poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 18 | Historia lubi sie powtarzać

Budzę się wtulona w tors Peety. Uśmiecham się do siebie, czując niesamowitą energię, która rozchodzi się po całym moim ciele. Mam ochotę biegać wokół domu lub pójść na polowanie. Dawno tego w sumie nie robiłam, a patrząc na mojego ukochanego, to za szybko się nie obudzi. Biegnę do góry się przebrać i po chwili schodzę na dół przygotowana. Zakładam buty i biorę swój stary łuk, który leży pod schodami i wychodzę. Będę musiała się pospieszyć, żeby być w domu, przed pobudką chłopaka, nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwił. Pogoda jest idealna. Niebo jest błękitne, niczym tęczówki Peety, przyćmione pojedynczymi chmurami, które lekko zasłaniają słońce, więc nie jest ani za zimno, ani za ciepło. Kiedy jestem już w lesie to uświadamiam sobie, jak bardzo za tym miejscem tęskniłam. Jest tutaj tak spokojnie i tak błogo. Można wyłączyć swój umysł i cieszyć się pięknem natury. Obok siebie zauważam przebiegającego zająca. Naciągam na łuk strzałę i celuję w zwierzę. Kiedy mam zamiar puścić strzałę, zając się odwraca i patrzy mi się prosto w oczy. Nie mogę wytrzymać i opuszczam łuk. Nie mogę go zabić, kiedy patrzy się tak na mnie. Co jeśli ma dzieci, które musi nakarmić? Rodziców, którzy na niego czekają? Pomimo tego, że jest to zwykłe zwierzę, nie potrafię inaczej na to spojrzeć. Wojna mnie zmieniła. Ja się zmieniłam.

Tak, więc wracam do domu z pustymi rękoma. Gdy przechodzę przez próg domu czuję rozchodzący się po domu zapach bułek z serem. Peeta. Musiał zapewne już wstać. Mam nadzieję, że nie będzie się na mnie złościć. Odkładam łuk na miejsce i wchodzę do kuchni. Blondyn wyjmuje własnie bułki z pieca, a ja skradam się po cichutku do niego i zarzucam ręce na jego ramionach. Chłopak przestraszony, odskakuje.

    - Przepraszam, przestraszyłem się. Gdzie byłaś? - Pyta spokojnie. Nie jest może tak źle.
    - Postanowiłam iść się przejść do lasu, nie złościsz się? - Jego kąciki ust się lekko podnoszą, a mi spada kamień z serca. Peeta ujmuje moją twarz i delikatnie mnie całuje, a ja oddaję mu pocałunek.
    - Siadaj do stołu, zrobiłem nam śniadanie. - Wypycha dumnie klatkę piersiową, jakby zrobił nie wiadomo co, a ja cicho prycham. 
    - To dobrze, bo umieram z głodu! - Siadamy razem przy stole i delektujemy się przepysznymi bułkami, jakie blondyn przygotował.
    - Peeta, może przeszlibyśmy się dzisiaj nad jezioro? - Pytam z nadzieją.
    - Kochanie dzisiaj jedziemy do Kapitolu, pamiętasz? Rozmawialiśmy o tym wczoraj.- Zaglądam w głąb swojej pamięci i stwierdzam, że rzeczywiście tak było. - Chyba, że chcesz porobić coś innego, do Kapitolu pojadę sam, kiedy indziej.
    - Nie. Powiedziałam, że dzisiaj z tobą pojadę, więc tak zrobię. Nie będziemy cały czas się podporządkowywać pode mnie. - Stwierdzam stanowczo. Niestety, taka jest prawda. Kiedy coś chciałam, Peeta zawsze spełniał moją prośbę. A kiedy ja zrobiłam coś dla niego? Cały czas jestem w centrum zainteresowania i mam tego dosyć.
    - Kocham cię.
    - Prawda czy fałsz? - Pytam żartobliwie. Chłopak do mnie podchodzi i zarzuca mnie przez siebie prowadząc do naszej sypialni, a tam mnie zrzuca na łóżko. 
    - Prawda. - Jego cichy szept łaskocze mnie w ucho. Przyciągam blondyna do siebie i z całej siły go przytulam.
    - I teraz cię już nie puszczę.



Podróż minęła niesamowicie szybko. Razem z Peeta, bylismy tak pochłonięci soba, ze nie zorientowaliśmy się nawet że dotarlismy juz na miejsce. Przy wejściu do Pałacu Prezydenckiego czeka na nas jakiś mężczyzna.
    - Witam państwa serdecznie, mam nadzieje ze podróż minęła w spokoju. - Pyta się ze stoickim spokojem, a ja z uśmiechem na ustach spoglądam na Peete i odpowiadam za nas dwojga.
    - Jak najbardziej.
    - Niezmiernie się cieszę. Proszę za mną. - Mężczyzna prowadzi nas poprzez korytarze i sale, aż w końcu zatrzymujemy się przed naszym pokojem. Brunet otwiera nam drzwi, a my wchodzimy do środka z otwartymi buziami. Tak bogatego pomieszczenia w życiu nie widziałam. Nie dość ze jest ogromne, to na dodatek prawie wszytko jest tutaj ze złota! Jak to w ogóle możliwe?
    - Jeśli będą państwo czegoś potrzebować, to proszę zadzwonić tym oto dzwonkiem. Służba powinno się zjawić najszybciej jak się da. - I z wymuszonym uśmiechem opuszcza
nasz pokój. Mija trochę czasu zanim się do siebie odzywamy.
    - To miejsce... - Zaczyna Peeta, ale nie daję mu skończyć i wskakuję na jego plecy. Chłopak wzdycha i przekręca mnie przez siebie. Po chwili oboje lądujemy na łóżku. 
    - To miejsce opisuje wszystkie moje uczucia wobec ciebie.
    - Sztuczne? - Pytam i lekko unoszę jedną z brew.
    - Ogromne. Mam przeczucie, że nie mógłbym cię bardziej kochać, bo moje serce by pękło. - Uśmiecham się do chłopaka i całuję delikatnie w sam środek ust.
    - Chodźmy się przejść. - Mówię po chwili. Zawsze chciałam przejść się po tym wielkim i pięknym ogrodzie, ale za bardzo przypominało mi o Snow'a. Teraz o już przeszłość i mam zamiar spędzić tutaj cudowne chwile.
    - Hmm, no dobrze... - Wychwytuję w głosie Peety lekkie wahanie.
    - Co jest Peeta?
    - Nic, nic. Idziemy?
    - Jak nie chcesz iść, to nie musimy. Zostaniemy w pokoju i coś porobimy. - Mówię całkowicie poważnie.
    - Nie Katniss, idziemy się przejść. - Stwierdza, łapie mnie za rękę i po chwili jesteśmy już na zewnątrz. 




