać..
-Co dać?-Przerywam jej.
-N-nic...
-Mów!
-Większą dawkę serum.-Szepcze. Nie mogę w to uwierzyć. Dałem się. Po raz drugi.
-Po co mi podalas te serum? Żeby mieć nade mną kontrolę?
-Nie! Znaczy się w pewnym sensie tak. Kocham ciebie I chciałam, żebyś i ty pokochał mnie.
-I po to to wszystko było? Bo buzuja ci hormony? Zakochasz się jeszcze nie raz, uwierz mi.
-To nie wszystko. Chciałam po prostu, żeby rządy Snowa wróciły.
-Dlaczego?-Pytam ze zdziwieniem.
-Bo jestem jego wnuczką.

Czuję jak wiatr muska moją skórę. Muszę znaleźć Katniss. Tylko to  się liczy. Nie mogłem tam dłużej siedzieć, za dużo emocji jak na jeden dzień. Z tego co kojarzę jestem w tutejszym lesie. Znam Katniss i mogę się założyć, że gdzieś tutaj jest.

Katniss:

Odwracam się i widzę Peetę. Nowego prezydenta Panem. Jestem ciekawa co on tutaj robi, w końcu jego dziewczyna została w mieście.
-Wszędzie cię szukałem.
-Po co?-Pytam zdziwiona.
-Martwiliśmy się o ciebie...
-Ty czy cała reszta?
-Jeżeli tutaj jestem to chyba oczywiste, że ja również. Katniss ja...-Przerywam mu.
-Nie Peeta. Ja-a sobie poradzę...  Ty masz ważniejsze sprawy na głowie niż dziewczynę, którą ledwie pamiętasz. Masz nową dziewczynę, nowe obowiązki. Nie ma tam miejsca dla mnie.
-Nie mów tak. Chciałem ci właśnie powiedzieć, że...
-Przestań! Nie widzisz, że mam dość litości! Nie mogę być blisko ciebie, wiedząc, że nie mogę ciebie pocąłować,przytulić. To mnie przerasta.-Nagle Peeta podchodzi  do mnie i ujmuje moją głowe, głęboko patrząc mi w oczy.
-Pamiętam cię, Katniss.-A ja tylko zamykam oczy, a blondyn łączy nasze usta w namiętnym pocałunku.  Jednak warto było czekać...

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Chciałyśmy Was przeprosić za tak długie czekanie. Po prostu zbliża się koniec roku, ja mam egzaminy, bierzmowanie i ciężko mi było to wszystko połączyć, ale obiecuje(my) że rozdziały będą pojawiać sie częściej. Wiem, że ten rozdział jest krótki, ale Maya nie miała dostepu do internetu, ze mną też kiepsko i jakoś tak wyszło. Weszłam dzisiaj i posatanowiłam coś dla was wyskrobać. Mam nadzieje, że nam wybaczycie :) 

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 11 "Prezydent"

No dobrze, więc witam po przerwie! Tak, tak wróciłam :) Ale nie sama. Jest ze mną Pani Maja Mellark! Od dzisiaj razem będziemy prowadziły tego bloga :) Mam nadzieję, że się cieszycie xD 
A przed państwem premierowo rozdział 11! Nasze wspólne dzieło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Katniss:

On pamięta. Nie ważne co, ważne że w ogóle coś. Serum najwyraźniej nie było podane w wystarczającej ilości, by wszystko zapomniał. Wiem, że jeszcze daleko do przypomnienia sobie chwil spędzonych ze mną, ale ja mogę poczekać. To wymaga czasu i cierpliwości. Mogę opowiadać Peecie o jego dzieciństwie i o wszystkich ważnych chwilach w jego życiu. Regularna terapia i Peeta będzie z powrotem. Tylko mam nadzieje, że do tego czasu blondyn będzie mnie często odwiedzał.

8 dni później...


Dzisiaj jest ogłoszenie nowego Prezydenta Panem. Starałam się, lecz niestety nie udało mi się przypomnieć Peecie, kim dla niego jestem. Oczywiście przychodził do mnie codziennie i zaczął wspominać swoje prawdziwe dzieciństwo, ale to wszystko. Nic więcej nie pamiętał. Widziałam, że próbował, ale trucizna była silniejsza.
Gdzie są moi przyjaciele? Sama chciałabym wiedzieć. Sevena się nie pokazywała. Była chyba zajęta swoim planem. Ze śmiercią się już pogodziłam, ale boli mnie to, że nie będzie przy mnie Peety oraz moich przyjaciół. Zostałam sama. Skazana wyłącznie na siebie. Nie wierzę, że tak to się skończy. Miał być spokój. No właśnie-miał. Chyba zasłużyłam sobie na spokojne życie. Widocznie nie. Najgorsze jest w tym to, że zawsze cierpią przy tym moi najbliżsi. Ile bym dała, żeby zobaczyć się z moimi przyjaciółmi...
-Już czas.-Powiedział męski głos. No tak. Czas na moją porażkę. Tylu ludzi zginęło po to, żeby inni mieli spokój na jakieś 3 miesiące. A teraz to wszystko na nowo wróci. Strach. Przemoc. Ilu ja już ludzi zawiodłam.
-Gdzie mnie zaniesiecie?
-Sevena chce żebyś miała najlepszy widok na wybory-Świetnie, zawsze o tym marzyłam, myślę, gdy dwoje mężczyzn bierze mnie za ramiona.
-Przecież nie ucieknę-cedzę i przewracam teatralnie oczami. Naprawdę nie uśmiecha mi się oglądanie wyborów, a co dopiero, jeżeli będzie tam ona. Głośno wzdycham i daję się posadzić przed szerokim odbiornikiem. Odwracam wzrok w stronę ściany. Chyba nie sądzili, że będę je jeszcze oglądać. Marmurowo ceglane dzieło jest bardziej intrygujące i o wiele, wiele bardziej interesujące niż Sevena i jej wygrane wybory. Bo nie oszukujmy się - Na pewno ona zostanie nowym prezydentem Panem, a wtedy.. Powtórka z rozrywki. Czyli jednak, co z rodziny to zostaje w rodzinie. W Sevenie płynie zdradziecka krew, chęć władzy i cierpienie niczemu winnych ludzi. Przyglądam się zagłębieniom w budynku.  
-Nowym Prezydentem Panem zostaje-na te słowa od razu się ożywiam i wlepiam wzrok w telewizor. Sevena Snow prostuje się dumnie, otwiera usta i uśmiecha się to tłumu. Wchodzi na pierwszy schodek estrady, a potem mało z niej nie spada. Ja także jestem zaskoczona tym obrotem sprawy. Wręcz wyrywam się z kanapy i zaczynam się głupio cieszyć.
-Peeta Mellark!-krzyczy kobieta na scenie, a wtedy wnuczka Snowa od razu podrywa się do góry.
-Że co proszę? Czy wyście kompletnie powariowali? To ja! Ja miałam wygrać! Ja!  Przecież... On kazał wam na mnie głosować! Peeta nawet nie kandydował! Powiedz im skarbie, że nie chcesz być Prezydentem. -Głucha cisza.-No powiedz im blondasie!
-Nie radzę-grozi jej Peeta, a ja czuję jak od uśmiechu bolą mnie policzki. Wtedy dopiero ich dostrzegam. Oni żyją! Johanna, Haymitch, Effie. Stoją na scenie. Oni wszyscy. Cali. Zdrowi. Bezpieczni. Ze mną. Odwracam się do ludzi Seveny.
-Puścicie mnie już?-pytam jak mała dziewczynka, która została zganiona przez rodziców. Oni tylko patrzą na siebie i wzruszają ramionami. Robią mi przejście, a ja wybiegam. Biegnę ile sił w nogach. 

