wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 10 "Skrawek pamięci"

Ten rozdział dedykuję 0niewidzialna0 :) chciałaś z perspektywy Peety to masz <3 Ostatnią część One Shota kończę, więc powinna się niedługo pojawić :D Dziękuję też  pannieHutcherson za obronę i za regularne komentowanie <3 Tobie również dedykuję rozdział ♥
P.S Kocham Was wszystkich <3

***

*Peeta*

Gdy jestem już za drzwiami, oddycham z ulgą. Trochę niezręcznie się czułem przy tej dziewczynie. To dziwne, gdy ktoś nieznajomy mówi o tobie tak, jakby znał cię całe życie... Ale jest w niej również coś pociągającego, co sprawia, że chcę być blisko niej. Blisko Katniss. Ma śliczne imię. Bardzo do niej pasuje. Idę do pokoju, by się położyć spać, lecz nagle zauważam biegnącą do mnie Sevenę.
-Gdzieś ty był?! Szukałam cię wszędzie!-Zaczyna krzyczeć jak opętana. Rozumiem, że się martwiła, ale nie było mnie zaledwie pół godziny. Nie ma co dramatyzować...
-Już okej, wróciłem już. -Uspokajam ją, ale nie daje za wygraną.
-Gdzie byłeś?
-U tej dziewczyny. Musiałem emmm...-Myśl Peeta, myśl. Nie możesz powiedzieć jej prawdy.-Musiałem dać strażnikowi, który ją pilnuje coś do picia, bo mnie o to poprosił.
-Niech ci będzie. Ale nie odchodź ode mnie bez słowa. Nigdy.
-Dobrze kochanie.-Wzdrygam się wymawiając te słowa, ponieważ jeszcze nie przywykłem do tego, że mam dziewczynę. Obudziłem się nic o sobie nie wiedząc. Pokazali mi wspomnienia z dzieciństwa.
Wspomnienia.
Coś mi to  mówi i nie jest to nic przyjemnego. Czuję jak zaczynam się nadmiernie pocić. Nie rozumiem co się dzieje.
Kładę sie do swojego łóżka obok łóżka Seveny.
-Dobranoc.-Słyszę cichy szmer i po chwili wszystko cichnie. Pewnie już śpi-myślę. Wstaję najciszej jak mogę i zaczynam kierować sie w stronę celi Katniss. Chcę jej dać koc. Ona nie ma nawet łóżka. Gdy dochodzę na miejsce, zatrzymuje mnie czyjś głos.
-Panie Mellark nie powinien pan iść spać?-Pyta się jeden ze strażników.
-Przyszedłem Cię zmienić. Widzę, że odpływasz, a ja coś czuję że dzisiaj już nie zasnę...
-Naprawdę mógłby pan..?
-Oczywiście. Leć do wyra, ja sobie tutaj posiedzę.
-Dziękuje.-Nie mija nawet 5 minut,a zostaję sam. Wchodzę powoli do celi i zastaję leżącą Katniss na podłodze. Wyglada tak niewinnie...
Nie Peeta. Ona jest zła. Rozpętała wojnę. Chciała się pobawić w dowódcę.
Jest taka drobna... Ktoś taki jak ona nie może być zły. Bez serca .
Podchodzę do dziewczyny i układam koc na jej ciele. Nagle czuję jak mnie
odpycha i odskakuje na drugi koniec pomieszczenia.
-To tylko ja. Przyniosłem ci koc.
-Ppo co..?
-Nie chcę żebyś zmarzła. Tu jest strasznie zimno.
-Dziękuję-Zauważam ukradkiem rumieńce, które sie pojawiają na jej policzkach.
-Zostaniesz ze mną?-Nie mam pojęcia co jej odpowiedzieć. Przecież nie mogę tutaj zostać na całą noc. Sevena sie wścieknie. Zresztą jest moją dziewczyną i powinienem właśnie z nią spędzać większość czasu. Przecież zawsze tak było. Odkąd sie urodziłem. Prawda...?
Jakiś cichy głos w mojej głowie podpowiada mi, że coś jest nie tak. Tylko jeszcze nie wiem co...
Zauważam, że Katniss wtuliła sie we mnie nie czekając na odpowiedź, ale cały czas serce nasuwa mi na język jedno słowo.
-Zawsze.-Dziewczyna uśmiecha się lekko i wtula się we mnie coraz mocniej. Wiem że nie powinienem, ale na mojej twarzy rownież pojawia sie uśmiech.