Ogród wygląda przepięknie, szczególnie o tej porze roku. Wszystko zakwitło  i pięknie się prezentuje. Są tutaj przeróżne gatunki kwiatów, nawet takie których nigdy w życiu nie widziałam na oczy. Dobrze, że mam przy sobie Peetę, który nazywa i opisuje każdy kwiat jaki się tutaj znajduje. Spacerujemy w spokoju napawając sie otaczająca nas naturą. Kiedy usiedliśmy na jednej z ławek przytuliłam sie do blondyna i zaczęłam nucić pod nosem melodie piosenki, która zapadła mi w pamięć gdy byłam jeszcze dzieckiem.
    - Co sobie tam nucisz? - Odchylam sie od chłopaka i patrzę mu prosto w jego błękitne oczy.
    - Zaśpiewam ci ja, gdy bede na to gotowa. - Zapewniam go. Nie potrafię narazie tego zaśpiewać. Zbyt wiele wspomnień. Nagle uścisk dłoni Peety zaciska sie na mojej ręce. 
    - Peeta, czy wszystko w porządku? - Jednak nie musze czekać na odpowiedz, bo zauważam katem oka wzrok mojego chłopca z chlebem. Jest pusty i pokryty mgła. 
    - To nie jest prawdziwe, to nieprawda. Wszystko co widzisz jest kłamstwem Peeta. - Staram sie go uspokoić, ale nie wychodzi mi to najlepiej. 
    - Przestań kłamać! Wiem po co chciałaś tu przyjść! Po prostu uwielbiasz przywoływać najgorsze wspomnienia z czasów wojny, nieprawdaż zmiechu? - Staram sie nie brać tego wszystkiego do siebie, bo wiem ze chłopak potrzebuje mojej pomocy, ale nie potrafię. Wybiegam jak najdalej i chowam sie w pobliskiej szklarni. Skulam sie i zasłaniam dłońmi uszy. Jednak po chwili do mojego nosa dociera intensywny zapach róż. 





czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział 17 | Wyznania

Gdy Peeta opowiedział Haymitch'owi o naszych wczorajszych przeżyciach, zaczęło mi się powoli wszystko przypominać. Nasz były mentor wnet by się udusił ze śmiechu. Zaczął coś mówić o tym, że napisze o nas książkę i o naszych pomysłach, a ja z każdym słowem wydobywającym się z jego ust miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Podczas śniadania Haymitch opowiedział nam swoją przygodę z wczoraj, w której głównym problemem była Effie.

-Ona jest taka cudowna! I kiedy myślisz, że już lepiej być nie może, to ona pokazuje swoją drugą twarz i w jednej chwili zmienia się w upartą zołzę.
-To rzeczy, Haymitch.- Mówię wykończona.
-Problem tkwi w tym, że ją lubię i to bardzo, ale boję się. Boję się, że ona nie lubi mnie w taki sposób w jaki ja ją i boję się, że jeśli byśmy byli już razem to nasze stosunki się popsują.- Mężczyzna załamany opiera się o stół ze spuszczoną głową. Rety, on naprawdę przeżywa to. Współczuję mu, nigdy nie miał w końcu dziewczyny. Na pewno jest jemu ciężko. Nie wie nawet jak sie ma zachować ze swoimi uczuciami, które w sobie tłumi.

-Haymitch, posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie.- Mówi Peeta.- Nie możesz tak siedzieć i tłumić w sobie to wszystko co czujesz. Moim zdaniem powinieneś iść teraz do Effie i wyznać jej to co do niej czujesz. Ty się nie boisz tego, że ona nie odwzajemni twoich uczuć, czy że nie wyjdzie wam, ty się boisz samego związku. Wiemy, że nigdy nie byłeś z kimś, bynajmniej nie na poważnie, ale to samo przychodzi. Nie musisz się niczego obawiać. Jeśli wam nie wyjdzie, mówi się trudno, ale zawsze jest warto próbować. Spójrz na mnie i Katniss. Parę lat temu, w życiu bym nie powiedział że ona zwróci na mnie uwagę. Uwierz mi, że trzymanie w sobie uczuć tylko cię pogrąża.- Po przemówieniu blondyna, były mentor wstaje i dumnie wypina klatkę piersiową, patrząc na nas z wdzięcznością.
-Macie rację. Powinienem zrobić to już dawno temu. Dziękuję, jesteście dla mnie bardzo ważni i wiem, że tego po mnie może nie widać, ale nie wiem co bez was bym zrobił.- I z tymi słowami opuszcza nasz dom, nie zamykając nawet za sobą drzwi.
-Ale dzisiaj chłodno. Czujesz?- Pytam chłopaka i podbiegam do drzwi, by je jak najszybciej zamknąć.
-Bije od ciebie zbyt wielkie gorąco bym mógł poczuć jakikolwiek chłód.- Uśmiecham się do Peety i całuję go w policzek.
-Mam pomysł.- Mówię.- Ja rozpalę kominek, a ty przygotujesz nam gorące czekolady i poprzytulamy się trochę, co ty na to?
-Jak na lato!

Śmieję się pod nosem i odwracam się, ale chłopaka już dawno nie ma. Pobiegł do kuchni niczym huragan. Podchodzę do kominka i rozpalam w nim ogień. Patrzę na latające wśród niego iskry. Iskra. Ja byłam taką iskrą. Małą iskierką, która rozpaliła pożar nadziei...
Po chwili siadam na kanapie i czekam na Peetę. Myślę sobie co by było, gdyby mój blondyn nigdy nie wrócił do 12 i zostawiłby mnie na pastwę losu, tak jak zrobił to Gale.
Czy nadal bym żyła? Czy miałabym po co żyć? Czy odzyskałabym chęć do życia po tym wszystkim co się wydarzyło?
Na te wszystkie pytania znam jedną prostą odpowiedź:  nie.
Wątpię , że dałabym sobie radę sama, bo tak naprawdę to Peeta przywrócił mnie do życia. Dzięki niemu nie miewam już tylu koszmarów, dzięki niemu wrócił mi apetyt, nie tylko na jedzenie, ale i na życie. Wcześniej, bez niego, miałam ochotę siedzieć w domu i w ogóle się z niego nie ruszać. Nawet samo przejście się z sypialni do kuchni było dla mnie  wielkim trudem. I pomimo tych strasznych rzeczy, które mi się przytrafiły, Bóg zesłał mi własnego Anioła Stróża. Chłopaka, który wierzył we mnie od samego początku i ani razu nie zwątpił. Chłopaka, który opiekuje się mną i daje mi siłę do dalszej walki z demonami, które wciąż walczą wewnątrz mnie. Może jednak nie jest źle, bo przecież by wyszła tęcza, najpierw musi spaść deszcz.