Peeta:

Wchodzę do swojego pokoju i zaciskam dłonie na krześle. Co się dzieje? Obrazy zaczynają przelatywać mi przed oczami. Raz widzę dziewczynę z celi, a raz zmieszańca, który usiłuje mnie zabić. Łapię się za głowę, aż w końcu nie wytrzymuję i kopię krzesło stojące obok mnie. Niezaprzeczalne, że moja pamięć powraca, ale jak to jest możliwe, skoro wszystko pamiętam? Wiem jak było.. Sevena.. Nie ma jej w tych wspomnieniach. Kazałem Strażnikom Pokoju zabrać ją do środka. Właściwie to czemu jej nie pomogłem? Tuż obok mnie stał Haymitch. Haymitch.. Haymitch! Pamiętam go, był naszym mentorem. Naszym. Katniss. Przecież cię pamiętam! Johanna, Effie... Wychodzę z pomieszczenia i idę na estradę.
-Oto nasz nowy Prezydent Panem!

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 10 "Skrawek pamięci"

Ten rozdział dedykuję 0niewidzialna0 :) chciałaś z perspektywy Peety to masz <3 Ostatnią część One Shota kończę, więc powinna się niedługo pojawić :D Dziękuję też  pannieHutcherson za obronę i za regularne komentowanie <3 Tobie również dedykuję rozdział ♥
P.S Kocham Was wszystkich <3

***

*Peeta*

Gdy jestem już za drzwiami, oddycham z ulgą. Trochę niezręcznie się czułem przy tej dziewczynie. To dziwne, gdy ktoś nieznajomy mówi o tobie tak, jakby znał cię całe życie... Ale jest w niej również coś pociągającego, co sprawia, że chcę być blisko niej. Blisko Katniss. Ma śliczne imię. Bardzo do niej pasuje. Idę do pokoju, by się położyć spać, lecz nagle zauważam biegnącą do mnie Sevenę.
-Gdzieś ty był?! Szukałam cię wszędzie!-Zaczyna krzyczeć jak opętana. Rozumiem, że się martwiła, ale nie było mnie zaledwie pół godziny. Nie ma co dramatyzować...
-Już okej, wróciłem już. -Uspokajam ją, ale nie daje za wygraną.
-Gdzie byłeś?
-U tej dziewczyny. Musiałem emmm...-Myśl Peeta, myśl. Nie możesz powiedzieć jej prawdy.-Musiałem dać strażnikowi, który ją pilnuje coś do picia, bo mnie o to poprosił.
-Niech ci będzie. Ale nie odchodź ode mnie bez słowa. Nigdy.
-Dobrze kochanie.-Wzdrygam się wymawiając te słowa, ponieważ jeszcze nie przywykłem do tego, że mam dziewczynę. Obudziłem się nic o sobie nie wiedząc. Pokazali mi wspomnienia z dzieciństwa.
Wspomnienia.
Coś mi to  mówi i nie jest to nic przyjemnego. Czuję jak zaczynam się nadmiernie pocić. Nie rozumiem co się dzieje.
Kładę sie do swojego łóżka obok łóżka Seveny.
-Dobranoc.-Słyszę cichy szmer i po chwili wszystko cichnie. Pewnie już śpi-myślę. Wstaję najciszej jak mogę i zaczynam kierować sie w stronę celi Katniss. Chcę jej dać koc. Ona nie ma nawet łóżka. Gdy dochodzę na miejsce, zatrzymuje mnie czyjś głos.
-Panie Mellark nie powinien pan iść spać?-Pyta się jeden ze strażników.
-Przyszedłem Cię zmienić. Widzę, że odpływasz, a ja coś czuję że dzisiaj już nie zasnę...
-Naprawdę mógłby pan..?
-Oczywiście. Leć do wyra, ja sobie tutaj posiedzę.
-Dziękuje.-Nie mija nawet 5 minut,a zostaję sam. Wchodzę powoli do celi i zastaję leżącą Katniss na podłodze. Wyglada tak niewinnie...
Nie Peeta. Ona jest zła. Rozpętała wojnę. Chciała się pobawić w dowódcę.
Jest taka drobna... Ktoś taki jak ona nie może być zły. Bez serca .
Podchodzę do dziewczyny i układam koc na jej ciele. Nagle czuję jak mnie
odpycha i odskakuje na drugi koniec pomieszczenia.
-To tylko ja. Przyniosłem ci koc.
-Ppo co..?
-Nie chcę żebyś zmarzła. Tu jest strasznie zimno.
-Dziękuję-Zauważam ukradkiem rumieńce, które sie pojawiają na jej policzkach.
-Zostaniesz ze mną?-Nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Przecież nie mogę tutaj zostać na całą noc. Sevena sie wścieknie. Zresztą jest moją dziewczyną i powinienem właśnie z nią spędzać większość czasu. Przecież zawsze tak było. Odkąd sie urodziłem. Prawda...?
Jakiś cichy głos w mojej głowie podpowiada mi, że coś jest nie tak. Tylko jeszcze nie wiem co...
Zauważam, że Katniss wtuliła sie we mnie nie czekając na odpowiedź, ale cały czas serce nasuwa mi na język jedno słowo.
-Zawsze.-Dziewczyna uśmiecha się lekko i wtula się we mnie coraz mocniej. Wiem że nie powinienem, ale na mojej twarzy rownież pojawia sie uśmiech.