***

Budzę się rano przy Katniss. Musiałem wczoraj zasnąć i zapomniałem wrócić do Seveny. Patrzę na zegarek, który dostałem od dziewczyny i wnioskuję, że jest godzina 5:34. Trochę wcześnie. Posiedzę jeszcze chwile, mam czas.
-Peeta? To ty?
-Tak.
-Co ty tu robisz? Przecież masz ciepłe, miękkie łóżko i zamiast tego wybierasz zimny cement?
-Nie chciałem ciebie obudzić. Spałaś na moim ramieniu i bałem się, że każdy ruch może cię obudzić...
-A co z Seveną?
-Pewnie jeszcze śpi. Jest przed szóstą.
-Pamiętam jak zazwyczaj budziłam się w pustym łóżku, ponieważ ty już robiłeś śniadanie. Wszystko było zawsze na czas.-Czuję jakby skrawek wspomnienia z dzieciństwa przeszedł przez mój umysł. Pamiętam poranne wstawanie.
-Musiałem zawsze wstawać bardzo szybko, ponieważ ludzie stawali już o świcie w kolejkach po chleb.
-Pamiętasz.-Szepcze Katniss z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ja...Ja sam nie wiem...Głowa mi pęka...-Czuję, jakby w moim umyśle odbywała się walka wspomnień. Te z Kapitolu przeciwko tym z 12 Dystrtyktu.
-Muszę wyjść. Przepraszam.-Mówię i wychodzę.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 9 "On mnie nie pamięta"

Zapraszam do komentowania oraz do zadawania pytań bohaterom opowiadania w zakładce "Zapytaj bohatera" :)




-Pytam się ostatni raz. Co Ty mu zrobiłaś!-Krzyczę załamana. Widok Peety przytulającęgo inną dziewczynę przyprawia mnie o mdłości.
-Skarbie mógłbyś nas zostawić same?-Peeta stoi i się we mnie wpatruje, lecz po chwili się otrząsa i opuszcza pomieszczenie. Gdy całkowicie znika z zasięgu wzroku Sevena kontynuuje.
-Powiedzmy, że podałam Mu serum pamięci. Gdy się obudził nic nie pamiętał, był jak nowonarodzony. Można było Mu wmówić byle kit.
-Jak mogłaś? Przecież to jest teraz inna osoba. To nie jest Peeta.
-Ależ kochana, to Peeta we własnej osobie. Ten sam charakter i ten sam talent, tylko po prostu wspomnienia inne.-Wspomnienia. Ciekawe czy pamięta tortury w Kapitolu..? Oczywiście, że nie. Ta gówniara zapewne wmówiła Mu, że znają się od dzieciństwa. Kłamca. Jestem w rozsypce. Ja dla Peety nie istnieję, tak jakbym nigdy się nie urodziła. A jednak patrzył na mnie jakby coś mu się przypomniało, albo mi się tak zdawało.
-I jak się teraz czujesz? Bo ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. W Dzień Wyborów, gdy zostanę Prezydentem, Peeta ma zamiar mi się oświadczyć i zaraz po tym Cię zabiję. Albo nie. Mam lepszy pomysł. Będziesz gniła w lochu do końca swojego nędznego życia.
-Sevena, Ty wcale nie musisz być taka jak Twój dziadek. Możesz dokonać własnego wyboru.
-Już go dokonałam. Moim wyborem, moją decyzją jest pomścić mojego dziadka, którego Ty zabiłaś!
-Przecież to nie ja Go zabiłam.
-To że nie zabiłaś Go osobiście wcale nie znaczy, że jesteś niewinna. Bo to wszystko przez Ciebie! Wyprowadzić ją stąd do jej lochu. Niech tam siedzi.-Podchodzą do mnie mężczyźni i zaczynają mnie ciągnąć z powrotem do ciemnego holu.
-Zaczekaj! Powiedz mi tylko co się stało z moimi przyjaciółmi? Ich też wzieliście?!
-Cokolwiek byle Cię złamać.-Szepcze Sevena. Czyli wiem już, że tak.  Te słowa. Prim użyła identycznych w 13 Dystrykcie...
Nagle czuję nasilijący się ból głowy, a przed oczami mam coraz ciemniej, aż w końcu całkowicie tracę kontakt z rzeczywistością.

***

Leżę na łące pełnej kwitnących mniszków. Jest wiosna. Ciepła, słoneczna wiosna. Obok mnie Prim bawi się z Rue, a w oddali widzę Finnicka z Mags. Są tutaj wszyscy. Jest tutaj tak spokojnie i tak cicho. Chciałabym tu zostać na zawsze, ale czegoś mi brakuje. Brakuje mi Peety. Jego ciepłego uśmiechu, silnych ramion. Tęsknię za nim. Długo już Go nie widziałam i raczej nie zobaczę w najbliższym czasie. Jest teraz "szczęśliwy" z Nią. Są małżeństwem i mają dzieci. Mają szczęście, że mieszkają w Kapitolu i że ich rodzice pełnią ważną funkcję, bo inaczej wylądowałyby na arenie. Podobno wznowiła igrzyska, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Nie mogłam pomóc nawet Peecie, przecież mnie nie pamiętał...
-Katniss nie martw się, napewno niedługo się zobaczycie.
-A jak On tutaj nie trafi? Bo jest taka możliwość, prawda?-Prim się nie odzywa potwierdzając moje przypuszczenia.
-Kaczuszko ja jestem tu szczęśliwa, ale świadomość że stał się zupełnie inną osobą i ożenił się z Seveną... Wciąż o Nim myślę. Żałuję że Mu nie pomogłam.-Przed śmiercią nic innego nie robiłam, tylko leżałam w lochu załamana. Nawet gdy Peeta przychodził, by dać mi jedzenia. Mogłam się wziąć w garść i spróbować Go przywrócić i uciec, a nie się wygładzać. Byłam głupia i straciłam swoją szansę. Mam chociaż nadzieję, że Peeta jest szczęśliwy...

