-Ona jest taka cudowna! I kiedy myślisz, że już lepiej być nie może, to ona pokazuje swoją drugą twarz i w jednej chwili zmienia się w upartą zołzę.
-To rzeczy, Haymitch.- Mówię wykończona.
-Problem tkwi w tym, że ją lubię i to bardzo, ale boję się. Boję się, że ona nie lubi mnie w taki sposób w jaki ja ją i boję się, że jeśli byśmy byli już razem to nasze stosunki się popsują.- Mężczyzna załamany opiera się o stół ze spuszczoną głową. Rety, on naprawdę przeżywa to. Współczuję mu, nigdy nie miał w końcu dziewczyny. Na pewno jest jemu ciężko. Nie wie nawet jak sie ma zachować ze swoimi uczuciami, które w sobie tłumi.
-Haymitch, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie.- Mówi Peeta.- Nie możesz tak siedzieć i tłumić w sobie to wszystko co czujesz. Moim zdaniem powinieneś iść teraz do Effie i wyznać jej to co do niej czujesz. Ty się nie boisz tego, że ona nie odwzajemni twoich uczuć, czy że nie wyjdzie wam, ty się boisz samego związku. Wiemy, że nigdy nie byłeś z kimś, bynajmniej nie na poważnie, ale to samo przychodzi. Nie musisz się niczego obawiać. Jeśli wam nie wyjdzie, mówi się trudno, ale zawsze jest warto próbować. Spójrz na mnie i Katniss. Parę lat temu, w życiu bym nie powiedział że ona zwróci na mnie uwagę. Uwierz mi, że trzymanie w sobie uczuć tylko cię pogrąża.- Po przemówieniu blondyna, były mentor wstaje i dumnie wypina klatkę piersiową, patrząc na nas z wdzięcznością.
-Macie rację. Powinienem zrobić to już dawno temu. Dziękuję, jesteście dla mnie bardzo ważni i wiem, że tego po mnie może nie widać, ale nie wiem co bez was bym zrobił.- I z tymi słowami opuszcza nasz dom, nie zamykając nawet za sobą drzwi.
-Ale dzisiaj chłodno. Czujesz?- Pytam chłopaka i podbiegam do drzwi, by je jak najszybciej zamknąć.
-Bije od ciebie zbyt wielkie gorąco bym mógł poczuć jakikolwiek chłód.- Uśmiecham się do Peety i całuję go w policzek.
-Mam pomysł.- Mówię.- Ja rozpalę kominek, a ty przygotujesz nam gorące czekolady i poprzytulamy się trochę, co ty na to?
-Jak na lato!
Śmieję się pod nosem i odwracam się, ale chłopaka już dawno nie ma. Pobiegł do kuchni niczym huragan. Podchodzę do kominka i rozpalam w nim ogień. Patrzę na latające wśród niego iskry. Iskra. Ja byłam taką iskrą. Małą iskierką, która rozpaliła pożar nadziei...
Po chwili siadam na kanapie i czekam na Peetę. Myślę sobie co by było, gdyby mój blondyn nigdy nie wrócił do 12 i zostawiłby mnie na pastwę losu, tak jak zrobił to Gale.
Czy nadal bym żyła? Czy miałabym po co żyć? Czy odzyskałabym chęć do życia po tym wszystkim co się wydarzyło?
Na te wszystkie pytania znam jedną prostą odpowiedź: nie.
Wątpię , że dałabym sobie radę sama, bo tak naprawdę to Peeta przywrócił mnie do życia. Dzięki niemu nie miewam już tylu koszmarów, dzięki niemu wrócił mi apetyt, nie tylko na jedzenie, ale i na życie. Wcześniej, bez niego, miałam ochotę siedzieć w domu i w ogóle się z niego nie ruszać. Nawet samo przejście się z sypialni do kuchni było dla mnie wielkim trudem. I pomimo tych strasznych rzeczy, które mi się przytrafiły, Bóg zesłał mi własnego Anioła Stróża. Chłopaka, który wierzył we mnie od samego początku i ani razu nie zwątpił. Chłopaka, który opiekuje się mną i daje mi siłę do dalszej walki z demonami, które wciąż walczą wewnątrz mnie. Może jednak nie jest źle, bo przecież by wyszła tęcza, najpierw musi spaść deszcz.
