niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 13 - "Słodkie bezy połączone ze ścianą"

-Katniss, przepraszam.. Przepraszam za wszystko... Proszę, wybacz mi-kręci przecząco głową. Karci się, a ja nie wiem czy dobrze robię ignorując jego słowa.
-Peeta nic się nie stało, przecież to, że mnie nie pamiętałeś to nie była twoja wina. Za wszystkim stoi ta przebrzydła..-zawieszam się, ponieważ momentalnie jej imię wylatuje mi z głowy. Albo ze szczerej nienawiści do tej kobiety albo ze zwykłego zmęczenia.
-Sevena?-pyta ironicznie Peeta i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
-Dokładnie-zauważam i uśmiecham się niewinnie. Blondyn cicho się śmieje i podaje mi dłoń.
-Wracajmy już Katniss, reszta nie wie gdzie jesteś-posyła mi pokrzepiający uśmiech i patrzy na mnie z wyraźną ulgą.
-Dobrze chodźmy-odpowiadam i podaję Peecie rękę. Wyprowadza mnie z lasu, a ja czuję się skrępowana, ponieważ tym razem to on zna dobrą drogę w moim świecie. Zajmuje nam to trochę czasu, ale dajemy w końcu radę przedrzeć się przez gęstwiny. Gdy dochodzimy do znajomych wszyscy odwracają głowę w naszą stronę. Johanna dokładnie mnie lustruje, a gdy już zauważa, że wszystko jest dobrze, jako pierwsza rzuca mi się na szyję. Potem każdy po kolei, a ja odwzajemniam wszystkie ich uściski. Tak bardzo za nimi wszystkimi tęskniłam. Nareszcie nasze życie może wrócić do normy. Bynajmniej taką mam nadzieję.
-To, co Pan Prezydent proponuje?-śmieją się razem i zerkają na blondyna.
-Może już wracamy, co? Trochę się stęskniłem za naszym małym domem wariatów.
-Jestem za!-krzyczy Haymitch i wyjmuje z kieszeni piersiówkę. Effie patrzy na niego spod długich rzęs i kręci głową z dezaprobatą.
-Nałożę ci limit-oznajmia i zostawia byłego mentora w tyle.



Gdy docieramy do domu, wszyscy rozchodzą się do swoich mieszkań, po to by się przebrać i przyjść do nas. W końcu mamy zaległą imprezę imieninową. Prawdopodobnie Mellark zapomniał o swojej uroczystości. Zapomniał, myślę. Przez chwilę przechodzą mnie dreszcze i jestem zmuszona zamknąć oczy, aby tylko się nie przewrócić. Przełykam głośno ślinę i łapię się blatu kuchennego. Nie wiem jak można być tak okropnie złym. Trzeba mieć okropnie zniszczone życie, a takie mała Sevena. Kiedy ja przeżywam swoje małe załamanie do pokoju wchodzi rozanielony Peeta. Zabiera jedno winogrono z ogromnej misy i wolno przeżuwa. Ignorując mój ból zaciskam ręce w pięści i uchylam powieki.
-Kochanie, idź się ładnie ubrać, a ja postaram się coś ugotować-mówię i uśmiecham się ciepło. To ja teraz potrzebuję pomocy, a jedynym lekarstwem jest to, co stoi na najwyższej półce.
-Z, jakiej to okazji?-pyta i mruży oczy. Podchodzi bliżej i łapie mnie za ręce stopniowo chyba odgadując mój stan.
-Zobaczysz, a teraz leć na górę-całuję go w policzek i idę do kuchni. Po chwili słyszę jak niepewnie porusza się na górę. Kiedy dociera do mnie odgłos zamykanych drzwi szybko dobieram się do szafki. Gdzie jesteś?, kołacze mi w głowie, kiedy zaraz po tym mam w ustach pięć kolorowych tabletek. Spokojnie Katniss, wszystko będzie dobrze. Tylko musisz się uspokoić. Przełykam pigułki i zagryzam dolną wargę. Muszę się skupić na czymś innym. Gotowanie. Będzie trochę ciężko. Całe jedzenie, które było przygotowane nadaje się teraz do wyrzucenia. Będę potrzebowała do tego pomocy. Sięgam po telefon i dzwonię do Annie. Na moje szczęście rudowłosa odbiera już po kilku minutach. Opowiadam jej całą sytuację, a ona jedynie zgadza się na wszystko, co jej zaproponuję. Mówi, że za parę minut powinna się pojawić, a ja jedynie wyrzucam śmietki do pobliskiego kosza. Kładę się na kanapie i spokojnie wszystko powtarzam. Doktor Aurelius może miał rację, że to przez stres mam halucynacje, osłabienie i depresję? Niezbyt ufam temu czarusiowi, ale skoro jest lekarzem to raczej wie, co robi. Kiedy tak leżę i wspominam do domu wchodzi Annie z tysiącami garnków, patelni, rurek, rękawów do lukrów i saszetek. Otwieram usta żeby coś powiedzieć, lecz potem od razu je zamykam. Jeśli ja mam gotować z tym wszystkim to zejdzie się do przyszłego tygodnia. Rudowłosa oznajmia, że jakoś sobie poradzimy i mam nie przesadzać. Staję obok niej i porozrzucanych "narzędzi". Łapię się za biodra i wydymam usta.
-Ja robię ciasto, ty zrobisz resztę. Sprawiedliwe-uśmiecham się i zabieram do pieczenia.