***

Otwieram szeroko oczy i rozglądam się dookoła. Jestem z powrotem w ciemnym pokoju. Wciąż jeszcze żyję. Może to miało mnie ostrzec? Ostrzec przed tym co może się stać? Tam gdzie byłam we śnie było pięknie, ale chciałabym jeszcze trochę pożyć, pomimo tego jak bardzo za Nimi wszystkimi tęsknię. Nagle słyszę czyjeś kroki. Kładę się na podłodze i udaję, że śpię.
-Wiem, że nie śpisz. Nie bój się nic Ci nie zrobię.-Ten głos. Taki delikatny, cichy i spokojny. Staram się jeszcze przez chwilę delektować się nim i dopiero po chwili odpowiadam.
-Co Ty tutaj robisz? Nie powinieneś być teraz ze swoją dziewczyną?-Mowię z odrazą. Zauważam na Jego twarzy zakłopotanie.
-Emm nie...to znaczy tak,ale... przyniosłem Ci coś do jedzenia.-Rzucam się na kawałek chleba i zaczynam go w siebie wpychać.
-Ty go piekłeś? Bo smakuje identycznie, jak ten który zazwyczaj pieczesz.-Pozwalam sobie na lekki uśmiech, lecz po chwili przypomina mi się, że Peeta wcale nie pamięta jak piekł dla mnie różnego rodzaju pieczywa.
-Skąd wiesz, że piekę?
-Wiem też, że lubisz spać przy otwartym oknie, zawiązywać sznurówki na dwa razy i nie słodzisz herbaty...A no i Twoim ulubionym kolorem jest pomarańczowy jak zachód słońca. Lubisz też malować, masz prawdziwy talent. Oprócz tego lubisz też mnie całować i ogólnie spędzać ze mną czas. Wiele razy Cię zraniłam, ale Ty i tak mnie kochałeś. W przyszłości chciałbyś mieć dzieci. Kochasz dzieci. Jesteś spokojny i delikatny, lecz czasami wpadasz w furię. Zawsze służysz chętnie pomocą...-Chcę powiedzieć Mu jeszcze więcej, ale łzy napływają mi do ust i nie jestem w stanie kontynuować. Z resztą jaki to miałoby sens? On nadal nie wie kim jestem.
-Coś dużo wiesz na mój temat jak na obcą osobę.
-Bo ja nie jestem obcą osobą. Jestem Twoją Katniss.
-Wybacz, ale naprawdę Cię nie pamiętam i niemożliwe by było żebyśmy się znali wcześniej, ponieważ ja od urodzenia mieszkam w Kapitolu. W dzieciństwie, miałem jedną przyjaciółkę. Sevenę. Przepraszam, ale muszę już iść...
-Peeta, zaczekaj! Mogłabym Cię przytulić?-Pytam z nadzieją w głosie. Widzę jak blondyn zastanawia się co zrobić, lecz ostatecznie podchodzi do mnie i obejmuje mnie swoimi silnymi ramionami.
-Nie jesteś wcale taka zła jak mówiła Sevena.-Szepcze mi do ucha, po czym wychodzi.

wtorek, 13 stycznia 2015

Rozdział 8 "Zdrajca"

Zapraszam do kolejnego rozdziału :) Mam nadzieję, że będzie dużo komentarzy. Serio. Jest ich coraz mniej :( Liczę na Was. Powinno się znajdować pod tym rozdziałem więcej komentarzy, niż pod poprzednim inaczej rozdział 9 się nie pojawi. Zapraszam również do zakładki "Zapytaj bohatera"