-Kochanie, gorąca czekolada razy dwa.- Sięgam po kubek i biorę dużego łyka, jednak chwilę później stwierdzam, że to był błąd, ponieważ czekolada jest gorąca.
-Zwolnij trochę łasuchu, bo wypali ci gardło.- Piekarz śmieje się pod nosem i otula mnie swoimi silnymi i zarazem delikatnymi ramionami. Skulam się w jego uścisku i wdycham zapach, który od niego bije.
-Będę musiał za kilka dni wyjechać do Kapitolu, może chciałabyś się wybrać ze mną?
-Po co chcesz tam wracać?- Pytam zdziwiona.
-Kochanie, jestem Prezydentem, muszę jechać.- Zapomniałam. Zapomniałam całkowicie o tym, że nowym rządzącym całym Panem jest teraz Peeta. 
-Oczywiście, że bym chciała. Kiedy byśmy musieli wyjechać?
-Może jutro? W końcu i tak nie mamy nic ciekawszego do roboty, chyba że masz jakieś plany?
-Skądże. Pojechałabym z tobą na koniec świata.- Mówię patrząc blondynowi w oczy. Jego tęczówki są takie błękitne i intensywne, niczym niebo latem.
-Kocham cię, Peeta. Naprawdę cię kocham.- Mówię całkowicie poważnie.
-Ja ciebie też, Katniss. Czy coś się stało?- Pyta, odrywając mnie od siebie.
-Nie, tylko chciałam tobie uświadomić, że pomimo tego, że nie mówię o swoich uczuciach zbyt często, to naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wszystkim. Dopiero teraz tak naprawdę zauważyłam, że gdybym cie straciła, to straciłabym też sens życia, bo jedyną osobą utrzymującą mnie przy życiu jesteś ty Peeta.

Wiem, że to nie jest w moim stylu, ale musiałam mu to w końcu powiedzieć. Mam ochotę opowiedzieć mu o moich odczuciach i emocjach, dosłownie o wszystkim, co ciąży mi na sercu. Nie wiem skąd to się wzięło, ale jest on jedyną osobą, która potrafi mnie zrozumieć i pomóc mi. Tak mi się bynajmniej wydaje. Dlatego mu opowiadam. Opowiadam mu o wszystkim co dzieje się we wnętrzu mnie, a on tylko słucha z uwagą, skupiony. I jestem mu za to wdzięczna. Nie tylko jest dobrym mówcą, ale i słuchaczem. Widzę ,że ma ochotę posłuchać tego co mówię i jestem szczęśliwa. Szczęśliwa, że w końcu nie muszę tłumić w sobie tego wszystkiego. Jest mi o wiele lżej. Czuję to. Rozmawiamy tak cały wieczór, a gdy przychodzi późna godzina, zasypiamy wtuleni w siebie.







Nie obiecuję, że rozdziały będą długie. Osobiście wolę, żeby były krótsze, bo wtedy aż tak Was nie nudzą i czujecie pewien niedosyt, a to dobry znak. Następny rozdział dodam NIEDŁUGO, więc proszę, nie pytajcie kiedy następny. Już ogólnie zaczęłam go pisać, więc nie powinno być dużej przerwy. Zmieniając temat, czy oglądaliście już Kosogłosa? Jakie są Wasze odczucia?

piątek, 27 listopada 2015

Rozdział 16- 'Jak nigdy przedtem'


Słyszę jak Haymitch chwyta za klamkę.

    - Nie! - Krzyczymy jednocześnie z Peetą, starając się powstrzymać byłego mentora od wejścia do naszej sypialni. Drzwi od szafy, w której się znajduję lekko się uchylają i dostrzegam kątem oka jak blondyn chwyta zębami za kołdrę, by przykryć swoją nagość.
    -Co się tak drzecie? Mówiłe...-Haymitch nie dokańcza i zastyga w bezruchu. Stoi tak przez chwilę, a potem wybucha nieopanowanym śmiechem.
    - W co ty żeś się wpakował chłopcze? Katniss cie tak urządziła? -Pyta rozbawiony. Najwidoczniej jeszcze mnie nie dostrzegł. I bardzo dobrze.
    - Błagam cie Haymitch. To nie jest zabawne. Katniss siedzi w szafie i lepiej o nic nie pytaj. Zaufaj mi, wolisz nie wiedzieć. A teraz jakbyś mógł poszukać w sypialni kluczyka od kajdanek?
    - No dobra. Na razie nie będę pytał, ale wszystko mi opowiecie w kuchni, jak już będziecie wolni. To od czego mam zacząć? -Zastanawiam się przez chwile od jakiego zakątka pokoju najlepiej rozpocząć poszukiwania, ale to na nic. Mam kompletną pustkę w głowie. Teraz nareszcie wiem jak się czuje, bądź czuł, na co dzień Haymitch.
    - Od czego chcesz! - Krzyczę, by mężczyzna mógł mnie usłyszeć.
    - Znalazłem! Za długo nie trzeba szukać, jeśli kluczyk leży obok półki w zasięgu wzroku. Zgon masz? - Pyta Peetę.
    - Głupio mi się przyznać, ale chyba tak i pomimo tego nie żałuję, bo wczorajsza noc była najwspanialszą nocą w całym moim życiu.- Rumienię się tak bardzo, że nie muszę patrzeć w lustro by stwierdzić, że jestem czerwona jak burak i cieszę się w takiej chwili, że nikt mnie nie może zobaczyć.
    - No dobra, Peeta. Jesteś wolny. Ubierzcie się i zejdźcie na dół. Musicie mi opowiedzieć co się takiego wydarzyło, że znaleźliście się w takich pozycjach w jakich jesteście. Czekam na dole. - Mówi Haymitch i słyszę jak jego kroki stają się coraz cichsze.