-Kochanie, gorąca czekolada razy dwa.- Sięgam po kubek i biorę dużego łyka, jednak chwilę później stwierdzam, że to był błąd, ponieważ czekolada jest gorąca.
-Zwolnij trochę łasuchu, bo wypali ci gardło.- Piekarz śmieje się pod nosem i otula mnie swoimi silnymi i zarazem delikatnymi ramionami. Skulam się w jego uścisku i wdycham zapach, który od niego bije.
-Będę musiał za kilka dni wyjechać do Kapitolu, może chciałabyś się wybrać ze mną?
-Po co chcesz tam wracać?- Pytam zdziwiona.
-Kochanie, jestem Prezydentem, muszę jechać.- Zapomniałam. Zapomniałam całkowicie o tym, że nowym rządzącym całym Panem jest teraz Peeta.
-Oczywiście, że bym chciała. Kiedy byśmy musieli wyjechać?
-Może jutro? W końcu i tak nie mamy nic ciekawszego do roboty, chyba że masz jakieś plany?
-Skądże. Pojechałabym z tobą na koniec świata.- Mówię patrząc blondynowi w oczy. Jego tęczówki są takie błękitne i intensywne, niczym niebo latem.
-Kocham cię, Peeta. Naprawdę cię kocham.- Mówię całkowicie poważnie.
-Ja ciebie też, Katniss. Czy coś się stało?- Pyta, odrywając mnie od siebie.
-Nie, tylko chciałam tobie uświadomić, że pomimo tego, że nie mówię o swoich uczuciach zbyt często, to naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłam, że gdybym cie straciła, to straciłabym też sens życia, bo jedyną osobą utrzymującą mnie przy życiu jesteś ty Peeta.
Wiem, że to nie jest w moim stylu, ale musiałam mu to w końcu powiedzieć. Mam ochotę opowiedzieć mu o moich odczuciach i emocjach, dosłownie o wszystkim, co ciąży mi na sercu. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jest on jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć i pomóc mi. Tak mi się bynajmniej wydaje. Dlatego mu opowiadam. Opowiadam mu o wszystkim co dzieje się we wnętrzu mnie, a on tylko słucha z uwagą, skupiony. I jestem mu za to wdzięczna. Nie tylko jest dobrym mówcą, ale i słuchaczem. Widzę ,że ma ochotę posłuchać tego co mówię i jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, że w końcu nie muszę tłumić w sobie tego wszystkiego. Jest mi o wiele lżej. Czuję to. Rozmawiamy tak cały wieczór, a gdy przychodzi późna godzina, zasypiamy wtuleni w siebie.
Śmieję się pod nosem i odwracam się, ale chłopaka już dawno nie ma. Pobiegł do kuchni niczym huragan. Podchodzę do kominka i rozpalam w nim ogień. Patrzę na latające wśród niego iskry. Iskra. Ja byłam taką iskrą. Małą iskierką, która rozpaliła pożar nadziei...
Po chwili siadam na kanapie i czekam na Peetę. Myślę sobie co by było, gdyby mój blondyn nigdy nie wrócił do 12 i zostawiłby mnie na pastwę losu, tak jak zrobił to Gale.
Czy nadal bym żyła? Czy miałabym po co żyć? Czy odzyskałabym chęć do życia po tym wszystkim co się wydarzyło?
Na te wszystkie pytania znam jedną prostą odpowiedź: nie.
Wątpię , że dałabym sobie radę sama, bo tak naprawdę to Peeta przywrócił mnie do życia. Dzięki niemu nie miewam już tylu koszmarów, dzięki niemu wrócił mi apetyt, nie tylko na jedzenie, ale i na życie. Wcześniej, bez niego, miałam ochotę siedzieć w domu i w ogóle się z niego nie ruszać. Nawet samo przejście się z sypialni do kuchni było dla mnie wielkim trudem. I pomimo tych strasznych rzeczy, które mi się przytrafiły, Bóg zesłał mi własnego Anioła Stróża. Chłopaka, który wierzył we mnie od samego początku i ani razu nie zwątpił. Chłopaka, który opiekuje się mną i daje mi siłę do dalszej walki z demonami, które wciąż walczą wewnątrz mnie. Może jednak nie jest źle, bo przecież by wyszła tęcza, najpierw musi spaść deszcz.