***

To niemożliwe. Przecież widziałam na własne oczy jak umierał. Widziałam jak się krztusił. Widziałam Jego martwe, staranowane ciało. Widziałam to na własne oczy. Widziałam to. Więc jak to jest możliwe, że żyje..? Może to jest zły sen? Kolejny koszmar, z którego się zaraz wybudzę w ramionach Peety?
-To napewno zły sen.-Szepczę do siebie, szczypiąc się w ramię.-Zaraz się obudzę.
-Skarbie, to rzeczywistość. Musisz się wziąć w garść. Trzeba się czegoś dowiedzieć o...
-Co Haymitch?!-Przerywam Mu.-Co Ty chcesz się dowiedzieć?! To koniec, rozumiesz? Już jestem martwa. Moje życie nigdy nie będzie wyglądało normalnie. Przeżyłam zbyt wiele.
-Więc co zamierzasz zrobić? Chcesz tu siedzieć i czekać na śmierć?-Nic nie odpowiadam tylko przytulam się do Johanny.
-Może jutro rano wyruszymy całą paczką do Kapitolu..? Oczywiście bez Effie i Annie, bo jedna będzie marudzić, a druga ma maleńkiego synka. Kto wie, może tam się czegoś dowiemy. Musimy dojść najpierw do tego, kto Tobie wysłał tą karteczkę, ale narazie wszyscy odpoczniemy.
-Ale ja nie chcę tak długo czekać. Najlepiej wyjechać już teraz. Może ten ktoś porwał Peetę? Może robi to samo, co Snow kiedyś? Krzywdzi Jego, by skrzywdzić mnie.
-Ciemna maso, musisz być wypoczęta. Nie chcesz chyba nam paść w połowie drogi?- Nagle w pokoju rozlega się jakiś dźwięk, po czym na ścianie pojawia się kosogłos. We trójkę zaczynamy się przyglądać temu co ma się za chwilę pojawić. Wiadomości rozpoczyna Ceasar, który mówi o nadchodzącym głosowaniu na nowego Prezydenta Panem, ponieważ Paylor postanowiła zrezygnować. Nie zwracam zbytnio uwagi na to o czym dokładnie mówi mężczyzna, do pewnego momentu.
-...A teraz przedstawimy państwu jedną z wielu w tym tygodniu wystąpień Zwycięzcy Peety Mellarka!-Znika Ceasar ze studiem, a pojawia się Peeta stojący na scenie i przemawiający do tłumu.
-Wiem, że przez ten okres wiele złego się zdarzyło, lecz nareszcie nadszedł tego kres. Nadeszła dla nas nowa nadzieja na lepsze jutro. Powinniśmy wybrać rozsądnie naszego przyszłego Prezydenta, dlatego chciałbym zgłosić do kandydowania Sevenę Snow. Niech Was nie zmyli nazwisko. Jest to silna i dobra dziewczyna, która jak nikt inny zna się na polityce oraz sprawowaniu władzy. Nikt lepiej Nas nie poprowadzi przez życie. Z Seveną mamy szansę na lepszą przyszłość.-Transmisja się kończy i obraz znika, a ja siedzę wpatrzona z niedowierzaniem w ścianę.  -To było dosyć dziwne...-Mówi Johanna patrząc na mnie, jakby chciała mi przekazać, że to zwykłe nieporozumienie i trzeba to jakoś racjonalnie wyjaśnić. Ale ja nie jestem już niczego pewna.
-Dobranoc skarbie. Wyśpij się.-Haymitch z Johanna wychodzą, a ja zostaję sama z moimi zmartwieniami.

***

Budzę się z krzykiem. Kolejny koszmar. Bez Peety jest coraz gorzej. Zastanwiam się czemu Peeta wygłasza przemówienia o niejakiej Sevenie Snow. Słyszałam kiedyś że jest to wnuczka Snowa. Po chwili orientuję się, że nie jestem w swoim pokoju. Czy już wyruszyliśmy do Kapitolu?
-Powiedz Snow, że się obudziła.-Mówi jakiś zamaskowany mężczyzna. Nie wygląda mi na Strażnika Pokoju. Jestem ciekawa czy jest to kolejny wytwór mojej wyobraźni...
-Wstawaj, dowódca Cię wzywa!-Krzyczy następny, po czym podnosi mnie z ziemi i wlecze przez ciemny hol. Coś czuję, że znajduję się w pociągu. Po kilku minutach, dochodzimy do głównego pomieszczenia. Jest tak samo ciemne jak hol.
-Witam, witam bohaterko.-Odzywa się z kpiną kobiecy głos. Nie mogę jednak ujrzeć do jogo należy, jest za ciemno.-Nareszcie mogę zobaczyć Ciebie na żywo.
-Czego chcesz ode mnie?-Szepczę drżącym głosem, na tyle głośno by kobieta mnie usłyszała.
-Twojej śmierci. Twojego bólu i cierpienia. Chcę, żebyś poczuła to samo co ja, gdy odebrałaś mi dziadka.-Zauważam sylwetkę wyłaniającą się z ciemności. Nie może być starsza ode mnie. Wręcz przeciwnie. Jest młodsza. Na oko ma jakieś 16 lat. Nagle coś sobie uświadamiam. Czy to możliwe..?
-Tty...Ty jesteś wnuczką Snowa, prawda?
-Brawo. Więc jednak potrafisz używać mózgu.-Uśmiecha się z kpiną i podchodzi coraz bliżej.-Wiesz co? Kiedyś uważałam Cię za wzór, na szczęście szybko zrozumiałam, że popełniam błąd. Jesteś mordercą. Przez Ciebie świat stracił równowagę, został pogrążony w chaosie. Wszyscy są równi, a to oznacza panikę i zamieszki. Ludzie muszą mieć kogoś kto ich podzieli na lepszych i gorszych. Kogoś kto pokaże im czym są i kogo powinni słuchać. Sami, bez przywódcy sobie nie poradzą. A przywódca powinien być ostry i wymagający, jak mój dziadek kiedy jeszcze żył. Ale przez Ciebie to wszytko poszło w niepamięć. Jeżeli nie pokażesz ludziom gdzie jest ich miejsce, będą zagubieni i skazani na śmierć. Dlatego właśnie...
-... chcesz to przywrócić. Strach i przemoc.-Dokańczam za nią.
-Tylko tak nad nimi zapanujesz.
-Ale nadal czegoś nie rozumiem. Jeżeli chcesz zostać Prezydentem Panem, to po co mnie porwałaś i co zrobiłaś Peecie, że przemawia w Twoim imieniu?-Pytam.
-To oczywiste. Peeta był mi potrzebny jako głos. Przemawiając do ludzi w różnych Dystryktach i przekonując ich, że powinni zagłosować na mnie zwiększa moje szanse na wygraną. A Ty moja droga jesteś potrzebna do zemsty. Zabiłaś mojego dziadka, a wraz z Nim porządek. Teraz ja odbiorę Tobie to co kochasz.
-Co z Nim zrobiłaś?! Peeta by nigdy Tobie nie pomagał!-Krzyczę zrozpaczona.
-Jesteś tego taka pewna..?-Pyta z niedowierzaniem.-Peeta! Chodź do mnie!-Po chwili z ciemności wyłania się kolejna postać. Przecież to mój Chłopiec z chlebem. Wstaję z podłogi i biegnę do Niego, by Go przytulić, lecz ten zdziwiony patrzy na mnie jak na wariatkę i podchodzi do Seveny. Obejmując ją.-A no tak zapomniałam wspomnieć, że Peeta był takim moim małym bonusikiem.

