Jutro sylwester! Dlatego tez chce życzyć Wam szczęśliwego Nowego Roku, aby 2015r był jeszcze lepszy od bieżącego :)
Peeta zniknął. Ale gdzie mógł pójść o tej porze i to przed samym przybyciem gości..?
- Peeta! Peeta gdzie jesteś?! - Mój ryk jest tak głośny, że nawet go nie słyszę. - Peeta odezwij się! Błagam cię. - Szepczę.
Obkrążyłam już chyba cały dom i nigdzie go nie ma. Nikogo nie ma. Kucam załamana obok kominka, który jeszcze niedawno był rozpalony. Teraz zostały po nim tylko szczątki drewna. Zaledwie kilkanaście minut temu, siedziałam w tym samym miejscu z Peetą. Kilkanaście minut. Tyle wystarczyło bym sie załamała. Nie mogę go stracić, nie teraz. Dopiero co go odzyskałam. Gdzie on może być? Moją rozpacz przerywa kolejne pukanie do drzwi. Moim ciałem władają silne drgawki, a ręce zaczynają sie trząść. Może to on, może wrócił. Możliwe że po prostu wyszedł się przewietrzyć, nie wiem jest wiele wytłumaczeń. Mam nadzieję, że chociaż teraz mam rację i zniknięcie blondyna jest czystym nieporozumieniem. Podchodzę ostrożnie do drzwi i chwytam za klamkę, mając nadzieję, że jest to mój ukochany.
- Jak myślisz, że jest tak gorąco żeby tutaj tak stać, to może sama sobie postoisz co? - Czuję w sobie zawód, lecz również ulgę. To tylko Johanna.
- Co wy tutaj robicie? - Pytam speszona.
- Jednak się nie myliłam. Ty naprawdę jesteś ciemna masa. Jeszcze wczoraj zaproszenie na dzisiejszą kolację było aktualne. Nie wiem może coś się zmieniło, a my nic nie wiemy? - Johanna ma rację. Przez to całe zamieszanie kompletnie zapomniałam o kolacji. Byłam zbyt zajęta poszukiwaniem Peety.
- Na Boga zapomniałam. Przepraszam was, wejdźcie proszę. - Rozchylam drzwi najszerzej jak się da, a do pomieszczenia wchodzą po kolei Johanna, Annie, Haymitch, Effie i mama. Miał to być wyjątkowy wieczór spędzony w towarzystwie najbliższych. Przecież dzisiaj są imieniny Peety. A jego tutaj nie ma.
Proponuję gościom herbatę lub kawę, ale nikt nic nie chcę. Chyba wyczuwają, że się coś stało. Siadam na kanapie, zaraz obok mamy i zakrywam rękoma swoje oczy, by ukryć łzy, których nie mogę już dłużej wstrzymywać.
- Kochanie co się stało? Gdzie jest Peeta? - Słyszę w głosie mamy matczyną troskę.
- Pokłóciłaś się z nim ?- Pyta Annie. Widzę w oczach wszystkich zmartwienie. Cieszę się, że są tutaj ze mną. Są moją rodziną.
- Nie wiem co się dokładnie stało. Usłyszeliśmy pukanie i myśleliśmy że to wy, więc Peeta kazał mi się iść przebrać na górę i powiedział że to on otworzy drzwi, a gdy zeszłam gotowa, nikogo nie zastałam. - Mówię na jednym wdechu i z powrotem zalewam się łzami.
- Może Śliska Sae poprosiła go o pomoc i poszedł razem z nią? - Rzeczywiście, Haymitch może mieć rację. W końcu Śliskiej Sae jeszcze nie ma, a też była zaproszona.
- Możliwe. Przepraszam was, że tak się rozmazałam. Niewiadomo przecież czy Peeta naprawdę nie poszedł czegoś załatwić. Chyba po prostu spanikowałam. - Mówię zawstydzona.
- Nic się nie stało, skarbie. Wiemy, że się o niego martwisz. - Uśmiecham się delikatnie do Haymitcha. Zauważyłam też, że ostatnio coś nie chodzi już pijany, co mnie bardzo cieszy.
- Może poszukamy go razem? - Pyta Effie. Zerkam na nią i nie mogę uwierzyć w o co widzę. Jest kompletnie nie do poznania. Nie ma już peruki, tylko swoje naturalne blond włosy, chociaż jej styl zapewne się już nie zmieni.
- Dziękuję Effie. Dziękuję wam wszystkim .- Staram się powstrzymać łzy, ale słabo mi to wychodzi. Nie mogę uwierzyć, że aż tak się zmieniłam. Z symbolu rebelii do płaczącej lali. Żałosne.
Postanowiliśmy, że ja i Haymitch pójdziemy zobaczyć czy Peeta nie jest przypadkiem u Sae i przy okazji rozglądnąć sie po okolicy. Johanna i Annie poszły do lasu, a mama i Effie zostały w domu, na wypadek gdyby Peeta wrócił. Po jakiś 10 minutach jesteśmy już na miejscu. Pukam dwa razy i po chwili w drzwiach pojawia się rozchorowana Sae z telefonem w ręku.
- Katniss, miałam właśnie do ciebie zadzwonić. Nie dam rady dzisiaj wyjść z domu, ale chciałam żebyś przekazała Peecie prezent ode mnie .- Odbieram trzęsącą ręką starannie zapakowaną paczuszkę od kobiety i staram się nie załamać.
Nie załamuj się.
Nie załamuj się.
Nie załamuj...
- Dobrze, nic się nie stało. Po prostu zdziwiliśmy się, że nie przyszłaś. Wracaj do zdrowia. - Nie mogę uwierzyć w to, że Haymitch umie tak kłamać. Śliska Sae zamyka drzwi, a my oddalamy się od jej domu. W pewnym momencie nie wstrzymuję i wybucham.
- I co teraz?! Nigdzie go nie ma! Gdyby reszta go znalazła, by zadzwonili! Co mam teraz zrobić? Co ja teraz zrobię. - Mówię załamanym głosem. Dlaczego? Czy to jest jakaś kara? Kara za to, że pragnęłam pobawić się w lidera rebelii?!
Nie. Nie Katniss. Peeta nie chciałby, żebyś się załamała. Zrób to dla niego. Czuję na sobie ramiona Haymitcha. Czuję ojcowski uścisk.
- Znajdzie się. Obiecuję. - Mówi ledwie słyszalnym głosem. Dlatego właśnie pragnę wsparcia Haymitcha. Bo on kocha Peetę tak samo jak ja, jest dla niego jak syn.
- Zostało nam jeszcze jedno miejsce Katniss. Wiesz o kogo chodzi, prawda? - Jest to ostatnia osoba do której bym poszła, ale jest to wyjątkowa sytuacja.
Wiem bardzo dobrze o kogo chodzi.
Gale.
wtorek, 30 grudnia 2014
środa, 24 grudnia 2014
Rozdział 5 | Sekrety
Dodaje wiec rozdział w ten szczególny dzień Boże Narodzenie! Życzę wam wszystkim wesołych świat i szczęśliwego nowego roku <3 postaram sie dodać następny rozdział najpóźniej w przyszłym tygodniu :)
Cały świat zaczyna wirować, nie rozumiem co się dzieję. Peeta powiedział fałsz. Powiedział mi że mnie nie kocha prosto w twarz, a ja głupia myślałam że jest już dobrze.
- Rozumiem Peeta. Przepraszam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. - Widzę wyraz twarzy blondyna. Jest rozbawiony. Czuję jak łapie mnie za ramie.
- Katniss, ja żartowałem. Oczywiście że prawda. Od momentu gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Kocham cię i nigdy nie przestałem. Może czasem miałem wahania, ale nigdy nie przestałem. -Uśmiecham sie szeroko i rzucam sie blondynowi w ramiona. Nareszcie mu to powiedziałam. Już nic nigdy nas nie rozłączy. Czuję się najszczesliwszą kobieta na ziemi. Peeta mnie kocha. Nie uważa mnie za zmiecha, wręcz przeciwnie. Mój brzuch napełnia się stadem motyli. Przybliżam wargi do warg piekarza i całuję go z nutką pożądania. Gdy sie odrywam, podnoszę głowę i patrzę blondynowi prosto w oczy. Widzę w nich miłość.
Delikatnie się uśmiecham na wspomnienie z ostatniej nocy. Mam nadzieję, że nic ani nikt mi tego humoru nie zepsuje. Ubieram szlafrok i schodzę na dół. Po pokoju roznosi się przepyszny zapach naleśników.