Szczerze mi to nie idzie. Nie to co Annie. Zrobiła już pięć potraw, a ja się męczę z mikserem. Mam złe przeczucie, że w każdym momencie może zejść Peeta i będzie się tu krzątał, rządził i całe przyjęci piorun strzeli. Oblizuję palce, które zanurzyłam w puchatej bezie i delektuję się słodkim smakiem. Nie jest całkowicie spieniona, ale, gdy się jej skosztuje rozpływa się na podniebieniu. Mogłabym zostać smakoszem. Rudowłosa wyjmuje z piekarnika okropnie smaczną kaczkę, a ja zauważam, że zjadłam 3/4 bezy. Zagryzam policzek i krzyżuję ramiona. Co teraz? Naprawdę jestem taką niezdarą, że nie umiem zrobić Niczego? Podchodzę do kobiety i uśmiecham się przyjaźnie.
-Annie..-przeciągam n, a ona patrzy na mnie rozczarowana. Kiwa głową na znak zgody i ponownie zabieramy się za robienie ciasta. Kiedy chcę sprawdzić gęstość piany dostaję po palcach. Prycham trochę złośliwie i ukradkiem, kiedy Annie odwraca się by zerwać bazylię do kaczki oblizuję łyżkę stojącą obok. Winszuję sama sobie i oznajmiam rudowłosej, że idę się odświętnie ubrać. Tak naprawdę będę czatować czy blondyn przypadkiem nie ma ochoty zejść na dół. Wciskam się w róg przy mahoniowych drzwiach i zaczynam gonitwę myśli. Muszę się jakoś przygotować na dzisiejszy wieczór. Jeśli w pewnym momencie zabraknie mi sił i będę zmuszona wziąć tabletki? To się może źle skończyć i ja jestem tego pewna. Po dwudziestu minutach do domu zaczynają schodzić się ludzie. Kiedy chcę się wydostać uniemożliwia mi to ściana. Pięknie, Everdeen, myślę. Zaklinowałam się. Peeta odszykowany jakby się urodził w Kapitolu schodzi na dół, a kiedy już się tam znajduje słyszę głośne śmiechy. Znowu wszystko zepsułam.


Peeta

-Wie ktoś może, gdzie jest Katniss?-pytam, ale wszyscy kręcą przecząco głowami. Annie jedynie posyła mi spojrzenie i kiwa pokazując schody. Gdyby tam była to, gdzie mogłaby się podziać? Na górze są dwa pokoje, z czego dwa to garderoba i łazienka. Kiedy Haymitch zaczyna opowiadać, jak to jest biedny, ponieważ Effie zaczyna go okładać, kiedy pije, ja niepostrzeżenie wchodzę na górę. Dokładnie szukam duszy w pokojach, ale za nic nie ma śladu po Katniss. W końcu zauważam cień przy drzwiach od sypialni. Zabieram z rogu jeden ze sztucznych "bambusów" ustawionych przy łazience i podążam w tamtym kierunku. W końcu, gdy podchodzę do sprawcy zaczynam się gromko śmiać. Katniss zaklucza ręce i marszczy nos. Podaję jej rękę i pomagam się wydostać, nadal się śmiejąc.
-Mam za duże biodra-oznajmia i wzdycha smutno.
-I tak cię kocham-mówię i całuję ją w czoło

Dzisiaj macie rozdział dosyć słabo napisany, ponieważ wszyscy chcą mi zabrać komputer, a Julka nie ma zbytnio czasu :c Przepraszamy, że tak długo nie było rozdziałów, ale szkoła i te sprawy ;)) Julia ma egzaminy gimnazjalne...W następnej notce opiszemy (chyba raczej może jednak iż analiż tak) imprezę imieninową Peety i mam nadzieję, że zostawicie dużo komentarzy <3 Pozdrawiamy was i przepraszamy za taką dosyć słabą notkę, pyśki :*
~MajaHutcherson
~Julia Mellark