To jest kontynuacja poprzedniej części mojego One Shota :) mam nadzieje ze sie spodoba. Rozdziału jeszcze nie skończyłam pisać, ale przewiduję jego publikacje w przyszlym tygodniu :D
Dodałam ankietę, na której pytam się czy dodać zakładkę "zapytaj bohatera". Będzie ona polegała na zadawaniu przez Was pytań wybranemu bohaterowi, a ja w jego imieniu postaram się Wam na nie odpowiedziec. W OGLOSZENIACH PARAFIALNYCH widnieje numer mojego GG, wiec możecie mnie zapraszać :) A teraz zapraszam do czytania...
~
Już od niedawna ludzie zaczęli się buntować. Kto tego nie widzi, ten jest po prostu ślepy. Kapitol za wszelką cenę jednak chce nam pokazać, że tak nie jest. Że panuje pokój i harmonia. Nie chcę wojny. Nikt jej nie chce. Jednak Kapitol nas do tego zmusił. Nie dał nam innego wyboru. Słyszę nagle że ktoś wszedł do pokoju. Odwracam się i widzę Gale'a.
-Kotna ja nie wiem... nie wiem czy to dobry pomysł...
-A jak Ty to sobie wyobrażasz Gale? Ja nie zamierzam sterczeć z założonymi rękami. Sami się o to prosili. Przez ich głupie tradycje i zwyczaje zginęła moja siostra! Już dawno podjęłam decyzję.
-Gdzie jest Peeta?-Pyta zmieniając temat.
-Powiedział, że spotkamy sie na miejscu. Musi pożegnać się i odprawić swoją rodzinę. -Wychodzimy na ulice i to co widzimy zwala nas z nóg. Totalny chaos. Po chwili odnajduję w tłumie Peetę. Podbiegamy do Niego razem z Galem. Widzę, że trzyma w ręce nagłośnienie.
-Uwaga, słuchajcie! Słuchajcie!-Wrzeszczy i nagle tłum odwraca się do nas i zaczyna w skupieniu słuchać.-Dziękuję. A więc osoby do odprawy, idą z Galem. Poprowadzi Was przez las. Rebelianci niech się ustawią w jednym rzędzie. Każdemu wręczymy broń.- Nagle tłum dzieli się na połowę. Częśc z nich, w większości kobiety i dzieci, idą w stronę płotu i czekają na Gale'a, który ma ich zaprowadzić w bezpieczne miejsce. Druga połowa, ustawia się w rzędzie i czeka na wręczenie broni. Postanawiamy z Peetą wykorzystać ten moment i pożegnać się z Galem. Tutaj nasze drogi się rozchodzą.
-Już za Tobą tęsknię.-Mowię ocierając łzy. Czuję jak ramiona Peety mnie obejmują.-Uważaj na siebie.-Ściskam Gale'a, następnie całuję Go w policzek. Przez tyle lat byliśmy nierozłączni i nagle ktoś chce nas rozdzielić. To niesprawiedliwe.
-Ty też.-Głos bruneta jest ledwie słyszalny. Odklejam sie od Gale'a i robię miejsce Peecie. On tez musi sie pożegnać. To nie tylko mój przyjaciel. Słyszę ze o czymś szepczą,ale mówią zbyt cicho, bym słyszała. Widzę jak ściskają sie po męsku i po chwili Gale jest tak daleko, że widzę tylko czarną kropkę. Przytulam się do Peety i idziemy razem do rebeliantów, dostarczyć im broń. Po wszystkim idziemy do Haymitcha-byłego mentora Peety i ustalamy plan ataku.
-Musimy uderzyć w ich czuły punkt. Tam zaboli najbardziej.
-Czyli gdzie?-Pytam.
-Jedziemy do Kapitolu.-Oznajmia Haymitch, a my z Peetą wymieniamy się spojrzeniami. Nigdy nie byłam poza 12 Dystryktem. Peeta był. Ale nie ja. Dla mnie to wszystko będzie nowe. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi to w naszej misji.
~
-Peeta, a jak coś nie wypali? Ja nie chcę Cię stracić.-Mowię, patrząc na oddalający się za mną dobrze znany mi las. Miejsce mojego dzieciństwa. Mojej wolności.
-I nie stracisz kochanie. Obiecuję.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie jesteś w stanie dotrzymać.
-Dotrzymam obietnicy. Dla Ciebie zrobię wszytko.-Uśmiecham się do blondyna, zadowolna z odpowiedzi. Nic nie jest w stanie nas rozdzielić. Nic.
-Może położysz sie spać? Musimy być wypoczęci.
-No właśnie. MY. Pójdę spać dopiero wtedy, gdy Ty położysz się ze mną.-Idziemy do sypialni. Kładę sie na prawej stronie łóżka, robiąc miejsce dla Peety. Gdy już zasypiam udaje mi się wyszeptac trzy słowa.
-Zostań ze mną.
-Zawsze.-Szepcze, łaskocząc mnie we włosy.
~
-Wstawać, wysiadamy!-Krzyczy Haymitch. Otwieram zaspane oczy i widzę puste miejsce obok mnie.
-Gdzie jest Peeta?