***

Budzę się rano przy Katniss. Musiałem wczoraj zasnąć i zapomniałem wrócić do Seveny. Patrzę na zegarek, który dostałem od dziewczyny i wnioskuję, że jest godzina 5:34. Trochę wcześnie. Posiedzę jeszcze chwile, mam czas.
-Peeta? To ty?
-Tak.
-Co ty tu robisz? Przecież masz ciepłe, miękkie łóżko i zamiast tego wybierasz zimny cement?
-Nie chciałem ciebie obudzić. Spałaś na moim ramieniu i bałem się, że każdy ruch może cię obudzić...
-A co z Seveną?
-Pewnie jeszcze śpi. Jest przed szóstą.
-Pamiętam jak zazwyczaj budziłam się w pustym łóżku, ponieważ ty już robiłeś śniadanie. Wszystko było zawsze na czas.-Czuję jakby skrawek wspomnienia z dzieciństwa przeszedł przez mój umysł. Pamiętam poranne wstawanie.
-Musiałem zawsze wstawać bardzo szybko, ponieważ ludzie stawali już o świcie w kolejkach po chleb.
-Pamiętasz.-Szepcze Katniss z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ja...Ja sam nie wiem...Głowa mi pęka...-Czuję, jakby w moim umyśle odbywała się walka wspomnień. Te z Kapitolu przeciwko tym z 12 Dystrtyktu.
-Muszę wyjść. Przepraszam.-Mówię i wychodzę.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9 "On mnie nie pamięta"

Zapraszam do komentowania oraz do zadawania pytań bohaterom opowiadania w zakładce "Zapytaj bohatera" :)




-Pytam się ostatni raz. Co Ty mu zrobiłaś!-Krzyczę załamana. Widok Peety przytulającęgo inną dziewczynę przyprawia mnie o mdłości.
-Skarbie mógłbyś nas zostawić same?-Peeta stoi i się we mnie wpatruje, lecz po chwili się otrząsa i opuszcza pomieszczenie. Gdy całkowicie znika z zasięgu wzroku Sevena kontynuuje.
-Powiedzmy, że podałam Mu serum pamięci. Gdy się obudził nic nie pamiętał, był jak nowonarodzony. Można było Mu wmówić byle kit.
-Jak mogłaś? Przecież to jest teraz inna osoba. To nie jest Peeta.
-Ależ kochana, to Peeta we własnej osobie. Ten sam charakter i ten sam talent, tylko po prostu wspomnienia inne.-Wspomnienia. Ciekawe czy pamięta tortury w Kapitolu..? Oczywiście, że nie. Ta gówniara zapewne wmówiła Mu, że znają się od dzieciństwa. Kłamca. Jestem w rozsypce. Ja dla Peety nie istnieję, tak jakbym nigdy się nie urodziła. A jednak patrzył na mnie jakby coś mu się przypomniało, albo mi się tak zdawało.
-I jak się teraz czujesz? Bo ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. W Dzień Wyborów, gdy zostanę Prezydentem, Peeta ma zamiar mi się oświadczyć i zaraz po tym Cię zabiję. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Będziesz gniła w lochu do końca swojego nędznego życia.
-Sevena, Ty wcale nie musisz być taka jak Twój dziadek. Możesz dokonać własnego wyboru.
-Już go dokonałam. Moim wyborem, moją decyzją jest pomścić mojego dziadka, którego Ty zabiłaś!
-Przecież to nie ja Go zabiłam.
-To że nie zabiłaś Go osobiście wcale nie znaczy, że jesteś niewinna. Bo to wszystko przez Ciebie! Wyprowadzić ją stąd do jej lochu. Niech tam siedzi.-Podchodzą do mnie mężczyźni i zaczynają mnie ciągnąć z powrotem do ciemnego holu.
-Zaczekaj! Powiedz mi tylko co się stało z moimi przyjaciółmi? Ich też wzieliście?!
-Cokolwiek byle Cię złamać.-Szepcze Sevena. Czyli wiem już, że tak.  Te słowa. Prim użyła identycznych w 13 Dystrykcie...
Nagle czuję nasilijący się ból głowy, a przed oczami mam coraz ciemniej, aż w końcu całkowicie tracę kontakt z rzeczywistością.

***

Leżę na łące pełnej kwitnących mniszków. Jest wiosna. Ciepła, słoneczna wiosna. Obok mnie Prim bawi się z Rue, a w oddali widzę Finnicka z Mags. Są tutaj wszyscy. Jest tutaj tak spokojnie i tak cicho. Chciałabym tu zostać na zawsze, ale czegoś mi brakuje. Brakuje mi Peety. Jego ciepłego uśmiechu, silnych ramion. Tęsknię za nim. Długo już Go nie widziałam i raczej nie zobaczę w najbliższym czasie. Jest teraz "szczęśliwy" z Nią. Są małżeństwem i mają dzieci. Mają szczęście, że mieszkają w Kapitolu i że ich rodzice pełnią ważną funkcję, bo inaczej wylądowałyby na arenie. Podobno wznowiła igrzyska, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam pomóc nawet Peecie, przecież mnie nie pamiętał...
-Katniss nie martw się, napewno niedługo się zobaczycie.
-A jak On tutaj nie trafi? Bo jest taka możliwość, prawda?-Prim się nie odzywa potwierdzając moje przypuszczenia.
-Kaczuszko ja jestem tu szczęśliwa, ale świadomość że stał się zupełnie inną osobą i ożenił się z Seveną... Wciąż o Nim myślę. Żałuję że Mu nie pomogłam.-Przed śmiercią nic innego nie robiłam, tylko leżałam w lochu załamana. Nawet gdy Peeta przychodził, by dać mi jedzenia. Mogłam się wziąć w garść i spróbować Go przywrócić i uciec, a nie się wygładzać. Byłam głupia i straciłam swoją szansę. Mam chociaż nadzieję, że Peeta jest szczęśliwy...