Peeta otwiera drzwi od szafki, a ja przykrywam się swoimi rękoma, ponieważ przypominam sobie, że jestem cała naga.
    - Nie wstydź się, twoje ciało jest piękne Katniss. Zresztą, wczoraj byłaś odważna, jeśli o to chodzi. - Chłopak śmieje się pod nosem i bierze mnie w ramiona. 
    - Peeta! Puść mnie! - Krzyczę przerażona. Czy on zwariował? A co jak Haymitch zaraz tutaj wróci.
    - Nie. Idziesz ze mną wziąć prysznic. I nie jest to pytanie.- Nie mam wyjścia, więc nie wyrażam żadnego przeciwstawienia. Kiedy stoimy tak pod prysznicem, a ciepłe krople wody spływają po naszych ciałach, mój umysł się wyłącza na chwilę i doznaję spokoju, którego tak naprawdę dosyć długo nie miałam. Relaks. Zapomniałam znaczenia tego słowa. Tyle się w ostatnim czasie wydarzyło, że myślałam, że już nigdy nie będę mogła mieć takiej chwili, w której niczym nie będę musiała się przejmować. A jednak. Gdy Peeta jest przy mnie, przepełnia mnie spokój i szczęście. Nie wiem jak kiedyś mogłam się w ogóle zastanawiać nad tym czy kocham mojego piekarza.Jest taki słodki i bezbronny. Moja chwila relaksu po chwili jednak mija, gdy blondyn zakręca kran i ubiera się przypominając mi, że Haymitch cały czas jest na dole, czekając na nas. Tak, więc sięgam po ręcznik i zaczynam się wycierać. Mam nadzieję, że zawsze już tak będzie, że wszystko co złe już minęło i więcej się już nie powtórzy.



Okej na wstępie powiem, ze jest to chyba ostatni taki rozdział w stylu 'wszyscy szczęśliwi'. Nie chce żeby zrobiło sie nudno i wiem ze jak sie coś dzieje to czyta sie lepiej. Dlatego cieszcie sie ta słodyczą póki możecie i przepraszam, że tak długo musieliście czekać. 



czwartek, 1 października 2015

Rozdział 15

Budzę sie rano w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu, cała naga. Mam wrażenie że głowa mi zaraz eksploduje, a wspomnienia z wczorajszej nocy są całkowicie wymazane. Kompletnie nic nie pamietam.

-Peeta? Jestes tutaj?

-Katniss, tutaj! Pomóż mi! Utknąłem! -Śmieje sie sama do siebie, bo zdaje sobie sprawę w jakiej znajdujemy sie sytuacji. 

-Z przyjemnością bym tobie pomogła, ale ja tez nie mogę sie ruszyć z miejsca. -Słyszę Peete jak prycha śmiechem. 

-Katniss ja jestem nagi i skuty do łóżka, a ty jestes w szafie. Wiem ze to niestosowne, ale dołączam do chlopaka i po chwili śmiejemy sie razem na głos. Jest to pierwszy raz w życiu gdy postanowiłam zaryzykować i spróbować coś nowego i co z tego mam? Jedynie dobry ubaw, niestety nic poza tym.

      ••••••Wspomnienie••••••

-Katniss, dasz radę. Przecież to tylko bimber, nic więcej.

-Ale ja nie lubie pić. 

-Wiem i dlatego cie do niczego nie zmuszam, ale jak bedziesz myślała trzeźwo to nie bedzie ubawu. Spójrz na mnie. -Blondyn bierze kolejną butelkę i wypija całą zawartość tak jakby pił wodę, nic więcej. 

-No dobra. Mogę spróbować. -Mowię w końcu. 

-Zuch dziewczyna. -Sięgam po jedną z 12 butelek i biorę dużego łyka. Mam ochotę zwrócić, ale nie powstrzymuje mnie to od wzięcia kolejnego łyka. Po chwili przestaje liczyć i pijemy razem z Peetą bez opamiętania. Opróżniamy cały zapas, który Haymitch nam ostatnio przyniósł.

Chłopak kładzie sie na łóżko, a ja ruszam zaraz za nim. Zaczynamy sie całować, lecz po krótkim czasie przerywam nasz pocałunek. Zaczynam szukać kajdanek, które odpięłam Peecie, by ten mógł sie napić razem ze mną. Po chwili znajduje je i zapinam chłopaka z powrotem do łóżka. Siadam na przeciwko Peety i zaczynam sie powoli rozbierać, by odrobine sie podrażnić z moim piekarzem. Nie wiem czemu, ale wszystko wiruje dookoła a ja czuje sie jakbym miała za chwile odfrunąć. Chłopak łapczliwie stara sie dosięgnąć mojego biustu, niestety na darmo.

-Mogłabyś mnie już odkuć? -Pyta błagalnym tonem.

-Jeszcze nie Peeta. Pamiętaj, najlepsze na koniec.- Ponownie schylam sie i skladam pocałunek blondynowi. Zauważam ze powoli zaczynam sie uzależniać od pocałunków z nim.

Podchodzę do bokserek ukochanego i szybkim ruchem je zdejmuje. Normalnie taki widok by mnie onieśmielił i bym odwróciła jak najszybciej głowę w druga stronę, ale zamiast tego mam ochotę pobawić sie z członkiem Peety.

Boże, co sie ze mną dzieje? Naprawdę to są moje myśli? 

Zdrowy rozsądek mówi wyraźnie 'stop' ale ja nie zamierzam przestać. Biorę do ręki pana Wacka i zaczynam go dotykać, tak jakbym badała jakąś roślinę. Oglądam go z każdej strony i wkładam do buzi. Nie mam pojęcia skąd naszła mnie ta myśl, lecz nie zamierzam sie zastanawiać, tylko rozkoszuje sie chwilą. Chłopak zaczyna coraz ciężej oddychać, a ja rozumiem, że blondyn jest już gotowy, a w myślach dziękuje Johannie za każdą niezbędną wskazówkę. Peeta rownież odczuwa, że już czas i po chwili czuję jak powoli we mnie wchodzi. Zapominam całkowicie o kajdankach, do których jest przypięty i przylegam mocniej do jego ciała, by ułatwić mu to co zaczął. Z początku czuję rozchodzący we mnie ból i zaczynam tlumic w sobie łzy, lecz chwile pózniej powoli zaczynam odczuwać rozkosz i pragnę więcej,

i więcej 

i więcej

i więcej...

Nie mam pojęcia co sie ze mną dzieje, ale zaczyna mi sie to coraz bardziej podobać. Peeta porusza sie coraz szybciej, a mnie ogarnia fala ciepła oraz chęć krzyczenia. Tak wiec robię. Zaczynam krzyczeć jego imię, a on moje.

I kochamy się tak przez dłuższy czas, póki nie słyszę jakiegoś pukania. Przerywamy z Peetą czynność i zerkamy na siebie przerażeni.

-Moze to duch? -Pytam przestraszona.

-A moze to coś gorszego? Jakiś morderca? -Znów coś zaczyna pukać a ja wystraszona wyskakuje z łóżka i biegnę do szafy cała roztrzęsiona. 

-Ej, nie zostawiaj mnie! -Krzyczy Peeta. Przypominam sobie ze chłopak jest skuty, ale nie zamierzam wychodzić. Wole nie ryzykować. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.

      ••••••Teraźniejszość••••••

-Katniss, musimy sie jakiś uwolnić. Pamiętasz moze gdzie odkładałas kluczyki od kajdanek? 

-Peeta, ja niczego nie pamietam! Mam cholerną pustkę w głowie! 