środa, 7 stycznia 2015

Rozdział 7 | Dzień pełen wrażeń



Umówiłam się z Gale'em wieczorem, u Peety w domu. Moje mieszkanie jest puste i raczej nie zamierzam tam wracać. Wspomnienia z Prim wracają, gdy tylko przekraczam próg domu, dlatego postanowiłam, że wystawię go na sprzedaż. Gdy docieramy do Wioski Zwycięzców, Haymitch tłumaczy mi, że sprawdzi moje byłe mieszkanie na wszelki wypadek. Zgadzam się. Lepiej sprawdzić każde miejsce. W końcu, co nam szkodzi? Rozdzielamy się z byłym mentorem. Ja idę w lewo, a on w prawo. Wchodzę do środka i zastaję wszystkich siedzących w ciszy, lecz gdy tylko mnie zauważają, podnoszą się i zasypują mnie pytaniami.
- I co znalazł się? Bo tutaj nikogo nie było.
- Wiesz gdzie jest?
- Gdzie on może być..?
- Myślisz, że go porwali? Ale kto to mógłby być?
- Naprawdę nie mam pojęcia. Gdybym wiedziała na pewno bym wam powiedziała. Gale zaraz tu przyjdzie, może on coś wie. - Mowię, przepychając się przez przyjaciół.
- Zaprosiłaś Gale'a? Myślałam, że go już nie lubisz. Wiesz po tym jak...
- Johanna, każdy kto tu mieszka może być w to zamieszany. Może Gale widział coś podejrzanego.
- Albo sam porwał Peetę.
- Johanna nie pomagasz jej! - Krzyczy Annie.
- Nie Annie, Johanna może mieć rację. Kto wie do czego zazdrość doprowadziła Gale'a. Byście go widziały kiedy do mnie przyszedł. Cały przepełniony nienawiścią.
- Kochanie, naprawdę chciałabym tobie pomóc w poszukiwaniach, ale muszę już wracać. Mam mnóstwo pracy w Czwórce.
- A tutaj masz mnie! - Krzyczę. Nie wierzę. Nie wierzę w to, że znów chce mnie zostawić i to w tak ciężkiej dla mnie chwili jak ta.
- Katniss, wiesz przecież, że to miejsce...
- Tak,tak przypomina ci Prim. Wiesz co? Jakbyś nie zauważyła Prim była moją siostrą! Myślisz, że dla mnie to nie jest trudne?! Przechodząc przez te same okolice, co niedawno z nią? Mylisz się! Kochałam ją bardziej od ciebie! Gdzie byłaś, gdy potrzebowała matki?! Gdzie byłaś gdy złamała nogę, albo potrzebowała rady?! Siedziałaś na tym swoim durnym krześle i gapiłaś się przez okno! To ja się nią zajmowałam, karmiłam ją,ubierałam. - Postanawiam się uspokoić. Biorę głęboki wdech i mowię już spokojniej. - Wiesz co? Masz rację, jedź. Ale obiecaj mi, że nigdy tutaj nie wrócisz. Nie zadzwonisz do mnie, ani nie będziesz próbowała się ze mną skontaktować. Obiecaj mi to. - Cedzę przez zęby, wycierając łzy, których już nie daję rady powstrzymać.
- Katniss... - Widzę jak próbuje mi wytłumaczyć swoje zachowanie, ale nie daję jej dojść do słowa. Nie ma wytłumaczenia na to co zrobiła i sama o tym wie.
- Obiecaj.
- Wiem, że jesteś na mnie zła i mnie o wszystko obwiniasz. Masz całkowitą rację. Ale nie mogę obiecać tobie, że nie wrócę tutaj, bądź się do ciebie nie odezwę, ponieważ jesteś moją córką. Jedyną już córką i cię kocham. - Mówi ze łzami w oczach i wychodzi. W tym momencie powinno mi być jej żal, ale nie jest. Jestem jak z kamienia. Biegnę do sypialni, zostawiając zszokowanych gości.  Nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Bynajmniej teraz. Jestem zbyt wściekła w tej chwili.  Chowam się za drzwiami i wyjmuję perłę od blondyna. Potrzebuję silnych ramion, które by mnie otuliły. Potrzebuję kogoś kto by szeptał czułe słówka i mnie pocieszał.  Potrzebuję ciepłych warg, które ogrzeją moje. Potrzebuję kawałka mojego serca, by powrócić z powrotem do życia.  Potrzebuję Peety.