***

Otwieram szeroko oczy i rozglądam się dookoła. Jestem z powrotem w ciemnym pokoju. Wciąż jeszcze żyję. Może to miało mnie ostrzec? Ostrzec przed tym co może się stać? Tam gdzie byłam we śnie było pięknie, ale chciałabym jeszcze trochę pożyć, pomimo tego jak bardzo za Nimi wszystkimi tęsknię. Nagle słyszę czyjeś kroki. Kładę się na podłodze i udaję, że śpię.
-Wiem, że nie śpisz. Nie bój się nic Ci nie zrobię.-Ten głos. Taki delikatny, cichy i spokojny. Staram się jeszcze przez chwilę delektować się nim i dopiero po chwili odpowiadam.
-Co Ty tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz ze swoją dziewczyną?-Mowię z odrazą. Zauważam na Jego twarzy zakłopotanie.
-Emm nie...to znaczy tak,ale... przyniosłem Ci coś do jedzenia.-Rzucam się na kawałek chleba i zaczynam go w siebie wpychać.
-Ty go piekłeś? Bo smakuje identycznie, jak ten który zazwyczaj pieczesz.-Pozwalam sobie na lekki uśmiech, lecz po chwili przypomina mi się, że Peeta wcale nie pamięta jak piekł dla mnie różnego rodzaju pieczywa.
-Skąd wiesz, że piekę?
-Wiem też, że lubisz spać przy otwartym oknie, zawiązywać sznurówki na dwa razy i nie słodzisz herbaty...A no i Twoim ulubionym kolorem jest pomarańczowy jak zachód słońca. Lubisz też malować, masz prawdziwy talent. Oprócz tego lubisz też mnie całować i ogólnie spędzać ze mną czas. Wiele razy Cię zraniłam, ale Ty i tak mnie kochałeś. W przyszłości chciałbyś mieć dzieci. Kochasz dzieci. Jesteś spokojny i delikatny, lecz czasami wpadasz w furię. Zawsze służysz chętnie pomocą...-Chcę powiedzieć Mu jeszcze więcej, ale łzy napływają mi do ust i nie jestem w stanie kontynuować. Z resztą jaki to miałoby sens? On nadal nie wie kim jestem.
-Coś dużo wiesz na mój temat jak na obcą osobę.
-Bo ja nie jestem obcą osobą. Jestem Twoją Katniss.
-Wybacz, ale naprawdę Cię nie pamiętam i niemożliwe by było żebyśmy się znali wcześniej, ponieważ ja od urodzenia mieszkam w Kapitolu. W dzieciństwie, miałem jedną przyjaciółkę. Sevenę. Przepraszam, ale muszę już iść...
-Peeta, zaczekaj! Mogłabym Cię przytulić?-Pytam z nadzieją w głosie. Widzę jak blondyn zastanawia się co zrobić, lecz ostatecznie podchodzi do mnie i obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami.
-Nie jesteś wcale taka zła jak mówiła Sevena.-Szepcze mi do ucha, po czym wychodzi.

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 8 "Zdrajca"

Zapraszam do kolejnego rozdziału :) Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy. Serio. Jest ich coraz mniej :( Liczę na Was. Powinno się znajdować pod tym rozdziałem więcej komentarzy, niż pod poprzednim inaczej rozdział 9 się nie pojawi. Zapraszam również do zakładki "Zapytaj bohatera"

***

To niemożliwe. Przecież widziałam na własne oczy jak umierał. Widziałam jak się krztusił. Widziałam Jego martwe, staranowane ciało. Widziałam to na własne oczy. Widziałam to. Więc jak to jest możliwe, że żyje..? Może to jest zły sen? Kolejny koszmar, z którego się zaraz wybudzę w ramionach Peety?
-To napewno zły sen.-Szepczę do siebie, szczypiąc się w ramię.-Zaraz się obudzę.
-Skarbie, to rzeczywistość. Musisz się wziąć w garść. Trzeba się czegoś dowiedzieć o...
-Co Haymitch?!-Przerywam Mu.-Co Ty chcesz się dowiedzieć?! To koniec, rozumiesz? Już jestem martwa. Moje życie nigdy nie będzie wyglądało normalnie. Przeżyłam zbyt wiele.
-Więc co zamierzasz zrobić? Chcesz tu siedzieć i czekać na śmierć?-Nic nie odpowiadam tylko przytulam się do Johanny.
-Może jutro rano wyruszymy całą paczką do Kapitolu..? Oczywiście bez Effie i Annie, bo jedna będzie marudzić, a druga ma maleńkiego synka. Kto wie, może tam się czegoś dowiemy. Musimy dojść najpierw do tego, kto Tobie wysłał tą karteczkę, ale narazie wszyscy odpoczniemy.
-Ale ja nie chcę tak długo czekać. Najlepiej wyjechać już teraz. Może ten ktoś porwał Peetę? Może robi to samo, co Snow kiedyś? Krzywdzi Jego, by skrzywdzić mnie.
-Ciemna maso, musisz być wypoczęta. Nie chcesz chyba nam paść w połowie drogi?- Nagle w pokoju rozlega się jakiś dźwięk, po czym na ścianie pojawia się kosogłos. We trójkę zaczynamy się przyglądać temu co ma się za chwilę pojawić. Wiadomości rozpoczyna Ceasar, który mówi o nadchodzącym głosowaniu na nowego Prezydenta Panem, ponieważ Paylor postanowiła zrezygnować. Nie zwracam zbytnio uwagi na to o czym dokładnie mówi mężczyzna, do pewnego momentu.
-...A teraz przedstawimy państwu jedną z wielu w tym tygodniu wystąpień Zwycięzcy Peety Mellarka!-Znika Ceasar ze studiem, a pojawia się Peeta stojący na scenie i przemawiający do tłumu.
-Wiem, że przez ten okres wiele złego się zdarzyło, lecz nareszcie nadszedł tego kres. Nadeszła dla nas nowa nadzieja na lepsze jutro. Powinniśmy wybrać rozsądnie naszego przyszłego Prezydenta, dlatego chciałbym zgłosić do kandydowania Sevenę Snow. Niech Was nie zmyli nazwisko. Jest to silna i dobra dziewczyna, która jak nikt inny zna się na polityce oraz sprawowaniu władzy. Nikt lepiej Nas nie poprowadzi przez życie. Z Seveną mamy szansę na lepszą przyszłość.-Transmisja się kończy i obraz znika, a ja siedzę wpatrzona z niedowierzaniem w ścianę.  -To było dosyć dziwne...-Mówi Johanna patrząc na mnie, jakby chciała mi przekazać, że to zwykłe nieporozumienie i trzeba to jakoś racjonalnie wyjaśnić. Ale ja nie jestem już niczego pewna.
-Dobranoc skarbie. Wyśpij się.-Haymitch z Johanna wychodzą, a ja zostaję sama z moimi zmartwieniami.