- Peeta gdzie jesteś?
- Tutaj kochanie. - Głos dochodzi z kuchni. Podchodzę do Peety od tyłu.
- Co tam pichcisz? - Pytam, jednocześnie obejmując go.
- Niespodziankę. - Usmiecha sie zadziornie, a ja wiem że robi to specjalnie, więc mu odpuszczam. Wracam do sypialni i kładę sie do łóżka. Zaczynam sie nudzić, więc z ciekawości zaglądam do szafki po lewej stronie, która należy do Peety. Widzę w niej książkę, więc sięgam po nią. W środku znajdują sie rożne szkicowniki, wszystkie o czymś innym. Są piękne. Peeta ma ogromny talent. Moją uwagę przykuwa okładka jednego z nich. Z kobietą o ciemnych włosach, związanych w warkocza i szarych oczach. Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to ja. Czuję sie jakbym widziała swoje odbicie. Otwieram szkicownik. Są tam upamiętnione wszystkie chwile, w których uczestniczyłam. Polowania z Gale'm, wycieczki nad jezioro z tatą, cała nasza rodzina siedząca przy kominku, czesanie Prim, mama gotująca obiad...
Wszystkie wspomnienia migają mi przed oczami z prędkością światła. Dlaczego Peeta to wszystko narysował? Chcę się go o to zapytać, ale nie mogę. Co mu powiem? W ogóle nie powinnam tego tykać. Jestem okropna. Teraz nie będę mogła się na niczym innym skupić. Już tak mam. Gdy coś przykuje moją uwagę, nie opuszcza mojej głowy dopóki nie dowiem sie wszystkiego o tej rzeczy. Nagle słyszę głośne kroki, które zapewne należą do Peety. Chowam szkicownik z powrotem do szafy i zakrywam się kołdrą.
Wszystkie wspomnienia migają mi przed oczami z prędkością światła. Dlaczego Peeta to wszystko narysował? Chcę się go o to zapytać, ale nie mogę. Co mu powiem? W ogóle nie powinnam tego tykać. Jestem okropna. Teraz nie będę mogła się na niczym innym skupić. Już tak mam. Gdy coś przykuje moją uwagę, nie opuszcza mojej głowy dopóki nie dowiem sie wszystkiego o tej rzeczy. Nagle słyszę głośne kroki, które zapewne należą do Peety. Chowam szkicownik z powrotem do szafy i zakrywam się kołdrą.
- Katniss śpisz? Przyniosłem Ci śniadanie. - Przeciągam sie i zaczynam ziewać. Postanawiam udawać że dopiero wstałam.
- Dziękuję Peeta, jesteś kochany. - Uśmiecham się do niego promiennie, a ten odwzajemnia uśmiech. Myślę jakie mam szczęście mając u boku kogoś takiego jak on, ale myślę też o szkicach które narysował. Nie potrafię dochowywać tajemnic. Szczególnie swoich.
- Tak,tak dzisiaj o osiemnastej u Peety... Jak chcesz, to zależy od ciebie... Dobrze, do zobaczenia... - Odkładam słuchawkę i siadam się na kanapie obok blondyna.
-Jednak ją zaprosiłaś?
- Tak, w końcu to moja mama. Nieważne jak sie zachowała, nic i tak tego nie zmieni.
- Jestem z ciebie dumny słońce. Wiem, ze było to dla ciebie nie lada wyzwanie i to doceniam. -Obdarowuje chłopaka jednym z najlepszych uśmiechów jakie potrafię zrobić.
- Dziękuje Peeta. Za wszystko. Za to ze jesteś tu ze mną i za to ze mi wybaczyłeś. - Piekarz wbija się w moje wargi. Czuję jak się rozpływam. Chłopiec z chlebem całuje najlepiej na całym świecie. Mogę to oznajmić wszystkim dookoła. Kładziemy sie razem na podłodze, nie przestając się całować. Jego skóra jest rozpalona, czuję to. Już chcę posunąć się dalej, kiedy Peeta mnie lekko odpycha.
- Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało, tylko nie jestem jeszcze na to gotowy. Nie chcę cię skrzywdzić w trakcie no wiesz...
- Myślałam ze dzięki mojej obecności twoje ataki miną.
- Bo tak jest, kiedy jesteś przy mnie wiem co jest prawdą, ale boję się że jeszcze nie jestem wyleczony do tego stopnia, żeby posunąć się dalej Katniss. To wszytko nie jest takie proste.
- Dobrze Peeta. Rozumiem cię i poczekam tak długo ile będę musiała. To nie jest najważniejsze. - Przytulam się do Peety i czuję na karku jego ciepły oddech. Kocham go. Nie wiem czemu nie mogłam wcześniej tego zrozumieć. Może nie byłoby tego wszystkiego.
- Co oni ci zrobili. - Szepczę. - Jak mogli cię aż tak skrzywdzić.
- Katniss, już jest wszystko dobrze
- Teraz jest, ale wcześniej nie było. Nie mogę znieść myśli ze to wszystko wydarzyło sie przeze mnie.
- Nie możesz całe życie siebie za to obwiniać, dobrze o tym wiesz. - Między nami zaczyna panować niezręczna cisza. Postanawiam ją przerwać pytaniem, które meczy mnie od niedawna.
- Peeta, muszę sie ciebie o coś zapytać.
- Słucham.
- Ten szkicownik w twojej szafce on... Jeden z nich jest o mnie. Po co tobie te wszystkie rysunki ze mną?
- Wiedziałam ze prędzej czy później je znajdziesz. One mi pomagają z błyszczącymi wspomnieniami. Kiedy na nie patrzę widzę prawdziwą ciebie, nie zmiecha którego wytworzył mój umysł. Nie chciałem żeby cię to uraziło.
- Wcale mnie to nie uraziło, wręcz przeciwnie. Fajnie było powspominać te chwile. Są to wspomnienia, które pozostaną w moim sercu na zawsze, a dzięki tobie mogłam je sobie odtworzyć, Peeta. I przepraszam za grzebanie w twojej szafce. Nie powinnam.
- Nic sie nie stało, co moje to twoje. - Patrzę w głąb ognia, który płonie w kominku i widzę iskry. Iskra. Ja byłam tą iskrą. To ja wznieciłam ogień i to ja wysłałam tyle niewinnych osób na smierć. Moje przemyślenia przerywa pukanie do drzwi.
- Ja otworzę, a ty idź się przebierz.Zapewne to Haymitch. - Słucham się Peety i idę do pokoju. Zdejmuję z siebie to co mam na sobie i zostaję w samej bieliźnie. Z szafy wyjmuję granatową sukienkę, a włosy zapinam w kok. Nie jest źle. Gotowa schodzę na dół. Nagle zaczynam panikować. Nikogo nie zastaję.
Nawet Peety.
Nawet Peety.
środa, 17 grudnia 2014
Rozdział 4 | Fałsz
Muszę się dzisiaj spotkać z Gale'm. Jest to nieuniknione. Muszę wytłumaczyć mu, ze między nami nie ma szans nawet na przyjaźń, że to wszystko jest już skończone. Sam to wszystko zniszczył. Muszę wysłuchać co ma do powiedzenia i przyjąć jego przeprosiny, o ile w ogóle postanowi mnie przeprosić, ale to że przyjmę przeprosiny nie znaczy że mu wybaczę.
- O czym tak myślisz słońce? - Pyta Peeta.
- Chcę się spotkać dzisiaj z Gale'm. - Widzę jak robi grymas. - Po to, by mu wytłumaczyć, że nigdy już nie będzie tak samo jak kiedyś i ze nie mogę się z nim nawet przyjaźnić. - Blondyn się rozluźnia i mnie obejmuje. Cieszę się, że go mam przy sobie, że wrócił do mnie i że mi wybaczył. Nadal jesteśmy przyjaciółmi, ale mam nadzieje że wkrótce się to zmieni. Chcę się zebrać na odwagę i wyznać mu to co do niego czuję, bez względu na to co powie. Po prostu nie mogę już dłużej w sobie tego trzymać.
- Mam iść z Tobą? - Pyta zatroskany.
- Nie Peeta. Myślę, że jest to rozmowa między mną, a Gale'm. Nie chcę, żeby sobie coś pomyślał. -Zanim zdążę pomyśleć o tym co mówię, widzę wyraz twarzy blondyna. Wygląda jakby był zły. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.
- No tak, wybacz mi. Jeszcze by pomyślał, że jesteśmy razem. Przecież to absurd być z czymś takim jak ja. - Mówi sarkastycznie.