-Spokojnie. To normalne, wypiliśmy wczoraj trochę za dużo. Musimy po prostu trzeźwo myśleć i jakoś wybrnąć z tej sytuacji. -Blondyn ma racje. Trzeba na spokojnie zacząć sobie wszystko uporządkować i obmyślić plan jak wybrnąć z tego bagna. 

Nagle słyszymy pukanie do drzwi, a następnie kroki osoby która weszła do naszego domu.

-Peeta, Katniss! Effie kazała mi przynieść wam świeże kwiaty do wazonu, a ja tylko wypełniam jej rozkaz. Jesteście? -Słyszę, ze odgłos kroków jest coraz bliżej. Jeśli Haymitch wejdzie do naszej sypialni zobaczy nagiego Peete, skutego do łóżka i prędzej czy pózniej mnie tez zobaczy. 

A tego byśmy nie chcieli.

          ~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam Was, ze ten rozdział sie opóźniał i opóźniał, ale gdy napisałam go i wydawałam ostatnie poprawki, przez przypadek wykasowałam cały rozdział bez kopii i musiałam zacząć pisać od początku. Ale rozdział jest! 18+ tak jak sobie zazyczyliscie. Oczywiście zdaje sobie z tego sprawę ze jestem kiepska w pisaniu tych 18+ ale starałam sie z calych sił. Następny rozdział nie mam pojęcia kiedy sie pojawi, trzymajcie kciuki by jak najszybciej!

piątek, 11 września 2015

Ponowne przeprosiny

Tak wiem. Obiecałam Wam rozdział już dawno temu ale ze względu na moje sprawy prywatne troszke sie to opóźniło:( Już wzięłam sie za pisanie 18+ i powinnam niedługo skończyć. Wiem ze zapewne wiele z Was przestało już czytać mojego bloga ale dziękuje tym co przy mnie wytrwali, jesteście najlepsi i nie zasłużyliście na to by tyle czekać dlatego tez kawałek z 18+ dołącze do istniejącego rozdziału i napisze odrębny rozdział normalny:)
Jeszcze raz przepraszam i dziękuje za wytrwałość<3

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdzial 14~ 'Imieniny cz.2'

Imieniny minęły w miłej i rodzinnej atmosferze. Było tak jak zawsze marzyłam. Wszyscy przy jednym stole, dużo jedzenia, rozmowy na rożne tematy i te poczucie bezpieczeństwa, które odczuwasz gdy jesteś blisko osób które kochasz.

-Kochanie, mogę już otworzyć?

-Co otworzyć?- Pytam zaskoczona

-Prezent od ciebie

Przypominam sobie nagle, ze Peeta wciąż nie otworzył pudełka.

-Pewnie, ze możesz.- Blondyn patrzy się ma mnie podejrzliwie i powoli zaczyna rozrywać opakowanie. Wszystko robi z niesamowitą cierpliwością i dokładnością. Kiedy zostaje już tylko samo pudełko, ponownie na mnie zerka.

-Na co czekasz? Otwieraj!- Uśmiecham się do niego, lecz w środku cała drze gdyż nie wiem jaka będzie jego reakcja na podarunek. Nie jest to zwykle coś w moim stylu, ale Johanna długo mnie do tego przekonywała.

W końcu Peeta otwiera pudełko . Przez długi czas patrzy się w jego zawartość i milczy. Po minie mogę stwierdzić, ze jest zszokowany.

-T-to dla... nas?- Pyta zdziwiony. Nie mogę stwierdzić czy jest zły czy szczęśliwy, wyglada bardziej na zszokowanego.

-Eh wiem, ze to głupie. Nie powinnam była Tobie tego dawać, był to pomysł Johanny i namówiła mnie do tego, wiec się zgodziłam bo pomyslałam, ze to wcale nie jest takie głupie, ale jak na to teraz patrzę, to czuje się upokorzona i jest mi strasznie głupio, przepraszam Peeta...- Mowię na jednym wdechu

-Katniss...- Stara się coś powiedzieć, ale mu przerywam.

-Daj mi pudelko Peeta, a ja to wyrzucę, udawajmy ze tego w ogóle nie było.

-Ale mi się to podoba.

-Błagam nie mów już nic. Już się czuje głupio.- Mowię ze spuszczona głowa. Po chwili dopiero docierają do mnie słowa Peety.- Czekaj, co?

-Podoba mi się. Po prostu byłem na początku zdziwiony, takie rzeczy to nie w twoim stylu.

Czuje jak moje policzki płoną.

Peeta wyciąga zawartość pudełka i podaje mi strój.

-To jak? Robimy to? Bardzo chciałbym skorzystać z prezentu od mojej najukochańszej.

Po raz kolejny sie rumienie.

-Możemy spróbować- Mowię niezdecydowana.

Wychodzę do łazienki sie przebrać i po chwili jestem gotowa.

Nie mogę sie teraz wycofać, jest za późno.

Wychodzę przebrana. Dochodzę do sypialni i dostzegam Peete. Z ust wydobywa mi sie parsknięcie. Nie mogę sie powstrzymać.

-Pokaż sie no tutaj, zobaczymy kto z kogo będzie sie śmiał.

Peeta ma racje, lecz za każdym razem gdy kieruje na niego wzrok nie mogę opanować śmiechu.

Peeta

Na łożku

Skuty kajdankami

W samej bieliźnie.

Jest to zarazem śmieszne jak i seksowne.

-Podejdziesz do mnie czy mam tutaj tak leżeć cała noc?

-Cierpliwości.- Wchodzę na łóżko i kładę sie na Peete. Schylam sie i całuje go delikatnie. Chłopakowi jednak to nie wystarcza i zaczyna całować mnie coraz mocniej i mocniej, aż w końcu całujemy sie bez opamiętania.

-Jesteś gotowy na niegrzeczna Katniss?

-Jak nigdy dotąd.

Może Johanna miała racje? Może warto czasem w życiu poeksperymentowac?


~


Wiem, ze rozdział krotki, ale nie chciałam żebyście tak długo czekali. Chciałam napisać coś w stylu 18+ ale nie wiem czy byście chcieli taki rozdział. Napiszcie w komentarzach co chcecie by wydarzyło sie w następnym rozdziale, a kto wie? Narazie Was żegnam i życzę udanych wakacji! (Trochę spóźnione no cóż)

piątek, 24 lipca 2015

NEWSY!

Witam Was kochani! Tak, wiem ze nie było mnie dosyć długo, ale koniec roku i te sprawy. Teraz jestem na całe wakacje w Wielkiej Brytanii wiec będzie mi cieżko często pisać ale obiecuje Wam ze nie zostawię tego bloga :) Będę pisała jeszcze przez długi czas także proszę się nie martwić :) Następny rozdział ukaże się już niedługo

A tak zmieniając temat, kto widział już OFICJALNY ZWIASTUN KOSOGLOSA CZ. 2

Tutaj macie link:   http://youtu.be/n-7K_OjsDCQ.