***

Budzę się z krzykiem. Kolejny koszmar. Bez Peety jest coraz gorzej. Zastanwiam się czemu Peeta wygłasza przemówienia o niejakiej Sevenie Snow. Słyszałam kiedyś że jest to wnuczka Snowa. Po chwili orientuję się, że nie jestem w swoim pokoju. Czy już wyruszyliśmy do Kapitolu?
-Powiedz Snow, że się obudziła.-Mówi jakiś zamaskowany mężczyzna. Nie wygląda mi na Strażnika Pokoju. Jestem ciekawa czy jest to kolejny wytwór mojej wyobraźni...
-Wstawaj, dowódca Cię wzywa!-Krzyczy następny, po czym podnosi mnie z ziemi i wlecze przez ciemny hol. Coś czuję, że znajduję się w pociągu. Po kilku minutach, dochodzimy do głównego pomieszczenia. Jest tak samo ciemne jak hol.
-Witam, witam bohaterko.-Odzywa się z kpiną kobiecy głos. Nie mogę jednak ujrzeć do jogo należy, jest za ciemno.-Nareszcie mogę zobaczyć Ciebie na żywo.
-Czego chcesz ode mnie?-Szepczę drżącym głosem, na tyle głośno by kobieta mnie usłyszała.
-Twojej śmierci. Twojego bólu i cierpienia. Chcę, żebyś poczuła to samo co ja, gdy odebrałaś mi dziadka.-Zauważam sylwetkę wyłaniającą się z ciemności. Nie może być starsza ode mnie. Wręcz przeciwnie. Jest młodsza. Na oko ma jakieś 16 lat. Nagle coś sobie uświadamiam. Czy to możliwe..?
-Tty...Ty jesteś wnuczką Snowa, prawda?
-Brawo. Więc jednak potrafisz używać mózgu.-Uśmiecha się z kpiną i podchodzi coraz bliżej.-Wiesz co? Kiedyś uważałam Cię za wzór, na szczęście szybko zrozumiałam, że popełniam błąd. Jesteś mordercą. Przez Ciebie świat stracił równowagę, został pogrążony w chaosie. Wszyscy są równi, a to oznacza panikę i zamieszki. Ludzie muszą mieć kogoś kto ich podzieli na lepszych i gorszych. Kogoś kto pokaże im czym są i kogo powinni słuchać. Sami, bez przywódcy sobie nie poradzą. A przywódca powinien być ostry i wymagający, jak mój dziadek kiedy jeszcze żył. Ale przez Ciebie to wszytko poszło w niepamięć. Jeżeli nie pokażesz ludziom gdzie jest ich miejsce, będą zagubieni i skazani na śmierć. Dlatego właśnie...
-... chcesz to przywrócić. Strach i przemoc.-Dokańczam za nią.
-Tylko tak nad nimi zapanujesz.
-Ale nadal czegoś nie rozumiem. Jeżeli chcesz zostać Prezydentem Panem, to po co mnie porwałaś i co zrobiłaś Peecie, że przemawia w Twoim imieniu?-Pytam.
-To oczywiste. Peeta był mi potrzebny jako głos. Przemawiając do ludzi w różnych Dystryktach i przekonując ich, że powinni zagłosować na mnie zwiększa moje szanse na wygraną. A Ty moja droga jesteś potrzebna do zemsty. Zabiłaś mojego dziadka, a wraz z Nim porządek. Teraz ja odbiorę Tobie to co kochasz.
-Co z Nim zrobiłaś?! Peeta by nigdy Tobie nie pomagał!-Krzyczę zrozpaczona.
-Jesteś tego taka pewna..?-Pyta z niedowierzaniem.-Peeta! Chodź do mnie!-Po chwili z ciemności wyłania się kolejna postać. Przecież to mój Chłopiec z chlebem. Wstaję z podłogi i biegnę do Niego, by Go przytulić, lecz ten zdziwiony patrzy na mnie jak na wariatkę i podchodzi do Seveny. Obejmując ją.-A no tak zapomniałam wspomnieć, że Peeta był takim moim małym bonusikiem.