- Peeta, nie o to mi chodziło. Źle mnie zrozumiałeś.
- Błagam cię, nie kłam, to bardziej boli niż prawda. Nie lituj się nade mną Katniss.Chyba będzie lepiej jak sobie pójdę.
- Peeta! - Staram się go zatrzymać, ale to na nic. Chłopak juz wyszedł. Jak zwykle musiałam wszystko zepsuć, a było już tak dobrze.
Nazajutrz spotykam się z Gale'm. Peeta jeszcze nie wrócił ze swojej przechadzki, co mnie bardzo martwi. Mam nadzieje, że mu przejdzie i wróci do domu. Słyszę czyjeś ciężkie kroki, które zapewne należą do Gale'a. Włazi jak do siebie.
- Hej Kotna. Wszedłem, bo uznałem że tak długo się znamy, że pukanie jest niepotrzebne. - Cały Gale.
- Nic nie szkodzi. Chodź, usiądź na kanapie. Chcesz cos do picia?
- Masz jakiś likier czy coś?
- Pójdę zobaczyć, zaraz wracam. - Czuję się trochę niezręcznie z tym, że będę rozmawiała sama z Gale'm, który będzie pił, ale nie mam wyjścia. Chcę już to mieć za sobą. Schodzę z butelką i wręczam ją Gale'owi, a ten zaczyna pić z gwinta.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? Zrozumiałaś juz, że to nie przeze mnie zginęła twoja siostra? - Zabolały mnie jego słowa. Niby to nic takiego, ale jednak. Powinien wiedzieć, że to dla mnie bardzo wrażliwy temat i go unikać, a nie mówić o tym wprost.
- Nie, nie o tym chciałam porozmawiać. Wiedz, że raczej nigdy nie będę w stanie ci w pełni wybaczyć tego co zrobiłeś. Chciałam porozmawiać o naszych relacjach.
- Wybrałaś mnie? Wiedziałem. Znamy się od tylu lat i tylko ja byłbym w stanie cie w pełni zrozumieć. Kochaś o tym wie? Powiedziałaś mu to już? Szybka jesteś. - Gale zaczyna mnie coraz bardziej denerwować. Powoli tracę cierpliwość.
- Nie wybrałam ciebie i chciałam ci to wyjaśnić. To Peeta zna mnie najlepiej, bo to on przeżył to co ja. To jego ramiona zawsze były otwarte bez względu na okoliczności. Chciałam tobie też oznajmić, że między nami nic już nie ma, nawet przyjaźni. Myślałam, że mnie przeprosisz i postaram się tobie wybaczyć, ale widzę że nie zależy ci na tym. - Syczę, a Gale wygląda jakby miał się zaraz na mnie rzucić.
- Ty chyba siebie nie słyszysz, Kotna. To ja się opiekowałem twoją rodziną i to ja dotrzymywałem ci towarzystwa, dopóki nie zjawił się Mellark. Gdyby nie on, pewnie teraz bylibyśmy małżeństwem.
- Dobrze, nie wypowiem się już na ten temat. Myśl sobie co chcesz, jak już mówiłam wcześniej, chciałam tylko cię poinformować o zaistniałej sytuacji. Po prostu wolałabym nie utrzymywać z tobą kontaktu, Gale. - Szatyn wstaję i podchodzi do mnie. Po chwili czuję, że przyciska mnie do ściany.
- Jesteś niewdzięczna. - Czuję od niego nieprzyjemny zapach alkoholu. - Tak poza tym, skoro to kochasia wolisz, to gdzie on jest? Zostawił cię? Samą? Dobry wybór Kotna. - Syczy. Nagle drzwi się otwierają, a w nich pojawia się zdezorientowany Peeta. Kiedy widzi zaistniałą sytuację, bez chwili namysłu rzuca się na Gale'a. Zaczynają się szarpać. Chcę ich jakoś rozdzielić, ale nie daję rady. Kończy się na tym, że Gale wychodzi ze złamany nosem i rozciętą wargą, a Peeta z rozciętą głową.
- Usiądź na kanapie, zaraz zrobię ci opatrunek. - Mówię spokojnie i idę do kuchni po bandaże. Kiedy wszystko mam, idę do Peety i zaczynam bawić się w pielęgniarkę, chociaż nigdy nie byłam dobra w te klocki.
- Peeta, chciałam cię przeprosić.-Szepczę.
- Nie Katniss, to ja chciałem przeprosić. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Po prostu te słowa trochę mnie zabolały. Rozumiem, że nie chciałabyś ze mną być. Nikt nie chciałby być z potworem.
- Och Peeta, nie o to mi chodziło. Źle mnie zrozumiałeś. Chciałam przez to powiedzieć, że nie chciałabym żeby Gale sobie pomyślał że jesteś tu ze mną, bo wpadłby w furię, a ja chciałam mu wszystko na spokojnie wytłumaczyć. Głuptasie, jak mogłeś sobie pomyśleć, że nie chciałabym z tobą być. Przecież ty nie jesteś potworem. Jesteś silnym blondynem o błękitnych oczach oraz dobrym sercu. Jestes czuły, spokojny,utalentowany, masz dar słowa, jesteś słodki, jesteś uroczy. Jesteś Peetą, a to jest największy zaszczyt na całym świecie, wiec powinieneś być z tego powodu dumny. -Zauważam policzki piekarza, które zaczynają przybierać czerwonego koloru. Peeta się rumieni. Piękny widok. Przybliżam się do niego i całuję go w głowę. - I za to wszystko cię kocham, ale muszę też wiedzieć jakie są twoje uczucia. - Biorę głęboki wdech i zbieram się na odwagę. - Kochasz mnie. Prawda czy fałsz? - Pytam i po chwili słyszę odpowiedź.
- Fałsz.
niedziela, 14 grudnia 2014
One Shot- "Poświęcenie"
Dodaję obiecanego One Shota-Jest to jednotomowy komiks, ktory nie ma nic zwiazanego z opowiadaniem ktore piszę.
Rozdział mam już napisany, ale dodam go jutro albo pojutrze i przy okazji zobaczę ile uzbieramsie komentarzy :D mój O.S będzie składał się z 3 lub 4 części :) zapraszam do czytania.
~
Dzisiaj są Dożynki organizowane co roku za nasze nieposłuszeństwo wobec Kapitolu. Dzisiaj moja siostra Prim będzie brała w nich kolejny raz udział. Ma już w końcu 15 lat. Jest duże prawdopodobieństwo, ze zostanie wylosowana, chociaż nie brała nigdy astragalu. Mój czas minął dokładnie rok temu. Za każdym razem udawało mi się ominąć wylosowania. Pamiętam gdy miałam 16 lat,został wylosowany mój przyjaciel oraz partner w polowaniu-Gale. Pamiętam dokładnie każdy szczegół. Każdy.
Był wyjątkowo ponury dzień, jak to w Dożynki. Dzisiaj moja siostra Primrose miała brać udział po raz pierwszy. Bałam się. Bałam się, ponieważ mogłam stracić 2 osoby bliskie mi sercu.
Gale miał 18 lat, więc był to Jego ostatni raz. Niestety, miał aż 42 kartki z Jego imieniem i nazwiskiem. Musiałam wstać dosyć wcześnie, ponieważ trzeba było wszytko przygotować. Tak więc ubrałam się i poszłam do piekarni po chleb. Co prawda nie miałam zbyt wiele, aczkolwiek starczyło to na bochenek świeżego chleba. Gdy weszłam do piekarni, ujrzałam chłopaka o blond włosach, silnej budowie ciała i hipnotyzujacych błękitnych oczach. Był mniej więcej w moim wieku. Podeszłam do lady i poprosiłam o pieczywo. Miałam przeczucie, że skądś znam tego chłopaka. Musiałam zajrzeć głęboko w przeszłość, by sobie przypomnieć tą twarz. Peeta Mellark. Oczywiście, że to On. Chodziłam z Nim do jednej klasy. Pamiętam, że zawsze się na mnie patrzył. Szczególnie na muzyce, gdy śpiewałam, co mnie bardzo rozpraszało. Pamiętam też, że mnóstwo dziewczyn się za Nim zawsze uganiało co wywoływało u mnie lekki napad złości.
-Nie musisz płacić Katniss.-On mnie pamięta. Pamięta moje imię. Zadziwiające. I jeszcze mówi że nie muszę płacić. O co tu chodzi?
-Zapłacę tak jak każdy inny.