Siedzę przy kominku opatulona kocem. Czekam na Gale'a. Mama wyszła jakieś trzy godziny temu, ale wciąż jestem na nią zła. Effie poszła spać do Haymitcha. Powiedziała, że jest zmęczona tym wszystkim i potrzebuje wypoczynku. Rozumiem ją. Zasłużyła na odrobinę  chwili dla siebie. Haymitch pewnie wrócił do swojego domu, gdy stwierdził, że nic tam nie ma. Nagle słyszę pukanie. Podchodzę do drzwi i je otwieram.
- Wiedziałem,że zadzwonisz. Takie jak ty zawsze wracają. - Mam ochotę wybić mu ten uśmieszek z twarzy, ale się powstrzymuję.
- Nie zerwałam z Peetą i nie zamierzam z nim zrywać. Zadzwoniłam do ciebie, żeby się spytać czy wiesz coś o zaginięciu...
- Twojego chłopaka? Nie nic nie wiem i gdybym wiedział to i tak bym nic nie powiedział. - W pewnym momencie Johanna podbiega do Gale'a i się na niego rzuca.
- Ty przemądrzała świnio! Lecz się na głowę, bo mózgu to ty nie masz! - Odciągam wściekłą dziewczynę od pobitego Gale'a.
- Wiesz co Kotna? Za każdym razem kiedy się u ciebie pojawiam od kogoś dostaję. Sama się bronić nie umiesz? - Czerwienieję ze złości. Zaraz zobaczysz jak się nie umiem bronić egoistyczny dupku.
- Umiem się bronić, ale w odróżnieniu do ciebie mam przyjaciół.
- Po co mnie tu w ogóle zaprosiłaś?
- Bo myślałam, że mógłbyś mi pomóc, ale  widzę że nie ma na co liczyć.
- Miałbym ci pomóc w poszukiwaniu Mellarka? Prędzej wolałbym uczestniczyć w kolejnej wojnie.
- Nie wierzę, że się tak zmieniłeś. Ona miała cię za starszego brata, za wzór. Kochała cię. Ale teraz widzę, że nie widziała tego prawdziwego Gale'a, którego ukrywałeś.
- Dobrze wiesz, że śmierć Prim nie była moją winą. Jak ty to sobie w ogóle wyobrażałaś? Że będziemy żyli w trójkę długo i szczęśliwie? Ty i on razem, a ja z brzegu? To mnie miałaś wybrać! To ja miałem być na jego miejscu, ja znałem cię dłużej, ja z tobą polowałem, ja byłem twoim przyjacielem! Więc dlaczego on? Co on miał w sobie takiego, czego ja nie?
- Miał moje serce i ma je do teraz.  Peeta zapuścił w nim korzenie już dawno temu, bo dobrzy ludzie zalegają w moim sercu na zawsze, a widocznie ty do takich nie należysz.
- Jakoś przez te wszystkie lata, uważałaś mnie za dobrą osobę. Co się zmieniło?
- Zauważyłam jaki jesteś naprawdę. Przez ten cały czas ukrywałeś swoje prawdziwe oblicze. Udawałeś kogoś innego.
- Nie chce mi się dzisiaj z tobą rozmawiać Katniss, kiedy indziej to zrobimy. I może zamiast szukać narzeczonego, to zastanowiłabyś się czy od ciebie nie uciekł. Wcale bym się nie zdziwił gdyby to zrobił.
- Wyjdź stąd! - Wrzeszczę i wypycham Gale'a na zewnątrz. Mam go dosyć. Biegnę do swojego pokoju i kładę się na łóżku. Po chwili słyszę czyjeś kroki.
- Cześć ciemna maso. Może chciałabyś się wygadać, co? - Uśmiecham się do Johanny i robię jej miejsce na łóżku.
- Chcę do Peety. - Mówię nieśmiało.
- Wiem, wiem. Nie martw się, niedługo się znajdzie.
- A co jeśli Gale ma rację? Co jeśli Peeta ode mnie uciekł?
- Czy ty siebie słyszysz? Peeta cię kocha. Wiesz o tym. Jesteś dla niego całym światem. Zresztą sama mi opowiadałaś, że usłyszeliście pukanie do drzwi. Gdyby chciał uciec, wybrałby inny moment.
- Dziękuję. Za wszytko. - Przytulam Johannę. Nagle słyszymy, że ktoś wchodzi do pokoju.
- Katniss, coś jest nie tak.
- O co chodzi Haymitch?
- Poszedłem sprawdzić czy u ciebie w domu nie ma nic podejrzanego, ale coś jest nie tak.
- Co widziałeś?
- Twoje mieszkanie jest kompletnie zniszczone. Niektóre rzeczy są porozrzucane, ale większość jest spalona, skarbie. Wszystko. Nic nie zostało. Nawet obrazy na ścianach.
- Po co ktoś by miał zdemolować mi mieszkanie? Przecież to nie ma sensu.
- Ktoś czegoś szukał. Czegoś lub kogoś. 
- Kogo? - Pytam zaskoczona, ale Haymitch milczy.
- Znalazłeś cos jeszcze, prawda? - Widzę zmieszaną minę byłego mentora.
- Ten ktoś zostawił wiadomość. - Haymitch podaje mi kartkę wielkości mojej dłoni. Coś na niej jest napisane. Śnieg nie stopnieje dopóki jest go więcej.
Śnieg. Śnieg. Śnieg. Śnieg. Śnieg.
To zbyt oczywiste. Jedno słowo, to rozwiązanie całego zdania.
Snow. On tutaj wrócił.