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 7 | Dzień pełen wrażeń



Umówiłam się z Gale'em wieczorem, u Peety w domu. Moje mieszkanie jest puste i raczej nie zamierzam tam wracać. Wspomnienia z Prim wracają, gdy tylko przekraczam próg domu, dlatego postanowiłam, że wystawię go na sprzedaż. Gdy docieramy do Wioski Zwycięzców, Haymitch tłumaczy mi, że sprawdzi moje byłe mieszkanie na wszelki wypadek. Zgadzam się. Lepiej sprawdzić każde miejsce. W końcu, co nam szkodzi? Rozdzielamy się z byłym mentorem. Ja idę w lewo, a on w prawo. Wchodzę do środka i zastaję wszystkich siedzących w ciszy, lecz gdy tylko mnie zauważają, podnoszą się i zasypują mnie pytaniami.
- I co znalazł się? Bo tutaj nikogo nie było.
- Wiesz gdzie jest?
- Gdzie on może być..?
- Myślisz, że go porwali? Ale kto to mógłby być?
- Naprawdę nie mam pojęcia. Gdybym wiedziała na pewno bym wam powiedziała. Gale zaraz tu przyjdzie, może on coś wie. - Mowię, przepychając się przez przyjaciół.
- Zaprosiłaś Gale'a? Myślałam, że go już nie lubisz. Wiesz po tym jak...
- Johanna, każdy kto tu mieszka może być w to zamieszany. Może Gale widział coś podejrzanego.
- Albo sam porwał Peetę.
- Johanna nie pomagasz jej! - Krzyczy Annie.
- Nie Annie, Johanna może mieć rację. Kto wie do czego zazdrość doprowadziła Gale'a. Byście go widziały kiedy do mnie przyszedł. Cały przepełniony nienawiścią.
- Kochanie, naprawdę chciałabym tobie pomóc w poszukiwaniach, ale muszę już wracać. Mam mnóstwo pracy w Czwórce.
- A tutaj masz mnie! - Krzyczę. Nie wierzę. Nie wierzę w to, że znów chce mnie zostawić i to w tak ciężkiej dla mnie chwili jak ta.
- Katniss, wiesz przecież, że to miejsce...
- Tak,tak przypomina ci Prim. Wiesz co? Jakbyś nie zauważyła Prim była moją siostrą! Myślisz, że dla mnie to nie jest trudne?! Przechodząc przez te same okolice, co niedawno z nią? Mylisz się! Kochałam ją bardziej od ciebie! Gdzie byłaś, gdy potrzebowała matki?! Gdzie byłaś gdy złamała nogę, albo potrzebowała rady?! Siedziałaś na tym swoim durnym krześle i gapiłaś się przez okno! To ja się nią zajmowałam, karmiłam ją,ubierałam. - Postanawiam się uspokoić. Biorę głęboki wdech i mowię już spokojniej. - Wiesz co? Masz rację, jedź. Ale obiecaj mi, że nigdy tutaj nie wrócisz. Nie zadzwonisz do mnie, ani nie będziesz próbowała się ze mną skontaktować. Obiecaj mi to. - Cedzę przez zęby, wycierając łzy, których już nie daję rady powstrzymać.
- Katniss... - Widzę jak próbuje mi wytłumaczyć swoje zachowanie, ale nie daję jej dojść do słowa. Nie ma wytłumaczenia na to co zrobiła i sama o tym wie.
- Obiecaj.
- Wiem, że jesteś na mnie zła i mnie o wszystko obwiniasz. Masz całkowitą rację. Ale nie mogę obiecać tobie, że nie wrócę tutaj, bądź się do ciebie nie odezwę, ponieważ jesteś moją córką. Jedyną już córką i cię kocham. - Mówi ze łzami w oczach i wychodzi. W tym momencie powinno mi być jej żal, ale nie jest. Jestem jak z kamienia. Biegnę do sypialni, zostawiając zszokowanych gości.  Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Bynajmniej teraz. Jestem zbyt wściekła w tej chwili.  Chowam się za drzwiami i wyjmuję perłę od blondyna. Potrzebuję silnych ramion, które by mnie otuliły. Potrzebuję kogoś kto by szeptał czułe słówka i mnie pocieszał.  Potrzebuję ciepłych warg, które ogrzeją moje. Potrzebuję kawałka mojego serca, by powrócić z powrotem do życia.  Potrzebuję Peety.