środa, 20 maja 2015

Rozdział 14~'Imieniny cz.1'

Cieszę się, że nareszcie jesteśmy wszyscy razem. Gdy siedzimy tak przy rodzinnym stole, gdzie świętujemy imieniny Peety dopiero teraz zaczynam rozumiec, że oni są dla mnie wszystkim i gdybym miała ich stracić, to nie wiem co by zrobiła.

-Dobrze to teraz czas na prezenty. Peeta, życzę ci wszystkiego co najlepsze, by twój umysł był wypełniony tylko tymi dobrymi myślami, bardzo dużo zdrowia oraz długiego żywota u boku Katniss.-Gdy Annie kończy składać życzenia, wręcza blondynowi pudełko średniej wielkości. Peeta potrząsa pudełkiem. Zapewne zastanawia się co w nim jest. Śmieję się pod nosem i parzę jak mój ukochany starannie otwiera swój prezent. Okazuje się, że jest to książka kucharska.

-O matko, Annie! Skąd to masz?!

-W czwórce mam koleżankę, która mi ją załatwiła.-Dziewczyna uśmiecha się do Peety, a ten nie może posiąść się z radości.
Następnie podchodzą Effie wraz z Haymithem.

-No młody, dużo alkoholu, zabaw z Katniss...-Gdy nasz były mentor chce dokończyć swoją wypowiedź, przerywa mu Effie, pukając go w głowę.

-Wybacz Peeta. Skarbie, życzę tobie najlepszych ciuszków prosto z Kapitolu, jak najdroższych prezentów oraz najlepszego wystroju domu.-Mój ukochany zaczyna się śmiać i przytula parę.

-Nowa koszula i bimber. Dziękuję wam, jesteście najlepsi.-Cieszę się, że Peeta jet zadowolony. Może nie są to jego wymarzone prezenty, ale jednak są one od najbliższych i to się naprawdę liczy.
Przychodzi kolej na Johanne.

-Mój ty przystojniaku! Życzyłabym tobie najlepsze branie w całym Panem, ale po pierwsze juz je masz, a po drugie Katniss by mnie chyba zatlukla. Tak więc chcę tobie życzyć bardzo dużo udanego seksu, namiętności z bezmózgiem i żeby nam już nikt ciebie nie porywał. Trzymaj, taki skromny prezencik ode mnie.-Kiedy Peetw rozpakowuje prezent od Johanny, staję wryta i robię się czerwona jak burak.

-Johanna!-Warczę.

-No co? Przyda wam sie trochę fantazji w łóżku, a jeżeli nie chcesz to zawsze ja mogę wziąć sobie to i z Peetą...

-Zabiję cię kiedyś, obiecuję.-W opakowaniu znajduje się seksowny strój pokojówki, bicze itp., czyli inaczej cała Johanna.

Gdy wszyscy są już po wręczeniu prezentów, nawet Gale, przychodzi kolej na mnie.

-Peeta, wiem, że nie potrafię dobierać tak pięknie słów jak ty, ale postaram się jak najlepiej złożyć tobie życzenia.  Wszyscy wiemy, że te złe jak i ciężkie chwile, które przeszedłeś są moją zasługą i że niegdy nie zaslugiwalam i zaslugiwac nie będę na ciebie, ale wiedz że kocham ciebie najbardziej na świecie i choć pojęłam to tak późno, to na pewno jak najbardziej szczerze. Życzę ci, więc szczęścia, dużo miłości, jak najwięcej tych dobrych chwil, zdrowia i długiego, spokojnego życia, u boku osoby, którą kochasz. Przyjmij ten prezent jako dowód mojej miłości, chociaż gdybym miała opisać moją uczucia do ciebie rzeczą to nie mogłabym tego zrobić, ponieważ żadna rzecz nie jest tak ogromna jak moja miłość do ciebie.

-Katniss...-Peeta zaczyna mnie ściskać tak mocno, jakbym miała zaraz zniknąć i szepcze prosto do ucha.

-Kocham cię. Zawsze i na zawsze.

-Ja ciebie też Peeta.-Mówię i podaję blondynowi prezent ode mnie. Nie jest on specjalnie duży, ale liczy się zawartość. Mam nadzieję, że ucieszy się chociaż odrobinę.

-To co, kto ma ochote na tort?

-Upiekliście dla mnie tort? Nie musieliscie sie az tak wysilac...

-Wszystko co najlepsze dla najlelszej osoby. Przyznaj sie, jestes ciekawy jak nam wyszedł.

-Może troszeczkę.

Peeta ma zamiar rozpakować prezent ode mnie, lecz na całe szczęście powstrzymuję go od tego.

-Kochanie nie teraz. Otworzysz go gdy będziemy sami.

-Mam się bać?-Lekko chichoczę i przytulam do siebie blondyna. Tęskniłam za tym i to bardzo.

Nagle do pomieszczenia wchodzi Annie wraz z Johanną. Niosą przeogromny tort, który ma różne warstwy.


No i tak prezentuje się pierwsza część rozdziału, niedługo 2 część wiec bądźcie cierpliwi. Zauważyłam tez, ze ilość komentarzy spadła co mnie smuci :( 
Kiedyś było po 10-12, a teraz jet tak z 6-7. Mam nadzieje, że pod tym rozdziałem komentarzy będzie przynajmniej 10
Kocham i pozdrawiam wszytkich <3
~Julia Mellark

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 13 - "Słodkie bezy połączone ze ścianą"