-Kochanie, gorąca czekolada razy dwa.- Sięgam po kubek i biorę dużego łyka, jednak chwilę później stwierdzam, że to był błąd, ponieważ czekolada jest gorąca.
-Zwolnij trochę łasuchu, bo wypali ci gardło.- Piekarz śmieje się pod nosem i otula mnie swoimi silnymi i zarazem delikatnymi ramionami. Skulam się w jego uścisku i wdycham zapach, który od niego bije.
-Będę musiał za kilka dni wyjechać do Kapitolu, może chciałabyś się wybrać ze mną?
-Po co chcesz tam wracać?- Pytam zdziwiona.
-Kochanie, jestem Prezydentem, muszę jechać.- Zapomniałam. Zapomniałam całkowicie o tym, że nowym rządzącym całym Panem jest teraz Peeta.
-Oczywiście, że bym chciała. Kiedy byśmy musieli wyjechać?
-Może jutro? W końcu i tak nie mamy nic ciekawszego do roboty, chyba że masz jakieś plany?
-Skądże. Pojechałabym z tobą na koniec świata.- Mówię patrząc blondynowi w oczy. Jego tęczówki są takie błękitne i intensywne, niczym niebo latem.
-Kocham cię, Peeta. Naprawdę cię kocham.- Mówię całkowicie poważnie.
-Ja ciebie też, Katniss. Czy coś się stało?- Pyta, odrywając mnie od siebie.
-Nie, tylko chciałam tobie uświadomić, że pomimo tego, że nie mówię o swoich uczuciach zbyt często, to naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłam, że gdybym cie straciła, to straciłabym też sens życia, bo jedyną osobą utrzymującą mnie przy życiu jesteś ty Peeta.
Wiem, że to nie jest w moim stylu, ale musiałam mu to w końcu powiedzieć. Mam ochotę opowiedzieć mu o moich odczuciach i emocjach, dosłownie o wszystkim, co ciąży mi na sercu. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jest on jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć i pomóc mi. Tak mi się bynajmniej wydaje. Dlatego mu opowiadam. Opowiadam mu o wszystkim co dzieje się we wnętrzu mnie, a on tylko słucha z uwagą, skupiony. I jestem mu za to wdzięczna. Nie tylko jest dobrym mówcą, ale i słuchaczem. Widzę ,że ma ochotę posłuchać tego co mówię i jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, że w końcu nie muszę tłumić w sobie tego wszystkiego. Jest mi o wiele lżej. Czuję to. Rozmawiamy tak cały wieczór, a gdy przychodzi późna godzina, zasypiamy wtuleni w siebie.
Nie obiecuję, że rozdziały będą długie. Osobiście wolę, żeby były krótsze, bo wtedy aż tak Was nie nudzą i czujecie pewien niedosyt, a to dobry znak. Następny rozdział dodam NIEDŁUGO, więc proszę, nie pytajcie kiedy następny. Już ogólnie zaczęłam go pisać, więc nie powinno być dużej przerwy. Zmieniając temat, czy oglądaliście już Kosogłosa? Jakie są Wasze odczucia?
Czekam ❤
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
OdpowiedzUsuńOczywiście wspaniałe ;)
Super <3
OdpowiedzUsuńrozdział superfajowy, jest slodziutko i tak uroczo<3 Peeta kochany taki jak zwykle, a jesli chodzi o kosoglosa to bylam i moim zdaniem bylo supiii
OdpowiedzUsuńnajlepsza czesc! pomimo tego ze wszystkie mi sie podobaly :D
czekam na ciag dalszy opowiadania!!!
Mi rozdział bardzo się podobał. Ale ten poprzedni był genialny.Tak więc życzę ci duo czasu na pisanie i oczywiście dużo dużo weny.Pozdrawiam i również zapraszam na swojego bloga.
OdpowiedzUsuńHejka! Bardzo lubię twojego bloga i czekam na następny rozdział ;) W wolnej chwili zapraszam do mnie: http://peetakatnissnasitrybuci.blox.pl/html
OdpowiedzUsuńHejka! Piszę po raz pierwszy ale czytałam wszystkie twoje rozdziały i myślę że są genialne i najbardziej podobają mi się te 18+. Więc czekam na nowe i życzę ci dużo weny i szczęścia w pisaniu w nowym roku!!!
OdpowiedzUsuńOd Zakochanej♥