Siedzę przy kominku opatulona kocem. Czekam na Gale'a. Mama wyszła jakieś trzy godziny temu, ale wciąż jestem na nią zła. Effie poszła spać do Haymitcha. Powiedziała, że jest zmęczona tym wszystkim i potrzebuje wypoczynku. Rozumiem ją. Zasłużyła na odrobinę  chwili dla siebie. Haymitch pewnie wrócił do swojego domu, gdy stwierdził, że nic tam nie ma. Nagle słyszę pukanie. Podchodzę do drzwi i je otwieram.
- Wiedziałem,że zadzwonisz. Takie jak ty zawsze wracają. - Mam ochotę wybić mu ten uśmieszek z twarzy, ale się powstrzymuję.
- Nie zerwałam z Peetą i nie zamierzam z nim zrywać. Zadzwoniłam do ciebie, żeby się spytać czy wiesz coś o zaginięciu...
- Twojego chłopaka? Nie nic nie wiem i gdybym wiedział to i tak bym nic nie powiedział. - W pewnym momencie Johanna podbiega do Gale'a i się na niego rzuca.
- Ty przemądrzała świnio! Lecz się na głowę, bo mózgu to ty nie masz! - Odciągam wściekłą dziewczynę od pobitego Gale'a.
- Wiesz co Kotna? Za każdym razem kiedy się u ciebie pojawiam od kogoś dostaję. Sama się bronić nie umiesz? - Czerwienieję ze złości. Zaraz zobaczysz jak się nie umiem bronić egoistyczny dupku.
- Umiem się bronić, ale w odróżnieniu do ciebie mam przyjaciół.
- Po co mnie tu w ogóle zaprosiłaś?
- Bo myślałam, że mógłbyś mi pomóc, ale  widzę że nie ma na co liczyć.
- Miałbym ci pomóc w poszukiwaniu Mellarka? Prędzej wolałbym uczestniczyć w kolejnej wojnie.
- Nie wierzę, że się tak zmieniłeś. Ona miała cię za starszego brata, za wzór. Kochała cię. Ale teraz widzę, że nie widziała tego prawdziwego Gale'a, którego ukrywałeś.
- Dobrze wiesz, że śmierć Prim nie była moją winą. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażałaś? Że będziemy żyli w trójkę długo i szczęśliwie? Ty i on razem, a ja z brzegu? To mnie miałaś wybrać! To ja miałem być na jego miejscu, ja znałem cię dłużej, ja z tobą polowałem, ja byłem twoim przyjacielem! Więc dlaczego on? Co on miał w sobie takiego, czego ja nie?
- Miał moje serce i ma je do teraz.  Peeta zapuścił w nim korzenie już dawno temu, bo dobrzy ludzie zalegają w moim sercu na zawsze, a widocznie ty do takich nie należysz.
- Jakoś przez te wszystkie lata, uważałaś mnie za dobrą osobę. Co się zmieniło?
- Zauważyłam jaki jesteś naprawdę. Przez ten cały czas ukrywałeś swoje prawdziwe oblicze. Udawałeś kogoś innego.
- Nie chce mi się dzisiaj z tobą rozmawiać Katniss, kiedy indziej to zrobimy. I może zamiast szukać narzeczonego, to zastanowiłabyś się czy od ciebie nie uciekł. Wcale bym się nie zdziwił gdyby to zrobił.
- Wyjdź stąd! - Wrzeszczę i wypycham Gale'a na zewnątrz. Mam go dosyć. Biegnę do swojego pokoju i kładę się na łóżku. Po chwili słyszę czyjeś kroki.
- Cześć ciemna maso. Może chciałabyś się wygadać, co? - Uśmiecham się do Johanny i robię jej miejsce na łóżku.
- Chcę do Peety. - Mówię nieśmiało.
- Wiem, wiem. Nie martw się, niedługo się znajdzie.
- A co jeśli Gale ma rację? Co jeśli Peeta ode mnie uciekł?
- Czy ty siebie słyszysz? Peeta cię kocha. Wiesz o tym. Jesteś dla niego całym światem. Zresztą sama mi opowiadałaś, że usłyszeliście pukanie do drzwi. Gdyby chciał uciec, wybrałby inny moment.
- Dziękuję. Za wszytko. - Przytulam Johannę. Nagle słyszymy, że ktoś wchodzi do pokoju.
- Katniss, coś jest nie tak.
- O co chodzi Haymitch?
- Poszedłem sprawdzić czy u ciebie w domu nie ma nic podejrzanego, ale coś jest nie tak.
- Co widziałeś?
- Twoje mieszkanie jest kompletnie zniszczone. Niektóre rzeczy są porozrzucane, ale większość jest spalona, skarbie. Wszystko. Nic nie zostało. Nawet obrazy na ścianach.
- Po co ktoś by miał zdemolować mi mieszkanie? Przecież to nie ma sensu.
- Ktoś czegoś szukał. Czegoś lub kogoś. 
- Kogo? - Pytam zaskoczona, ale Haymitch milczy.
- Znalazłeś cos jeszcze, prawda? - Widzę zmieszaną minę byłego mentora.
- Ten ktoś zostawił wiadomość. - Haymitch podaje mi kartkę wielkości mojej dłoni. Coś na niej jest napisane. Śnieg nie stopnieje dopóki jest go więcej.
Śnieg. Śnieg. Śnieg. Śnieg. Śnieg.
To zbyt oczywiste. Jedno słowo, to rozwiązanie całego zdania.
Snow. On tutaj wrócił.

sobota, 3 stycznia 2015

One Shot cz.2~"Wzniecona iskra"

To jest kontynuacja poprzedniej części mojego One Shota :) mam nadzieje ze sie spodoba. Rozdziału jeszcze nie skończyłam pisać, ale przewiduję jego publikacje w przyszlym tygodniu :D
Dodałam ankietę, na której pytam się czy dodać zakładkę "zapytaj bohatera". Będzie ona polegała na zadawaniu przez Was pytań wybranemu bohaterowi, a ja w jego imieniu postaram się Wam na nie odpowiedziec. W OGLOSZENIACH PARAFIALNYCH widnieje numer mojego GG, wiec możecie mnie zapraszać :) A teraz zapraszam do czytania...

~

Już od niedawna ludzie zaczęli się buntować. Kto tego nie widzi, ten jest po prostu ślepy. Kapitol za wszelką cenę jednak chce nam pokazać, że tak nie jest. Że panuje pokój i harmonia. Nie chcę wojny. Nikt jej nie  chce. Jednak Kapitol nas do tego zmusił. Nie dał nam innego wyboru. Słyszę nagle że ktoś wszedł do pokoju. Odwracam się i widzę Gale'a.
-Kotna ja nie wiem... nie wiem czy to dobry pomysł...
-A jak Ty to sobie wyobrażasz Gale? Ja nie zamierzam sterczeć z założonymi rękami. Sami się o to prosili. Przez ich głupie tradycje i zwyczaje zginęła moja siostra! Już dawno podjęłam decyzję.
-Gdzie jest Peeta?-Pyta zmieniając temat.
-Powiedział, że spotkamy sie na miejscu. Musi pożegnać się i odprawić swoją rodzinę. -Wychodzimy na ulice i to co widzimy zwala nas z nóg. Totalny chaos. Po chwili odnajduję w tłumie Peetę. Podbiegamy do Niego razem z Galem. Widzę, że trzyma w ręce nagłośnienie.
-Uwaga, słuchajcie! Słuchajcie!-Wrzeszczy i nagle tłum odwraca się do nas i zaczyna w skupieniu słuchać.-Dziękuję. A więc osoby do odprawy, idą z Galem. Poprowadzi Was przez las. Rebelianci niech się ustawią w jednym rzędzie. Każdemu wręczymy broń.- Nagle tłum dzieli się na połowę. Częśc z nich, w większości kobiety i dzieci, idą w stronę płotu i czekają na Gale'a, który ma ich zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Druga połowa, ustawia się w rzędzie i czeka na wręczenie broni. Postanawiamy z Peetą wykorzystać ten moment i pożegnać się z Galem. Tutaj nasze drogi się rozchodzą.
-Już za Tobą tęsknię.-Mowię ocierając łzy. Czuję jak ramiona Peety mnie obejmują.-Uważaj na siebie.-Ściskam Gale'a, następnie całuję Go w policzek. Przez tyle lat byliśmy nierozłączni i nagle ktoś chce nas rozdzielić. To niesprawiedliwe.
-Ty też.-Głos bruneta jest ledwie słyszalny. Odklejam sie od Gale'a i robię miejsce Peecie. On tez musi sie pożegnać. To nie tylko mój przyjaciel. Słyszę ze o czymś szepczą,ale mówią zbyt cicho, bym słyszała. Widzę jak ściskają sie po  męsku i po chwili Gale jest tak daleko, że widzę tylko czarną kropkę. Przytulam się do Peety i idziemy razem do rebeliantów, dostarczyć im broń. Po wszystkim idziemy do Haymitcha-byłego mentora Peety i ustalamy plan ataku.
-Musimy uderzyć w ich czuły punkt. Tam zaboli najbardziej.
-Czyli gdzie?-Pytam.
-Jedziemy do Kapitolu.-Oznajmia Haymitch, a my z Peetą wymieniamy się spojrzeniami. Nigdy nie byłam poza 12 Dystryktem. Peeta był. Ale nie ja. Dla mnie to wszystko będzie nowe. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi to w naszej misji.