-Weź ten chleb i idź. -Słyszę w Jego tonie nutkę niecierpliwości i zażalenia, wiec biorę pieczywo w ręce kierujac sie w strone drzwi. Przy wyjściu wymrukuję ciche "dziękuję" i wychodzę.
***
-Katniss, ale ja się boję...
-Nie bój się kaczuszko, nie wylosują Cię. Masz tylko jedną karteczkę. Nie martw się.- Idziemy razem w stronę sceny zajmując wyznaczone miejsce. Effie Trinket podchodzi do puli z dziewczętami i losuje jedną karteczkę.
-Lily Prenket!-Wykrzykuje, a mi spada kamień z serca. Uśmiecham się do siostry i mam również podzielić się radością z Galem, lecz nie nadążam, bo słyszę kolejną wyczytaną osobę z puli.
-Gale Hawthorne.-Nogi robią mi się jak z waty. Jak to możliwe? Czemu On? Przecież ja sobie sama tutaj nie poradzę...
-Zgłaszam się na ochotnika!-Skądś znam ten głos. Słyszałam go niedawno w piekarni. Peeta. Zgłosił się. Ale czemu?
***
Po ceremonii rodziny trybutow poszły sie pożegnać. Ja również poszłam. Musiałam podziękować Peecie za to co zrobił.
-Dziękuję Ci, ale dlaczego to zrobiłeś.
-Katniss, od zawsze patrzyłem tylko na Ciebie. Od zawsze myślałem o Tobie. Nie wiem, chyba się w Tobie zakochałem. A gdy wylosowali Gale'a wiedziałem że sie zalamiesz. A tego bym nie przeżył.
-Dziękuję Peeta. Dziękuję Ci z całego serca. Mam nadzieję, że wrócisz. -Obejmuję Go lekko i blado się uśmiecham. Wszyscy wiedzą że ma marne szanse, ale ja i tak w Niego wierzę. Będę na Niego stawiać. Zawsze.
***
Pamiętam jakie nerwy mi towarzyszyły podczas ogladania Igrzysk. Nic innego nie robiłam, tylko oglądałam i trzymałam kciuki za Peete. Od tamtej chwili już nigy nie był mi obojętny, a gdy wygrał Igrzyska i wrócił do domu zaprzyjaznilismy się i z czasem ta przyjaźń przerodziła się w głębsze uczucie.
-Peeta gdzie mnie ciągniesz! Umówiliśmy się przecież z Galem przy Wiosce Zwycięzców!-Śmieję się na głos. Byłam ciekawa gdzie mnie ciągnie. Nagle ujrzałam przed sobą jezioro. Identyczne jak za czasów gdy przychodziłam tutaj razem z tatą.
-Sskąd znasz to miejsce..?
-Mówiłem przecież, że od zawsze patrzyłem tylko na Ciebie. To było dosłowne.-Cicho się zaśmiałam. Łzy wzruszenia zaczęły kapac na ziemię.
-Hej, nie płacz. Nie po to tu przyszliśmy. -Podniósł lekko mój podbródek i delikatnie pocałował. Poczułam tysiące motyli w brzuchu. Niesamowite uczucie. -Katniss dobrze wiesz co do Ciebie czuję i nie mogę już dłużej tego kryć. Chciałbym być kimś więcej niz tylko przyjacielem. Chciałbym Cię dotykać, całować, rozpieszczac i zawsze być przy Tobie...-Łzy coraz mocniej mnie cisną aż w końcu wypływają. W odpowiedzi namietnie całuję Peetę i czuję ciepło, ktore sie z Niego wylewa.
Jetesmy razem, aż do teraz. Całe 2 lata, początku ukrywalismy to przed wszystkimi, ale w końcu prawda wyszła na jaw. Gale dowiedział się o tym pierwszy i był bardao szczęśliwy. Mówił, że od samego poczatku naszej przyjaźni wiedział, że bedziemy razem. To zabawne ile się może zmienić w ciągu 3 lat.
-Chodźmy Prim. Już czas.-Biorę siostre za rękę i idziemy na Główny Plac. Przed samym sprawdzaniem tożsamości rozdzielamy sie. Idę tam gdzie wszyscy opiekunowie i rodzice.Zauważam Peete, wiec do Niego podchodzę. Czuję jak łapie mnie za rękę.
-Słońce wszytko będzie dobrze.-Szepcze tak cicho, że tylko ja Go słyszę. I wtedy nagle słyszę.
-Primrose Everdeen.-Moja kaczuszka idzie wystraszona w strone estrady. Zaczyna mi się kręcić w głowie. To nie może być prawda. Dlaczego teraz? Dlaczego w tym czasie, w którym nie moge sie zgłosić na ochotnika. Chcę do niej pobiec i powiedzieć ze jej nie puszcze, ale nagle robi mi sie ciemno przed oczami. Tracę przytomność.
Rozdział mam już napisany, ale dodam go jutro albo pojutrze i przy okazji zobaczę ile uzbieramsie komentarzy :D mój O.S będzie składał się z 3 lub 4 części :) zapraszam do czytania.
~
Dzisiaj są Dożynki organizowane co roku za nasze nieposłuszeństwo wobec Kapitolu. Dzisiaj moja siostra Prim będzie brała w nich kolejny raz udział. Ma już w końcu 15 lat. Jest duże prawdopodobieństwo, ze zostanie wylosowana, chociaż nie brała nigdy astragalu. Mój czas minął dokładnie rok temu. Za każdym razem udawało mi się ominąć wylosowania. Pamiętam gdy miałam 16 lat,został wylosowany mój przyjaciel oraz partner w polowaniu-Gale. Pamiętam dokładnie każdy szczegół. Każdy.
Był wyjątkowo ponury dzień, jak to w Dożynki. Dzisiaj moja siostra Primrose miała brać udział po raz pierwszy. Bałam się. Bałam się, ponieważ mogłam stracić 2 osoby bliskie mi sercu.
Gale miał 18 lat, więc był to Jego ostatni raz. Niestety, miał aż 42 kartki z Jego imieniem i nazwiskiem. Musiałam wstać dosyć wcześnie, ponieważ trzeba było wszytko przygotować. Tak więc ubrałam się i poszłam do piekarni po chleb. Co prawda nie miałam zbyt wiele, aczkolwiek starczyło to na bochenek świeżego chleba. Gdy weszłam do piekarni, ujrzałam chłopaka o blond włosach, silnej budowie ciała i hipnotyzujacych błękitnych oczach. Był mniej więcej w moim wieku. Podeszłam do lady i poprosiłam o pieczywo. Miałam przeczucie, że skądś znam tego chłopaka. Musiałam zajrzeć głęboko w przeszłość, by sobie przypomnieć tą twarz. Peeta Mellark. Oczywiście, że to On. Chodziłam z Nim do jednej klasy. Pamiętam, że zawsze się na mnie patrzył. Szczególnie na muzyce, gdy śpiewałam, co mnie bardzo rozpraszało. Pamiętam też, że mnóstwo dziewczyn się za Nim zawsze uganiało co wywoływało u mnie lekki napad złości.
-Nie musisz płacić Katniss.-On mnie pamięta. Pamięta moje imię. Zadziwiające. I jeszcze mówi że nie muszę płacić. O co tu chodzi?
-Zapłacę tak jak każdy inny.
-Weź ten chleb i idź. -Słyszę w Jego tonie nutkę niecierpliwości i zażalenia, wiec biorę pieczywo w ręce kierujac sie w strone drzwi. Przy wyjściu wymrukuję ciche "dziękuję" i wychodzę.
***
-Katniss, ale ja się boję...
-Nie bój się kaczuszko, nie wylosują Cię. Masz tylko jedną karteczkę. Nie martw się.- Idziemy razem w stronę sceny zajmując wyznaczone miejsce. Effie Trinket podchodzi do puli z dziewczętami i losuje jedną karteczkę.
-Lily Prenket!-Wykrzykuje, a mi spada kamień z serca. Uśmiecham się do siostry i mam również podzielić się radością z Galem, lecz nie nadążam, bo słyszę kolejną wyczytaną osobę z puli.
-Gale Hawthorne.-Nogi robią mi się jak z waty. Jak to możliwe? Czemu On? Przecież ja sobie sama tutaj nie poradzę...
-Zgłaszam się na ochotnika!-Skądś znam ten głos. Słyszałam go niedawno w piekarni. Peeta. Zgłosił się. Ale czemu?
***
Po ceremonii rodziny trybutow poszły sie pożegnać. Ja również poszłam. Musiałam podziękować Peecie za to co zrobił.
-Dziękuję Ci, ale dlaczego to zrobiłeś.