sobota, 3 stycznia 2015

One Shot cz.2~"Wzniecona iskra"

To jest kontynuacja poprzedniej części mojego One Shota :) mam nadzieje ze sie spodoba. Rozdziału jeszcze nie skończyłam pisać, ale przewiduję jego publikacje w przyszlym tygodniu :D
Dodałam ankietę, na której pytam się czy dodać zakładkę "zapytaj bohatera". Będzie ona polegała na zadawaniu przez Was pytań wybranemu bohaterowi, a ja w jego imieniu postaram się Wam na nie odpowiedziec. W OGLOSZENIACH PARAFIALNYCH widnieje numer mojego GG, wiec możecie mnie zapraszać :) A teraz zapraszam do czytania...

~

Już od niedawna ludzie zaczęli się buntować. Kto tego nie widzi, ten jest po prostu ślepy. Kapitol za wszelką cenę jednak chce nam pokazać, że tak nie jest. Że panuje pokój i harmonia. Nie chcę wojny. Nikt jej nie  chce. Jednak Kapitol nas do tego zmusił. Nie dał nam innego wyboru. Słyszę nagle że ktoś wszedł do pokoju. Odwracam się i widzę Gale'a.
-Kotna ja nie wiem... nie wiem czy to dobry pomysł...
-A jak Ty to sobie wyobrażasz Gale? Ja nie zamierzam sterczeć z założonymi rękami. Sami się o to prosili. Przez ich głupie tradycje i zwyczaje zginęła moja siostra! Już dawno podjęłam decyzję.
-Gdzie jest Peeta?-Pyta zmieniając temat.
-Powiedział, że spotkamy sie na miejscu. Musi pożegnać się i odprawić swoją rodzinę. -Wychodzimy na ulice i to co widzimy zwala nas z nóg. Totalny chaos. Po chwili odnajduję w tłumie Peetę. Podbiegamy do Niego razem z Galem. Widzę, że trzyma w ręce nagłośnienie.
-Uwaga, słuchajcie! Słuchajcie!-Wrzeszczy i nagle tłum odwraca się do nas i zaczyna w skupieniu słuchać.-Dziękuję. A więc osoby do odprawy, idą z Galem. Poprowadzi Was przez las. Rebelianci niech się ustawią w jednym rzędzie. Każdemu wręczymy broń.- Nagle tłum dzieli się na połowę. Częśc z nich, w większości kobiety i dzieci, idą w stronę płotu i czekają na Gale'a, który ma ich zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Druga połowa, ustawia się w rzędzie i czeka na wręczenie broni. Postanawiamy z Peetą wykorzystać ten moment i pożegnać się z Galem. Tutaj nasze drogi się rozchodzą.
-Już za Tobą tęsknię.-Mowię ocierając łzy. Czuję jak ramiona Peety mnie obejmują.-Uważaj na siebie.-Ściskam Gale'a, następnie całuję Go w policzek. Przez tyle lat byliśmy nierozłączni i nagle ktoś chce nas rozdzielić. To niesprawiedliwe.
-Ty też.-Głos bruneta jest ledwie słyszalny. Odklejam sie od Gale'a i robię miejsce Peecie. On tez musi sie pożegnać. To nie tylko mój przyjaciel. Słyszę ze o czymś szepczą,ale mówią zbyt cicho, bym słyszała. Widzę jak ściskają sie po  męsku i po chwili Gale jest tak daleko, że widzę tylko czarną kropkę. Przytulam się do Peety i idziemy razem do rebeliantów, dostarczyć im broń. Po wszystkim idziemy do Haymitcha-byłego mentora Peety i ustalamy plan ataku.
-Musimy uderzyć w ich czuły punkt. Tam zaboli najbardziej.
-Czyli gdzie?-Pytam.
-Jedziemy do Kapitolu.-Oznajmia Haymitch, a my z Peetą wymieniamy się spojrzeniami. Nigdy nie byłam poza 12 Dystryktem. Peeta był. Ale nie ja. Dla mnie to wszystko będzie nowe. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi to w naszej misji.