 ~

-Peeta, a jak coś nie wypali? Ja nie chcę Cię stracić.-Mowię, patrząc na oddalający się za mną dobrze znany mi las. Miejsce mojego dzieciństwa. Mojej wolności.
-I nie stracisz kochanie. Obiecuję.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać.
-Dotrzymam obietnicy. Dla Ciebie zrobię wszytko.-Uśmiecham się do blondyna, zadowolna z odpowiedzi. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Nic.
-Może położysz sie spać? Musimy być wypoczęci.
-No właśnie. MY. Pójdę spać dopiero wtedy, gdy Ty położysz się ze mną.-Idziemy do sypialni. Kładę sie na prawej stronie łóżka, robiąc miejsce dla Peety. Gdy już zasypiam udaje mi się wyszeptac trzy słowa.
-Zostań ze mną.
-Zawsze.-Szepcze, łaskocząc mnie we włosy.

~

-Wstawać, wysiadamy!-Krzyczy Haymitch. Otwieram zaspane oczy i widzę puste miejsce obok mnie.
-Gdzie jest Peeta?
-Już dawno wstał. Tylko Ty jeszcze śpisz.-Wypraszam byłego mentora Peety z pomieszczenia i ubieram się w pośpiechu. Po chwili jestem juz gotowa i zmierzam w stronę wyjścia. Po drodze zastanawiam się co robi Gale. Czy jest bezpieczny? Czy już doszedł z innymi na miejsce? Zamyślona wpadam na kogoś. Tym kimś okazuje się Peeta.
-Też za Nim tęsknię.-Mówi zatroskany. Jak On to robi? Zawsze wie co mnie trapi i o czym myślę.
-Kocham Cię-Szepczę.
-Ja Ciebie też. A teraz chodź. Musimy już iść.-Złączamy swoje ręce i dołączamy do reszty grupy.
-...musimy się rozdzielić. Najlepiej na dwie części. W jednej będzie Haymitch i Katniss, w drugiej Peeta i ja.-Mówi Boggs. To on dowodzi całą akcją.
-Nie rozdzielę się z Katniss, nie ma mowy.
-Musicie się rozdzielić. Nie macie nic do gadania. To misja, nie randka. Wiedzieliście na co się piszecie.-Słyszę w głosie Boggsa zdenerwowanie. Wiem, że ma racje, ale ja nie chcę opuszczać Peety. Szczególnie dlatego, że od Niego się to wszystko zaczęło powoli rozkręcać, a ja tylko wzniecilam iskrę. To właśnie my, kochankowie z 12 Dystryku, jesteśmy symbolem rebelii. Przecież to Peeta się sprzeciwił jako pierwszy Kapotolowi. Oznajmił publicznie na wywiadzie, że nie zrobią z Niego pionka w ich grze. Pamiętam to wyśmienicie. Bardzo wtedy przeżywałam tamte igrzyska. Trzymałam kciuki za Peetę. I wygrał. Ale nie zabił nikogo, tak jak powiedział. Założył sojusz z Rue, dwunastoletnią dziewczynką, która nie miała prawa umierać. Gdy chłopak z czwórki zabił dziewczynkę,  Peeta chciał ją pomścić, ale ktoś Go wyprzedził. Na koniec został sam z Cato, zawodowcem z 1 Dystryku. Nawet Go nie szukał. Znalazł Go po drodze, był ciężko ranny. Nie mógł nawet chodzić.  Ale Peeta powiedział, że nie ma zamiaru Go zabijać. I wtedy nasłali na nich zmiechy. Blondyn starał się odeprzeć stworzenia, ale one były za silne. Jeden z nich zaatakował chłopaka z Jedynki, a ten na skutek odniesionych ran zmarł. Zmiechy zniknęły, a Peeta wygrał. Wtedy miał już kłopoty, ale uratowała Go miłość Kapitolinczyków. Blondyn stał się ich pupilkiem. Uwielbiali Go. W końcu kto nie kocha Peety? Zaraz po koronacji zwycięzcy, ludzie zaczęli się buntować, a w dystryktach były zamieszki. Oczywiście my nic nie wiedzieliśmy, nawet Peeta. A on nie wiedząc o niczym robił rzeczy, które mogły Mu zaszkodzić. Reszta dystryktów zbuntowala sie, gdy postanowiłam pomścić moją siostrzyczke. Moją małą Prim. Starałam się publicznie nie mówić nic wprost. Nie chciałam stracić więcej osób, które kocham. Tylko wtajemniczeni wiedzieli o co chodzi. Kochankowie z 12 dytryktu, symbole rebeliantów.
-Czy to naprawdę konieczne?-Pytam w końcu.
-Tak. Rozumiem że nie umiecie żyć bez siebie i tak dalej, ale ważą sie losy całego państwa. Peeta, wygrałeś igrzyska, ale to były igrzyska. Teraz mamy prawdziwą wojnę. -Chwytam Peetę za rękę i patrzę Mu głęboko w oczy. Ledwie powstrzymuję się,  by w nich nie utonąć.
-Do zobaczenia Peeta.-Ujmuję twarz blondyna i całuję Go z namiętnością.
-Kocham Cię.-Szepczę.
-Ja Ciebie też, zawsze na zawsze. Do zobaczenia.-Odpowiada i podąża za Boggsem zostawiając mnie samą. Gdy Peeta całkowicie znika mi z oczu uwalniam samotną łzę, która powoli spływa po moim policzku. Do zobaczenia Peeta. Już niedługo się zobaczymy.