-Katniss, od zawsze patrzyłem tylko na Ciebie. Od zawsze myślałem o Tobie. Nie wiem, chyba się w Tobie zakochałem. A gdy wylosowali Gale'a wiedziałem że sie zalamiesz. A tego bym nie przeżył.
-Dziękuję Peeta. Dziękuję Ci z całego serca. Mam nadzieję, że wrócisz. -Obejmuję Go lekko i blado się uśmiecham. Wszyscy wiedzą że ma marne szanse, ale ja i tak w Niego wierzę. Będę na Niego stawiać. Zawsze.
***
Pamiętam jakie nerwy mi towarzyszyły podczas ogladania Igrzysk. Nic innego nie robiłam, tylko oglądałam i trzymałam kciuki za Peete. Od tamtej chwili już nigy nie był mi obojętny, a gdy wygrał Igrzyska i wrócił do domu zaprzyjaznilismy się i z czasem ta przyjaźń przerodziła się w głębsze uczucie.
-Peeta gdzie mnie ciągniesz! Umówiliśmy się przecież z Galem przy Wiosce Zwycięzców!-Śmieję się na głos. Byłam ciekawa gdzie mnie ciągnie. Nagle ujrzałam przed sobą jezioro. Identyczne jak za czasów gdy przychodziłam tutaj razem z tatą.
-Sskąd znasz to miejsce..?
-Mówiłem przecież, że od zawsze patrzyłem tylko na Ciebie. To było dosłowne.-Cicho się zaśmiałam. Łzy wzruszenia zaczęły kapac na ziemię.
-Hej, nie płacz. Nie po to tu przyszliśmy. -Podniósł lekko mój podbródek i delikatnie pocałował. Poczułam tysiące motyli w brzuchu. Niesamowite uczucie. -Katniss dobrze wiesz co do Ciebie czuję i nie mogę już dłużej tego kryć. Chciałbym być kimś więcej niz tylko przyjacielem. Chciałbym Cię dotykać, całować, rozpieszczac i zawsze być przy Tobie...-Łzy coraz mocniej mnie cisną aż w końcu wypływają. W odpowiedzi namietnie całuję Peetę i czuję ciepło, ktore sie z Niego wylewa.
Jetesmy razem, aż do teraz. Całe 2 lata, początku ukrywalismy to przed wszystkimi, ale w końcu prawda wyszła na jaw. Gale dowiedział się o tym pierwszy i był bardao szczęśliwy. Mówił, że od samego poczatku naszej przyjaźni wiedział, że bedziemy razem. To zabawne ile się może zmienić w ciągu 3 lat.
-Chodźmy Prim. Już czas.-Biorę siostre za rękę i idziemy na Główny Plac. Przed samym sprawdzaniem tożsamości rozdzielamy sie. Idę tam gdzie wszyscy opiekunowie i rodzice.Zauważam Peete, wiec do Niego podchodzę. Czuję jak łapie mnie za rękę.
-Słońce wszytko będzie dobrze.-Szepcze tak cicho, że tylko ja Go słyszę. I wtedy nagle słyszę.
-Primrose Everdeen.-Moja kaczuszka idzie wystraszona w strone estrady. Zaczyna mi się kręcić w głowie. To nie może być prawda. Dlaczego teraz? Dlaczego w tym czasie, w którym nie moge sie zgłosić na ochotnika. Chcę do niej pobiec i powiedzieć ze jej nie puszcze, ale nagle robi mi sie ciemno przed oczami. Tracę przytomność.
środa, 10 grudnia 2014
Rozdział 3 | Gale
Z rana wita mnie para przepięknych, delikatnych błękitnych oczu. Mimowolnie sie uśmiecham i zaczynam przeciągać.
- Wstawaj śpiochu, jest już po jedenastej. - Mówi rozbawiony, a ja nie mogę w to uwierzyć. Odkąd mieszkam z Peetą nie miewałam prawie w ogóle koszmarów. Miałam co najwyżej 1 lub 2 i teraz już wiem, że tu jest moje miejsce na ziemi. Przy boku mojego chłopca z chlebem.
- Już wstaję, już wstaję. - Szepczę zaspanym głosem. Gdy Peeta wychodzi z pokoju,biegnę do łazienki i wskakuję pod prysznic. Zimna woda skrapla moje nagie ciało, które jest pokryte gęsią skórką i zaczynam rozmyślać. Jestem beznadziejna. Mieszkam z Peetą już półtora miesiąca i nadal nie powiedziałam mu co do niego czuję. To głupie, ale boję się, że syn piekarza mnie wyśmieje i wygarnie wszytko co o mnie myśli. Morderca. Przebrzydły potwór. Zmiech.
- Katniss obiad! - Słyszę donośny głos Peety dochodzący z dołu. Schodzę na dół ubrana w to co zwykle. Ciemne getry i zieloną jak trawa bluzkę, nic nadzwyczajnego, a jednak chłopak zawsze znajdzie słowa by mnie skomplementować.
- Ślicznie dziś wyglądasz słońce. - Słońce. Powiedział do mnie słońce. Co to miało oznaczać? Może wciąż darzy mnie głębokim uczuciem? A moze to po prostu gest grzecznościowy?
- Dziękuję. - Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Żałosne. Jaka szkoda ze nie mam daru słowa jak Peeta. Wszystko byłoby łatwiejsze. Odsuwam krzesło i siadam do stołu.
- Jak to wszystko pięknie pachnie. - Mówię nakładając kawałek pieczeni oraz odrobinę ziemniaków. Peeta w odpowiedzi uśmiecha się promiennie. Chciałabym go takiego zamrozić i zostawić dla siebie, by móc patrzeć na jego promieniujący uśmiech godzinami. Zaczynamy jeść w ciszy i żadne z nas nie chce przerywać tej spokojnej chwili., niestety nagle słyszymy głośne pukanie. Wstaję od stołu i idę otworzyć drzwi.
- Słyszałem, że Peeta przygotował pyszny obiad.
- Skąd?
- Sam mnie tu zaprosił skarbie. A teraz jeśli pozwolisz. - Haymitch lekko mnie odsuwa i idzie zająć miejsce przy stole, a ja zamykam drzwi i podążam za nim.
- Wygląda smakowicie. - Widzę jak nakłada sobie z cztery porcje. Musiał być bardzo głodny.
- To co u was słychać gołąbeczki? -Śmieje się i na nas spogląda.
- A co ma słychać? Wszystko po staremu Haymitch. Nie wiem po co się w ogóle pytasz. Przecież byłeś u nas jakieś dwa dni temu.
- Wybaczcie, ciekawski jestem. Myślałem że Katniss w końcu zmądrzała.
- Widocznie nie. - Odpowiadam wściekła. Nie rozumiem o co mu znowu chodzi. Czy on sugeruje, że Peeta jest dla mnie obojętny? Mam nadzieje, ze nie, bo tak nie jest. Między nami panuje niezręczna cisza, lecz przerywa ją kolejny odgłos pukania. Nie mogę nawet zjeść w spokoju? Podchodzę do drzwi i lekko je uchylam.
- Cześć Kotna.
- Gale. - Mówię zszokowana.
- Przyjechałem cię przeprosić, ale nie było ciebie w domu. Co tutaj robisz?
- Dla twojej wiadomości, mieszkam tutaj. A nie powinieneś być w Dwójce, no nie wiem mordując innych niewinnych ludzi?! - Krzyczę z wściekłością.
- Dobrze wiesz, że to nie moja wina. Nie kazałem iść tam twojej siostrze.
- Że słucham?! Ona chciała pomóc tym bezbronnym dzieciom, a ty chciałeś je zabić! Wynoś się stąd! - Krzyczę wściekła. Nagle czuję na sobie ciepłe i delikatne ręce, które owijają się wokół mojej talii. Po chwili się uspakajam. Skupiam się tylko na przyjemnym uczuciu, spowodowanym dotykiem Peety.
- Chyba powinieneś sobie iść. To nie jest dobry moment. Katniss jest zmęczona. - Mówi spokojnie blondyn.
- Nie bedziesz mi mówił co mam robić Mellark.
- Wyjdź Gale. - Mowię stanowczo.
- To jeszcze nie koniec. Ja tutaj wrócę. - Czuję jak nogi robią mi się jak z waty. Mam mroczki przed oczami. Nagle tracę grunt pod nogami i mdleję.
Jestem w lesie z Galem. Polujemy razem odkąd pamiętam. Zawsze tak było. Jest nie tylko moim partnerem do polowań, lecz także moim jedynym przyjacielem.