-Katniss, przepraszam.. Przepraszam za wszystko... Proszę, wybacz mi-kręci przecząco głową. Karci się, a ja nie wiem czy dobrze robię ignorując jego słowa.
-Peeta nic się nie stało, przecież to, że mnie nie pamiętałeś to nie była twoja wina. Za wszystkim stoi ta przebrzydła..-zawieszam się, ponieważ momentalnie jej imię wylatuje mi z głowy. Albo ze szczerej nienawiści do tej kobiety albo ze zwykłego zmęczenia.
-Sevena?-pyta ironicznie Peeta i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.
-Dokładnie-zauważam i uśmiecham się niewinnie. Blondyn cicho się śmieje i podaje mi dłoń.
-Wracajmy już Katniss, reszta nie wie gdzie jesteś-posyła mi pokrzepiający uśmiech i patrzy na mnie z wyraźną ulgą.
-Dobrze chodźmy-odpowiadam i podaję Peecie rękę. Wyprowadza mnie z lasu, a ja czuję się skrępowana, ponieważ tym razem to on zna dobrą drogę w moim świecie. Zajmuje nam to trochę czasu, ale dajemy w końcu radę przedrzeć się przez gęstwiny. Gdy dochodzimy do znajomych wszyscy odwracają głowę w naszą stronę. Johanna dokładnie mnie lustruje, a gdy już zauważa, że wszystko jest dobrze, jako pierwsza rzuca mi się na szyję. Potem każdy po kolei, a ja odwzajemniam wszystkie ich uściski. Tak bardzo za nimi wszystkimi tęskniłam. Nareszcie nasze życie może wrócić do normy. Bynajmniej taką mam nadzieję.
-To, co Pan Prezydent proponuje?-śmieją się razem i zerkają na blondyna.
-Może już wracamy, co? Trochę się stęskniłem za naszym małym domem wariatów.
-Jestem za!-krzyczy Haymitch i wyjmuje z kieszeni piersiówkę. Effie patrzy na niego spod długich rzęs i kręci głową z dezaprobatą.
-Nałożę ci limit-oznajmia i zostawia byłego mentora w tyle.



Gdy docieramy do domu, wszyscy rozchodzą się do swoich mieszkań, po to by się przebrać i przyjść do nas. W końcu mamy zaległą imprezę imieninową. Prawdopodobnie Mellark zapomniał o swojej uroczystości. Zapomniał, myślę. Przez chwilę przechodzą mnie dreszcze i jestem zmuszona zamknąć oczy, aby tylko się nie przewrócić. Przełykam głośno ślinę i łapię się blatu kuchennego. Nie wiem jak można być tak okropnie złym. Trzeba mieć okropnie zniszczone życie, a takie mała Sevena. Kiedy ja przeżywam swoje małe załamanie do pokoju wchodzi rozanielony Peeta. Zabiera jedno winogrono z ogromnej misy i wolno przeżuwa. Ignorując mój ból zaciskam ręce w pięści i uchylam powieki.
-Kochanie, idź się ładnie ubrać, a ja postaram się coś ugotować-mówię i uśmiecham się ciepło. To ja teraz potrzebuję pomocy, a jedynym lekarstwem jest to, co stoi na najwyższej półce.
-Z, jakiej to okazji?-pyta i mruży oczy. Podchodzi bliżej i łapie mnie za ręce stopniowo chyba odgadując mój stan.
-Zobaczysz, a teraz leć na górę-całuję go w policzek i idę do kuchni. Po chwili słyszę jak niepewnie porusza się na górę. Kiedy dociera do mnie odgłos zamykanych drzwi szybko dobieram się do szafki. Gdzie jesteś?, kołacze mi w głowie, kiedy zaraz po tym mam w ustach pięć kolorowych tabletek. Spokojnie Katniss, wszystko będzie dobrze. Tylko musisz się uspokoić. Przełykam pigułki i zagryzam dolną wargę. Muszę się skupić na czymś innym. Gotowanie. Będzie trochę ciężko. Całe jedzenie, które było przygotowane nadaje się teraz do wyrzucenia. Będę potrzebowała do tego pomocy. Sięgam po telefon i dzwonię do Annie. Na moje szczęście rudowłosa odbiera już po kilku minutach. Opowiadam jej całą sytuację, a ona jedynie zgadza się na wszystko, co jej zaproponuję. Mówi, że za parę minut powinna się pojawić, a ja jedynie wyrzucam śmietki do pobliskiego kosza. Kładę się na kanapie i spokojnie wszystko powtarzam. Doktor Aurelius może miał rację, że to przez stres mam halucynacje, osłabienie i depresję? Niezbyt ufam temu czarusiowi, ale skoro jest lekarzem to raczej wie, co robi. Kiedy tak leżę i wspominam do domu wchodzi Annie z tysiącami garnków, patelni, rurek, rękawów do lukrów i saszetek. Otwieram usta żeby coś powiedzieć, lecz potem od razu je zamykam. Jeśli ja mam gotować z tym wszystkim to zejdzie się do przyszłego tygodnia. Rudowłosa oznajmia, że jakoś sobie poradzimy i mam nie przesadzać. Staję obok niej i porozrzucanych "narzędzi". Łapię się za biodra i wydymam usta.
-Ja robię ciasto, ty zrobisz resztę. Sprawiedliwe-uśmiecham się i zabieram do pieczenia.


Szczerze mi to nie idzie. Nie to co Annie. Zrobiła już pięć potraw, a ja się męczę z mikserem. Mam złe przeczucie, że w każdym momencie może zejść Peeta i będzie się tu krzątał, rządził i całe przyjęci piorun strzeli. Oblizuję palce, które zanurzyłam w puchatej bezie i delektuję się słodkim smakiem. Nie jest całkowicie spieniona, ale, gdy się jej skosztuje rozpływa się na podniebieniu. Mogłabym zostać smakoszem. Rudowłosa wyjmuje z piekarnika okropnie smaczną kaczkę, a ja zauważam, że zjadłam 3/4 bezy. Zagryzam policzek i krzyżuję ramiona. Co teraz? Naprawdę jestem taką niezdarą, że nie umiem zrobić Niczego? Podchodzę do kobiety i uśmiecham się przyjaźnie.
-Annie..-przeciągam n, a ona patrzy na mnie rozczarowana. Kiwa głową na znak zgody i ponownie zabieramy się za robienie ciasta. Kiedy chcę sprawdzić gęstość piany dostaję po palcach. Prycham trochę złośliwie i ukradkiem, kiedy Annie odwraca się by zerwać bazylię do kaczki oblizuję łyżkę stojącą obok. Winszuję sama sobie i oznajmiam rudowłosej, że idę się odświętnie ubrać. Tak naprawdę będę czatować czy blondyn przypadkiem nie ma ochoty zejść na dół. Wciskam się w róg przy mahoniowych drzwiach i zaczynam gonitwę myśli. Muszę się jakoś przygotować na dzisiejszy wieczór. Jeśli w pewnym momencie zabraknie mi sił i będę zmuszona wziąć tabletki? To się może źle skończyć i ja jestem tego pewna. Po dwudziestu minutach do domu zaczynają schodzić się ludzie. Kiedy chcę się wydostać uniemożliwia mi to ściana. Pięknie, Everdeen, myślę. Zaklinowałam się. Peeta odszykowany jakby się urodził w Kapitolu schodzi na dół, a kiedy już się tam znajduje słyszę głośne śmiechy. Znowu wszystko zepsułam.