-Już dawno wstał. Tylko Ty jeszcze śpisz.-Wypraszam byłego mentora Peety z pomieszczenia i ubieram się w pośpiechu. Po chwili jestem juz gotowa i zmierzam w stronę wyjścia. Po drodze zastanawiam się co robi Gale. Czy jest bezpieczny? Czy już doszedł z innymi na miejsce? Zamyślona wpadam na kogoś. Tym kimś okazuje się Peeta.
-Też za Nim tęsknię.-Mówi zatroskany. Jak On to robi? Zawsze wie co mnie trapi i o czym myślę.
-Kocham Cię-Szepczę.
-Ja Ciebie też. A teraz chodź. Musimy już iść.-Złączamy swoje ręce i dołączamy do reszty grupy.
-...musimy się rozdzielić. Najlepiej na dwie części. W jednej będzie Haymitch i Katniss, w drugiej Peeta i ja.-Mówi Boggs. To on dowodzi całą akcją.
-Nie rozdzielę się z Katniss, nie ma mowy.
-Musicie się rozdzielić. Nie macie nic do gadania. To misja, nie randka. Wiedzieliście na co się piszecie.-Słyszę w głosie Boggsa zdenerwowanie. Wiem, że ma racje, ale ja nie chcę opuszczać Peety. Szczególnie dlatego, że od Niego się to wszystko zaczęło powoli rozkręcać, a ja tylko wzniecilam iskrę. To właśnie my, kochankowie z 12 Dystryku, jesteśmy symbolem rebelii. Przecież to Peeta się sprzeciwił jako pierwszy Kapotolowi. Oznajmił publicznie na wywiadzie, że nie zrobią z Niego pionka w ich grze. Pamiętam to wyśmienicie. Bardzo wtedy przeżywałam tamte igrzyska. Trzymałam kciuki za Peetę. I wygrał. Ale nie zabił nikogo, tak jak powiedział. Założył sojusz z Rue, dwunastoletnią dziewczynką, która nie miała prawa umierać. Gdy chłopak z czwórki zabił dziewczynkę, Peeta chciał ją pomścić, ale ktoś Go wyprzedził. Na koniec został sam z Cato, zawodowcem z 1 Dystryku. Nawet Go nie szukał. Znalazł Go po drodze, był ciężko ranny. Nie mógł nawet chodzić. Ale Peeta powiedział, że nie ma zamiaru Go zabijać. I wtedy nasłali na nich zmiechy. Blondyn starał się odeprzeć stworzenia, ale one były za silne. Jeden z nich zaatakował chłopaka z Jedynki, a ten na skutek odniesionych ran zmarł. Zmiechy zniknęły, a Peeta wygrał. Wtedy miał już kłopoty, ale uratowała Go miłość Kapitolinczyków. Blondyn stał się ich pupilkiem. Uwielbiali Go. W końcu kto nie kocha Peety? Zaraz po koronacji zwycięzcy, ludzie zaczęli się buntować, a w dystryktach były zamieszki. Oczywiście my nic nie wiedzieliśmy, nawet Peeta. A on nie wiedząc o niczym robił rzeczy, które mogły Mu zaszkodzić. Reszta dystryktów zbuntowala sie, gdy postanowiłam pomścić moją siostrzyczke. Moją małą Prim. Starałam się publicznie nie mówić nic wprost. Nie chciałam stracić więcej osób, które kocham. Tylko wtajemniczeni wiedzieli o co chodzi. Kochankowie z 12 dytryktu, symbole rebeliantów.
-Czy to naprawdę konieczne?-Pytam w końcu.
-Tak. Rozumiem że nie umiecie żyć bez siebie i tak dalej, ale ważą sie losy całego państwa. Peeta, wygrałeś igrzyska, ale to były igrzyska. Teraz mamy prawdziwą wojnę. -Chwytam Peetę za rękę i patrzę Mu głęboko w oczy. Ledwie powstrzymuję się, by w nich nie utonąć.
-Do zobaczenia Peeta.-Ujmuję twarz blondyna i całuję Go z namiętnością.
-Kocham Cię.-Szepczę.
-Ja Ciebie też, zawsze na zawsze. Do zobaczenia.-Odpowiada i podąża za Boggsem zostawiając mnie samą. Gdy Peeta całkowicie znika mi z oczu uwalniam samotną łzę, która powoli spływa po moim policzku. Do zobaczenia Peeta. Już niedługo się zobaczymy.
Twoje one shooty są najlepsze na świecie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział (jak zwykle ;D ). No i wspaniały blog. Niecierpliwie czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.
OdpowiedzUsuń~Dina
Jejku, jakie to świetne. Ja nie wiem skąd ty bierzesz takie pomysły na one-shoty, ale są cudowne <3 Oby tylko nic poważnego im się się stało. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zawsze! Nie mam pojęcia jak ty to wymyśliłaś, ale taki potok wydarzeń jest super :)
OdpowiedzUsuńPo prostu boskie to jest ! :D masz talent oddaj go troche mi :-) pannaHutcherson
OdpowiedzUsuńŚwietna! Aż się boję co będzie w następnej ;) Johanna
OdpowiedzUsuńWspaniala miniaturka masz talent! Jestem ciekawa co bedzie dalej mam nadzieje ze z peeta i katniss bedzie okej<3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ania.O :)