- To co Kotna, wracamy już?
- Możemy wracać. - Uśmiecham się promienie i idziemy w kierunku płotu, który oddziela las od dystryktu. W pewnym momencie słyszę cichy szelest.
- Gale słyszałeś coś?
- Nic a nic. - Puszczam więc szmer mimo uszu i idziemy dalej, lecz po chwili znów coś słyszę. Odwracam się do Gale'a, ale Jego tam nie ma. Są tylko szczątki dzieci i spadochrony. Jest tam jeszcze ktoś.Dziewczynka, która musiała szybko dorosnąć, której zabrano dzieciństwo. Chociaż dziewczynka to złe określenie, jest to młoda i silna kobieta. Widzę jak podchodzi do rannych i wtedy reszta spadochronów wybucha.
Pojawiam się w piekarni. Widzę Peete i Gale'a. Rozmawiają o czymś. Podchodzę bliżej, by posłuchać ich rozmowę.
- Ona kocha mnie rozumiesz? To ja ją znam najlepiej. Katniss ufa tylko mi! Szczególnie po tym jak próbowałeś ją zabić! - Wrzeszczy Gale.
- N-nie, to nieprawda. J-ja nie chciałem zrobić jej krzywdy.
- Ale zrobiłeś. - Gale zaczyna się szczerzyć, ale nie wiem z jakiego powodu. Po chwili znam już odpowiedź. Podchodzę do niego i zaczynam go namiętnie całować. Czuję się jakbym umarła, jakbym była tylko duchem, który opuścił swoje ciało. Widzę w oczach Peety ból. Podbiegam do niego i chcę go przytulic, ale nie mogę niczego dotknąć. Wszystko przeze mnie przenika i nikt mnie nie widzi. Nie wiem czemu moje ciało całuje się z Gale'm, ale chcę to przerwać. Nie chcę na to patrzeć. To boli. Peete to rani, wiec i mnie rowniez. Zaczynam krzyczeć i płakać w jednym momencie. Czuję się jakbym zwariowała.
- Otwieram oczy i zauważam, że nadal jestem w piekarni, ale tym razem sama. Nagle coś sie porusza.
- Gdzie ja jestem? - Pytam.
- W swoim największym koszmarze.
Słyszę głośny krzyk, który po chwili okazuje sie moim krzykiem. Do pokoju wpada Peeta.
- Katniss, co się stało? - Pyta zmartwiony.
- Nic, to tylko sen.
- Dobrze. - Już zamierza wyjść gdy nagle pytam
- Peeta zostaniesz ze mną? - Blondyn lekko się uśmiecha i podchodzi do mnie kładąc się obok. Czuję jego silne ramiona, które mnie obejmują. Czuję że jetem szczęśliwa.
- Zawsze. - Uśmiecham się do siebie i odpływam do krainy Morfeusza.
- Jak to wszystko pięknie pachnie. - Mówię nakładając kawałek pieczeni oraz odrobinę ziemniaków. Peeta w odpowiedzi uśmiecha się promiennie. Chciałabym go takiego zamrozić i zostawić dla siebie, by móc patrzeć na jego promieniujący uśmiech godzinami. Zaczynamy jeść w ciszy i żadne z nas nie chce przerywać tej spokojnej chwili., niestety nagle słyszymy głośne pukanie. Wstaję od stołu i idę otworzyć drzwi.
- Słyszałem, że Peeta przygotował pyszny obiad.
- Skąd?
- Sam mnie tu zaprosił skarbie. A teraz jeśli pozwolisz. - Haymitch lekko mnie odsuwa i idzie zająć miejsce przy stole, a ja zamykam drzwi i podążam za nim.
- Wygląda smakowicie. - Widzę jak nakłada sobie z cztery porcje. Musiał być bardzo głodny.
- To co u was słychać gołąbeczki? -Śmieje się i na nas spogląda.
- A co ma słychać? Wszystko po staremu Haymitch. Nie wiem po co się w ogóle pytasz. Przecież byłeś u nas jakieś dwa dni temu.
- Wybaczcie, ciekawski jestem. Myślałem że Katniss w końcu zmądrzała.
- Widocznie nie. - Odpowiadam wściekła. Nie rozumiem o co mu znowu chodzi. Czy on sugeruje, że Peeta jest dla mnie obojętny? Mam nadzieje, ze nie, bo tak nie jest. Między nami panuje niezręczna cisza, lecz przerywa ją kolejny odgłos pukania. Nie mogę nawet zjeść w spokoju? Podchodzę do drzwi i lekko je uchylam.
- Cześć Kotna.
- Gale. - Mówię zszokowana.
- Przyjechałem cię przeprosić, ale nie było ciebie w domu. Co tutaj robisz?
- Dla twojej wiadomości, mieszkam tutaj. A nie powinieneś być w Dwójce, no nie wiem mordując innych niewinnych ludzi?! - Krzyczę z wściekłością.
- Dobrze wiesz, że to nie moja wina. Nie kazałem iść tam twojej siostrze.
- Że słucham?! Ona chciała pomóc tym bezbronnym dzieciom, a ty chciałeś je zabić! Wynoś się stąd! - Krzyczę wściekła. Nagle czuję na sobie ciepłe i delikatne ręce, które owijają się wokół mojej talii. Po chwili się uspakajam. Skupiam się tylko na przyjemnym uczuciu, spowodowanym dotykiem Peety.
- Chyba powinieneś sobie iść. To nie jest dobry moment. Katniss jest zmęczona. - Mówi spokojnie blondyn.
- Nie bedziesz mi mówił co mam robić Mellark.
- Wyjdź Gale. - Mowię stanowczo.
- To jeszcze nie koniec. Ja tutaj wrócę. - Czuję jak nogi robią mi się jak z waty. Mam mroczki przed oczami. Nagle tracę grunt pod nogami i mdleję.
Jestem w lesie z Galem. Polujemy razem odkąd pamiętam. Zawsze tak było. Jest nie tylko moim partnerem do polowań, lecz także moim jedynym przyjacielem.
- To co Kotna, wracamy już?
- Możemy wracać. - Uśmiecham się promienie i idziemy w kierunku płotu, który oddziela las od dystryktu. W pewnym momencie słyszę cichy szelest.
- Gale słyszałeś coś?
- Nic a nic. - Puszczam więc szmer mimo uszu i idziemy dalej, lecz po chwili znów coś słyszę. Odwracam się do Gale'a, ale Jego tam nie ma. Są tylko szczątki dzieci i spadochrony. Jest tam jeszcze ktoś.Dziewczynka, która musiała szybko dorosnąć, której zabrano dzieciństwo. Chociaż dziewczynka to złe określenie, jest to młoda i silna kobieta. Widzę jak podchodzi do rannych i wtedy reszta spadochronów wybucha.
Pojawiam się w piekarni. Widzę Peete i Gale'a. Rozmawiają o czymś. Podchodzę bliżej, by posłuchać ich rozmowę.
- Ona kocha mnie rozumiesz? To ja ją znam najlepiej. Katniss ufa tylko mi! Szczególnie po tym jak próbowałeś ją zabić! - Wrzeszczy Gale.
- N-nie, to nieprawda. J-ja nie chciałem zrobić jej krzywdy.
- Ale zrobiłeś. - Gale zaczyna się szczerzyć, ale nie wiem z jakiego powodu. Po chwili znam już odpowiedź. Podchodzę do niego i zaczynam go namiętnie całować. Czuję się jakbym umarła, jakbym była tylko duchem, który opuścił swoje ciało. Widzę w oczach Peety ból. Podbiegam do niego i chcę go przytulic, ale nie mogę niczego dotknąć. Wszystko przeze mnie przenika i nikt mnie nie widzi. Nie wiem czemu moje ciało całuje się z Gale'm, ale chcę to przerwać. Nie chcę na to patrzeć. To boli. Peete to rani, wiec i mnie rowniez. Zaczynam krzyczeć i płakać w jednym momencie. Czuję się jakbym zwariowała.
- Otwieram oczy i zauważam, że nadal jestem w piekarni, ale tym razem sama. Nagle coś sie porusza.
- Gdzie ja jestem? - Pytam.
- W swoim największym koszmarze.
Słyszę głośny krzyk, który po chwili okazuje sie moim krzykiem. Do pokoju wpada Peeta.
- Katniss, co się stało? - Pyta zmartwiony.
- Nic, to tylko sen.