 ~

-Peeta, a jak coś nie wypali? Ja nie chcę Cię stracić.-Mowię, patrząc na oddalający się za mną dobrze znany mi las. Miejsce mojego dzieciństwa. Mojej wolności.
-I nie stracisz kochanie. Obiecuję.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać.
-Dotrzymam obietnicy. Dla Ciebie zrobię wszytko.-Uśmiecham się do blondyna, zadowolna z odpowiedzi. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Nic.
-Może położysz sie spać? Musimy być wypoczęci.
-No właśnie. MY. Pójdę spać dopiero wtedy, gdy Ty położysz się ze mną.-Idziemy do sypialni. Kładę sie na prawej stronie łóżka, robiąc miejsce dla Peety. Gdy już zasypiam udaje mi się wyszeptac trzy słowa.
-Zostań ze mną.
-Zawsze.-Szepcze, łaskocząc mnie we włosy.

~

-Wstawać, wysiadamy!-Krzyczy Haymitch. Otwieram zaspane oczy i widzę puste miejsce obok mnie.
-Gdzie jest Peeta?
-Już dawno wstał. Tylko Ty jeszcze śpisz.-Wypraszam byłego mentora Peety z pomieszczenia i ubieram się w pośpiechu. Po chwili jestem juz gotowa i zmierzam w stronę wyjścia. Po drodze zastanawiam się co robi Gale. Czy jest bezpieczny? Czy już doszedł z innymi na miejsce? Zamyślona wpadam na kogoś. Tym kimś okazuje się Peeta.
-Też za Nim tęsknię.-Mówi zatroskany. Jak On to robi? Zawsze wie co mnie trapi i o czym myślę.
-Kocham Cię-Szepczę.
-Ja Ciebie też. A teraz chodź. Musimy już iść.-Złączamy swoje ręce i dołączamy do reszty grupy.
-...musimy się rozdzielić. Najlepiej na dwie części. W jednej będzie Haymitch i Katniss, w drugiej Peeta i ja.-Mówi Boggs. To on dowodzi całą akcją.
-Nie rozdzielę się z Katniss, nie ma mowy.
-Musicie się rozdzielić. Nie macie nic do gadania. To misja, nie randka. Wiedzieliście na co się piszecie.-Słyszę w głosie Boggsa zdenerwowanie. Wiem, że ma racje, ale ja nie chcę opuszczać Peety. Szczególnie dlatego, że od Niego się to wszystko zaczęło powoli rozkręcać, a ja tylko wzniecilam iskrę. To właśnie my, kochankowie z 12 Dystryku, jesteśmy symbolem rebelii. Przecież to Peeta się sprzeciwił jako pierwszy Kapotolowi. Oznajmił publicznie na wywiadzie, że nie zrobią z Niego pionka w ich grze. Pamiętam to wyśmienicie. Bardzo wtedy przeżywałam tamte igrzyska. Trzymałam kciuki za Peetę. I wygrał. Ale nie zabił nikogo, tak jak powiedział. Założył sojusz z Rue, dwunastoletnią dziewczynką, która nie miała prawa umierać. Gdy chłopak z czwórki zabił dziewczynkę,  Peeta chciał ją pomścić, ale ktoś Go wyprzedził. Na koniec został sam z Cato, zawodowcem z 1 Dystryku. Nawet Go nie szukał. Znalazł Go po drodze, był ciężko ranny. Nie mógł nawet chodzić.  Ale Peeta powiedział, że nie ma zamiaru Go zabijać. I wtedy nasłali na nich zmiechy. Blondyn starał się odeprzeć stworzenia, ale one były za silne. Jeden z nich zaatakował chłopaka z Jedynki, a ten na skutek odniesionych ran zmarł. Zmiechy zniknęły, a Peeta wygrał. Wtedy miał już kłopoty, ale uratowała Go miłość Kapitolinczyków. Blondyn stał się ich pupilkiem. Uwielbiali Go. W końcu kto nie kocha Peety? Zaraz po koronacji zwycięzcy, ludzie zaczęli się buntować, a w dystryktach były zamieszki. Oczywiście my nic nie wiedzieliśmy, nawet Peeta. A on nie wiedząc o niczym robił rzeczy, które mogły Mu zaszkodzić. Reszta dystryktów zbuntowala sie, gdy postanowiłam pomścić moją siostrzyczke. Moją małą Prim. Starałam się publicznie nie mówić nic wprost. Nie chciałam stracić więcej osób, które kocham. Tylko wtajemniczeni wiedzieli o co chodzi. Kochankowie z 12 dytryktu, symbole rebeliantów.
-Czy to naprawdę konieczne?-Pytam w końcu.
-Tak. Rozumiem że nie umiecie żyć bez siebie i tak dalej, ale ważą sie losy całego państwa. Peeta, wygrałeś igrzyska, ale to były igrzyska. Teraz mamy prawdziwą wojnę. -Chwytam Peetę za rękę i patrzę Mu głęboko w oczy. Ledwie powstrzymuję się,  by w nich nie utonąć.
-Do zobaczenia Peeta.-Ujmuję twarz blondyna i całuję Go z namiętnością.
-Kocham Cię.-Szepczę.
-Ja Ciebie też, zawsze na zawsze. Do zobaczenia.-Odpowiada i podąża za Boggsem zostawiając mnie samą. Gdy Peeta całkowicie znika mi z oczu uwalniam samotną łzę, która powoli spływa po moim policzku. Do zobaczenia Peeta. Już niedługo się zobaczymy.