Peeta

-Wie ktoś może, gdzie jest Katniss?-pytam, ale wszyscy kręcą przecząco głowami. Annie jedynie posyła mi spojrzenie i kiwa pokazując schody. Gdyby tam była to, gdzie mogłaby się podziać? Na górze są dwa pokoje, z czego dwa to garderoba i łazienka. Kiedy Haymitch zaczyna opowiadać, jak to jest biedny, ponieważ Effie zaczyna go okładać, kiedy pije, ja niepostrzeżenie wchodzę na górę. Dokładnie szukam duszy w pokojach, ale za nic nie ma śladu po Katniss. W końcu zauważam cień przy drzwiach od sypialni. Zabieram z rogu jeden ze sztucznych "bambusów" ustawionych przy łazience i podążam w tamtym kierunku. W końcu, gdy podchodzę do sprawcy zaczynam się gromko śmiać. Katniss zaklucza ręce i marszczy nos. Podaję jej rękę i pomagam się wydostać, nadal się śmiejąc.
-Mam za duże biodra-oznajmia i wzdycha smutno.
-I tak cię kocham-mówię i całuję ją w czoło

Dzisiaj macie rozdział dosyć słabo napisany, ponieważ wszyscy chcą mi zabrać komputer, a Julka nie ma zbytnio czasu :c Przepraszamy, że tak długo nie było rozdziałów, ale szkoła i te sprawy ;)) Julia ma egzaminy gimnazjalne...W następnej notce opiszemy (chyba raczej może jednak iż analiż tak) imprezę imieninową Peety i mam nadzieję, że zostawicie dużo komentarzy <3 Pozdrawiamy was i przepraszamy za taką dosyć słabą notkę, pyśki :*
~MajaHutcherson
~Julia Mellark


środa, 11 marca 2015

Rozdział 12 "Las"

Katniss:

Biegnę ile sił w nogach. Byleby jak najdalej stąd. Muszę... No właśnie, co ja muszę? Do Peety nie mam co wracać. Nie pamięta mnie. Cieszę się jego szczęściem, lecz niestety może nie było nam pisane bycie razem. Moi przyjaciele są bezpieczni. Cali i bezpieczni. Chciałabym ich zobaczyć, ale nie zamierzam wracać. Chcę wyjechać gdzieś, gdzieś daleko. Nie do 12 Dystryktu. Nie mogłabym znieść widoku blondyna, o ile by w ogóle wrócił. Jest w końcu prezydentem, a to jest duża odpowiedzialność,  więc wątpię, żeby chciał wracać. Może tak będzie lepiej? Może będzie szczęśliwszy z dala ode mnie? Teraz zacznie nowe życie. Bez cierpienia oraz bólu, jaki mu sprawiałam za każdym razem, gdy był w pobliżu mnie...
Nagle się zatrzymuję. Coś mi tutaj nie pasuje. Jestem w lesie i robi się coraz ciemniej. Nie znam tutejszego lasu, nigdy tu nie byłam. Do głowy przychodzi mi nieciekawa myśl.  Chyba się zgubiłam... Wzdycham cicho i rozglądam się po okolicy. Co teraz? Wyśpiewuję krótką melodię Kosogłosów, a po chwili odpowiadają mi właśnie te ptaki. Jeżeli ktoś jeszcze o mnie pamięta to rozpozna moje "S.O.S". Siadam pod grubym drzewem i cicho pogwizduję. Pomimo mroku jestem zdolna zauważyć moje  niektóre rany i blizny. Nagle słyszę głośne łamanie gałązki i aż sama nie mogę w to uwierzyć.

Peeta:

-Co to znaczy "nie wiem gdzie jest Katniss"?-mało nie krzyczę.
-No po prostu, nie wiem. Podobno wybiegła zaraz po ogłoszeniu wyników I słuch po niej zaginął.
-Miałaś ją mieć na oku!
-Oj kochanie, po co ci ona? Masz przecież mnie, nie pamiętasz?
-Pamiętam I to aż za dobrze. Wszystko pamiętam, rozumiesz? Wszystko.
-Przecież to niemożliwe, mieli tobie dać..
-Co dać?-Przerywam jej.
-N-nic...
-Mów!
-Większą dawkę serum.-Szepcze. Nie mogę w to uwierzyć. Dałem się. Po raz drugi.
-Po co mi podalas te serum? Żeby mieć nade mną kontrolę?
-Nie! Znaczy się w pewnym sensie tak. Kocham ciebie I chciałam, żebyś i ty pokochał mnie.
-I po to to wszystko było? Bo buzuja ci hormony? Zakochasz się jeszcze nie raz, uwierz mi.
-To nie wszystko. Chciałam po prostu, żeby rządy Snowa wróciły.
-Dlaczego?-Pytam ze zdziwieniem.
-Bo jestem jego wnuczką.

Czuję jak wiatr muska moją skórę. Muszę znaleźć Katniss. Tylko to  się liczy. Nie mogłem tam dłużej siedzieć, za dużo emocji jak na jeden dzień. Z tego co kojarzę jestem w tutejszym lesie. Znam Katniss i mogę się założyć, że gdzieś tutaj jest.

Katniss:

Odwracam się i widzę Peetę. Nowego prezydenta Panem. Jestem ciekawa co on tutaj robi, w końcu jego dziewczyna została w mieście.
-Wszędzie cię szukałem.
-Po co?-Pytam zdziwiona.
-Martwiliśmy się o ciebie...
-Ty czy cała reszta?
-Jeżeli tutaj jestem to chyba oczywiste, że ja również. Katniss ja...-Przerywam mu.
-Nie Peeta. Ja-a sobie poradzę...  Ty masz ważniejsze sprawy na głowie niż dziewczynę, którą ledwie pamiętasz. Masz nową dziewczynę, nowe obowiązki. Nie ma tam miejsca dla mnie.
-Nie mów tak. Chciałem ci właśnie powiedzieć, że...
-Przestań! Nie widzisz, że mam dość litości! Nie mogę być blisko ciebie, wiedząc, że nie mogę ciebie pocąłować,przytulić. To mnie przerasta.-Nagle Peeta podchodzi  do mnie i ujmuje moją głowe, głęboko patrząc mi w oczy.
-Pamiętam cię, Katniss.-A ja tylko zamykam oczy, a blondyn łączy nasze usta w namiętnym pocałunku.  Jednak warto było czekać...

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Chciałyśmy Was przeprosić za tak długie czekanie. Po prostu zbliża się koniec roku, ja mam egzaminy, bierzmowanie i ciężko mi było to wszystko połączyć, ale obiecuje(my) że rozdziały będą pojawiać sie częściej. Wiem, że ten rozdział jest krótki, ale Maya nie miała dostepu do internetu, ze mną też kiepsko i jakoś tak wyszło. Weszłam dzisiaj i posatanowiłam coś dla was wyskrobać. Mam nadzieje, że nam wybaczycie :)