- Dobrze. - Już zamierza wyjść gdy nagle pytam
- Peeta zostaniesz ze mną? - Blondyn lekko się uśmiecha i podchodzi do mnie kładąc się obok. Czuję jego silne ramiona, które mnie obejmują. Czuję że jetem szczęśliwa.
- Zawsze. - Uśmiecham się do siebie i odpływam do krainy Morfeusza.
wtorek, 2 grudnia 2014
Rozdział 2 | Lekarstwo
- Już dobrze, jestem przy tobie. Peeta wszystko będzie dobrze. - Nie mam pojęcia jak go uspokoić. Nagle do głowy przychodzi mi jeden pomysł.
- Peeta, kocham cię. Kocham cię, słyszysz? Całym swoim sercem. - Szepczę i delikatnie całuję go w usta, nie mogę patrzeć jak się męczy.
- J-ja... Nie! Katniss... Wyjdź stąd! - Zaczyna się szarpać na wszystkie strony. Po kilku minutach zastyga w bezruchu. Patrzy się na mnie. Tak po prostu, bez żadnych uczuć. Po chwili wstaje i idzie w moim kierunku. 6,5,4,3,2 metry. Kiedy stoi naprzeciw mnie, ujmuje moją twarz i namiętnie całuje, a ja odwzajemniam każdy jego pocałunek.
- Peeta. - Szepczę szczęśliwa. Wrócił. Wrócił do mnie.
- Katniss ja.. Ja przepraszam, przepraszam, że cię pocałowałem.
- Nic się nie stało Peeta. Naprawdę.
- Nie chciałem żebyś mnie widziała w takim stanie. Niepotrzebnie tu przychodziłaś... - Kiedy słyszę jego słowa, serce mi się kraja.
- Proszę cie, nie mów tak. Wiesz, że to nieprawda.
- Ja nie chcę cie skrzywdzić. Katniss, ja już nie daję rady. One powracają, ze zdwojoną siłą. Jestem już zmęczony tym wszystkim.
- Peeta, to przeze mnie tak cierpisz. Wszystko jest przeze mnie! Nie mogę patrzeć jak się wykańczasz! Więc od dzisiaj zamieszkam z tobą. Pomogę ci ze wspomnieniami.
- Co?! Katniss, czyś ty do końca zgłupiała? Chcesz żebym cię zabił?! I jakim prawem obarczasz się o to co mi zrobili?
- Bo taka jest prawda! Wielki mi kosogłos, skoro swojej siostry nie potrafiłam uchronić! To ja cię wciągnęłam w to wszystko! Gdybym na tej arenie zjadła te głupie jagody, wszystko wyglądałoby inaczej! Prim by żyła, nikt by nie ucierpiał, a ty byś wrócił do Dwunastki cały i zdrowy.
- Masz rację. Wszystko wyglądałoby inaczej. Ale ja nie żałuję. Bo teraz mamy coś znacznie cenniejszego, Katniss. Coś za co wszyscy zginęli. Ci ludzie nie byli głupi. Wiedzieli na co idą. Wiedzieli, że dzięki temu ich dzieci będą żyły w wolnym kraju. A ja jestem dumny, bo wiem ze tak jak my wszyscy przyczyniłem się do dążenia nowego, lepszego jutra i udało się to nam. Co prawda ponieśliśmy straty, ale było warto. Było warto, bo wygraliśmy. Mamy to o co cały czas walczyliśmy. Mamy upragnioną wolność i to głównie dzięki tobie. - Po wypowiedzi Peety, oboje milczymy spoglądając ukradkiem na siebie. Żadne z nas nie chce przerywać tej ciszy. Niestety, po chwili słyszymy głośne pukanie.
- Poczekaj tutaj, ja otworzę. - Mówi, a ja przysuwam się bliżej, by móc podsłuchiwać.
- Doktor Aurelius?
- Witam Peeta, mogę wejść na chwilę?
- Tak, pewnie. - Słyszę kroki, które stają się coraz donośniejsze, wiec szybko wstaję z podłogi i biegnę usiąść na kanapę.
- O jak miło cię znów widzieć panno Everdeen.
- Katniss. - Poprawiam go.
- Dobrze, tak więc Katniss, jak ci się tu żyje? Wszystko w porządku? Bo niestety nie raczyłaś nawet zadzwonić. - Mówi z wyrzutem.
- Nie miałam za bardzo ochoty rozmawiać. - Przerywa mi Peeta, który wchodzi do salonu.
- To jaką sprawę ma pan do mnie, doktorze?
- Przyjechałem na kontrolę. Przecież muszę wiedzieć co się dzieje z moimi pacjentami, więc Katniss, czy mogłabyś nas zostawić samych? - Czuję się urażona, chociaż wiem że nie mam czym, więc wstaję z kanapy i idę do kuchni. Udaję że zmywam naczynia. Próbuję podsłuchać rozmowę Doktora i Peety i chociaż wiem że to nie ładnie podsłuchiwać, nie mogę się oprzeć.
- Peeta, czy stosowałeś się do moich zaleceń?
- Tak doktorze.
- Dobrze, a kiedy ostatni raz miałeś atak?
- Dzisiaj miałem jeden. - Stwierdza zawstydzony.
- Peeta nie ma się czego wstydzić, to całkowicie normalne w twoim przypadku. Najprawdopodobniej one nigdy nie ustąpią. - Zakrywam usta, by z mojego gardła nie wydobył się głośny jęk. On nigdy z tego nie wyjdzie. Przeze mnie.
- A czy pojawiały się one często po powrocie do domu?
- Nie. Miałem może jeden, dwa. Po prostu kiedy czułem, że mają sie pojawić widziałem Katniss przed domem, która coś sadziła ze Śliską Sae. Chociaż ostatnio pojawiają się częściej, nawet 3 razy dziennie.
- Czy nadal widujesz pannę Katniss?
- Nie, ostatnimi czasy nie wychodzi w ogóle z domu.
- Myślę, że obecność panienki Everdeen jest dla ciebie pewnym lekarstwem. Dzięki niej, twoje dawne wspomnienia wracają, co bardzo dobrze wróży. Mogłaby nawet cię z tego wyleczyć, może nie do końca, ale w większości. - Mogę wyleczyć Peetę. Tylko to jedno zdanie krąży po mojej głowie. Mogę mu pomóc swoją obecnością. Do tej pory jest to najlepsza wiadomość jaką słyszę po powrocie do Dwunastki.
- Żegnam Katniss.
- Do widzenia doktorze. - Rzucam naczynia z powrotem do zlewu i biegnę do salonu. Widzę Peetę, który stoi z założonymi rękami. Dlaczego się nie cieszy? Jest szansa, że wyzdrowieje! Podbiegam do niego i zawieszam się na chłopaku.
- Katniss, co się stało?
- Co się stało? Ty się pytasz co się stało? Peeta masz szansę w końcu się wyleczyć z tego koszmaru, rozumiesz?! Będziesz mógł być taki jak przedtem!
- Ładnie to tak podsłuchiwać? - Pyta.
- Nie podsłuchiwałam. Po prostu słyszałam doktora. - Mówię, jąkając się.
- Eh Katniss nie umiesz kłamać.
- No dobra, może podsłuchiwałam, ale ja nie mówię o tym. Wreszcie możesz być szczęśliwy. -Uśmiecham się do niego, lecz blondyn nie odwzajemnia uśmiechu.
- Peeta, dlaczego się nie cieszysz?
- Bo to ty możesz mnie wyleczyć, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Co będzie jeśli nawet ty nie będziesz w stanie mnie przywrócić i coś tobie zrobię. O nie, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
- Peeta damy radę. Przejdziemy przez to razem.
- Katniss to zbyt duże ryzyko. Nie będziesz ryzykować dla mnie życia.
- Tak samo powiedziałeś podczas 74 Igrzysk. Prawda czy fałsz?
- Prawda. Powiedziałaś wtedy, że nie robisz tego dla mnie, tylko dla siebie. - Rzeczywiście tak powiedziałam, lecz tylko dlatego, żeby Peeta nic nie podejrzewał. Już mam mu powiedzieć co było główną przyczyną tego, że tak powiedziałam, lecz ten mnie wyręcza. - Ale kłamałaś.
- Bo wiedziałam, że inaczej mi nie pozwolisz na wychodzenie z jaskini.
- Chociaż i tak wyszłaś.
- Musiałam cię ratować.
- Po to, żeby przeżyć. Prawda czy fałsz?
- Fałsz. Po to, żebyśmy razem przeżyli.
- Dlaczego chciałaś mnie uratować?
- Bo już wtedy mi na tobie zależało. - Mówię zawstydzona, a Peeta wygląda jakby nad czymś myślał. Po chwili się odzywa.
- Słuchaj Katniss nie chcę cię wyganiać, ale jestem zmęczony i chciałbym się położyć.
- Dobra to ty idź się połóż, a ja pójdę po swoje rzeczy.
- Katniss.
- Nie zamierzam cie zostawiać i tego nie zrobię. A teraz jazda na górę. - Peeta robi naburmuszoną minę i bez słowa idzie na górę. Dzięki mnie byłeś torturowany i poddany osaczeniu, więc teraz postaram się żebyś dzięki mnie został wyleczony.
I mamy już numer 2 ^^ Dziękuję za Wasze komentarze pod ostatnimi postami oraz za ponad 700 wyświetleń! Następny rozdział niedługo :) +chcielibyście żebym napisała miniaturkę?
- Peeta, kocham cię. Kocham cię, słyszysz? Całym swoim sercem. - Szepczę i delikatnie całuję go w usta, nie mogę patrzeć jak się męczy.
- J-ja... Nie! Katniss... Wyjdź stąd! - Zaczyna się szarpać na wszystkie strony. Po kilku minutach zastyga w bezruchu. Patrzy się na mnie. Tak po prostu, bez żadnych uczuć. Po chwili wstaje i idzie w moim kierunku. 6,5,4,3,2 metry. Kiedy stoi naprzeciw mnie, ujmuje moją twarz i namiętnie całuje, a ja odwzajemniam każdy jego pocałunek.
- Peeta. - Szepczę szczęśliwa. Wrócił. Wrócił do mnie.
- Katniss ja.. Ja przepraszam, przepraszam, że cię pocałowałem.
- Nic się nie stało Peeta. Naprawdę.
- Nie chciałem żebyś mnie widziała w takim stanie. Niepotrzebnie tu przychodziłaś... - Kiedy słyszę jego słowa, serce mi się kraja.
- Proszę cie, nie mów tak. Wiesz, że to nieprawda.
- Ja nie chcę cie skrzywdzić. Katniss, ja już nie daję rady. One powracają, ze zdwojoną siłą. Jestem już zmęczony tym wszystkim.
- Peeta, to przeze mnie tak cierpisz. Wszystko jest przeze mnie! Nie mogę patrzeć jak się wykańczasz! Więc od dzisiaj zamieszkam z tobą. Pomogę ci ze wspomnieniami.
- Co?! Katniss, czyś ty do końca zgłupiała? Chcesz żebym cię zabił?! I jakim prawem obarczasz się o to co mi zrobili?
- Bo taka jest prawda! Wielki mi kosogłos, skoro swojej siostry nie potrafiłam uchronić! To ja cię wciągnęłam w to wszystko! Gdybym na tej arenie zjadła te głupie jagody, wszystko wyglądałoby inaczej! Prim by żyła, nikt by nie ucierpiał, a ty byś wrócił do Dwunastki cały i zdrowy.
- Masz rację. Wszystko wyglądałoby inaczej. Ale ja nie żałuję. Bo teraz mamy coś znacznie cenniejszego, Katniss. Coś za co wszyscy zginęli. Ci ludzie nie byli głupi. Wiedzieli na co idą. Wiedzieli, że dzięki temu ich dzieci będą żyły w wolnym kraju. A ja jestem dumny, bo wiem ze tak jak my wszyscy przyczyniłem się do dążenia nowego, lepszego jutra i udało się to nam. Co prawda ponieśliśmy straty, ale było warto. Było warto, bo wygraliśmy. Mamy to o co cały czas walczyliśmy. Mamy upragnioną wolność i to głównie dzięki tobie. - Po wypowiedzi Peety, oboje milczymy spoglądając ukradkiem na siebie. Żadne z nas nie chce przerywać tej ciszy. Niestety, po chwili słyszymy głośne pukanie.
- Poczekaj tutaj, ja otworzę. - Mówi, a ja przysuwam się bliżej, by móc podsłuchiwać.
- Doktor Aurelius?
- Witam Peeta, mogę wejść na chwilę?
- Tak, pewnie. - Słyszę kroki, które stają się coraz donośniejsze, wiec szybko wstaję z podłogi i biegnę usiąść na kanapę.
- O jak miło cię znów widzieć panno Everdeen.
- Katniss. - Poprawiam go.
- Dobrze, tak więc Katniss, jak ci się tu żyje? Wszystko w porządku? Bo niestety nie raczyłaś nawet zadzwonić. - Mówi z wyrzutem.
- Nie miałam za bardzo ochoty rozmawiać. - Przerywa mi Peeta, który wchodzi do salonu.
- To jaką sprawę ma pan do mnie, doktorze?
- Przyjechałem na kontrolę. Przecież muszę wiedzieć co się dzieje z moimi pacjentami, więc Katniss, czy mogłabyś nas zostawić samych? - Czuję się urażona, chociaż wiem że nie mam czym, więc wstaję z kanapy i idę do kuchni. Udaję że zmywam naczynia. Próbuję podsłuchać rozmowę Doktora i Peety i chociaż wiem że to nie ładnie podsłuchiwać, nie mogę się oprzeć.
- Peeta, czy stosowałeś się do moich zaleceń?
- Tak doktorze.
- Dobrze, a kiedy ostatni raz miałeś atak?
- Dzisiaj miałem jeden. - Stwierdza zawstydzony.
- Peeta nie ma się czego wstydzić, to całkowicie normalne w twoim przypadku. Najprawdopodobniej one nigdy nie ustąpią. - Zakrywam usta, by z mojego gardła nie wydobył się głośny jęk. On nigdy z tego nie wyjdzie. Przeze mnie.
- A czy pojawiały się one często po powrocie do domu?
- Nie. Miałem może jeden, dwa. Po prostu kiedy czułem, że mają sie pojawić widziałem Katniss przed domem, która coś sadziła ze Śliską Sae. Chociaż ostatnio pojawiają się częściej, nawet 3 razy dziennie.
- Czy nadal widujesz pannę Katniss?
- Nie, ostatnimi czasy nie wychodzi w ogóle z domu.
- Myślę, że obecność panienki Everdeen jest dla ciebie pewnym lekarstwem. Dzięki niej, twoje dawne wspomnienia wracają, co bardzo dobrze wróży. Mogłaby nawet cię z tego wyleczyć, może nie do końca, ale w większości. - Mogę wyleczyć Peetę. Tylko to jedno zdanie krąży po mojej głowie. Mogę mu pomóc swoją obecnością. Do tej pory jest to najlepsza wiadomość jaką słyszę po powrocie do Dwunastki.
- Żegnam Katniss.
- Do widzenia doktorze. - Rzucam naczynia z powrotem do zlewu i biegnę do salonu. Widzę Peetę, który stoi z założonymi rękami. Dlaczego się nie cieszy? Jest szansa, że wyzdrowieje! Podbiegam do niego i zawieszam się na chłopaku.
- Katniss, co się stało?
- Co się stało? Ty się pytasz co się stało? Peeta masz szansę w końcu się wyleczyć z tego koszmaru, rozumiesz?! Będziesz mógł być taki jak przedtem!
- Ładnie to tak podsłuchiwać? - Pyta.
- Nie podsłuchiwałam. Po prostu słyszałam doktora. - Mówię, jąkając się.
- Eh Katniss nie umiesz kłamać.
- No dobra, może podsłuchiwałam, ale ja nie mówię o tym. Wreszcie możesz być szczęśliwy. -Uśmiecham się do niego, lecz blondyn nie odwzajemnia uśmiechu.
- Peeta, dlaczego się nie cieszysz?
- Bo to ty możesz mnie wyleczyć, a ja nie chcę cię skrzywdzić. Co będzie jeśli nawet ty nie będziesz w stanie mnie przywrócić i coś tobie zrobię. O nie, nigdy bym sobie tego nie wybaczył.
- Peeta damy radę. Przejdziemy przez to razem.
- Katniss to zbyt duże ryzyko. Nie będziesz ryzykować dla mnie życia.
- Tak samo powiedziałeś podczas 74 Igrzysk. Prawda czy fałsz?
- Prawda. Powiedziałaś wtedy, że nie robisz tego dla mnie, tylko dla siebie. - Rzeczywiście tak powiedziałam, lecz tylko dlatego, żeby Peeta nic nie podejrzewał. Już mam mu powiedzieć co było główną przyczyną tego, że tak powiedziałam, lecz ten mnie wyręcza. - Ale kłamałaś.
- Bo wiedziałam, że inaczej mi nie pozwolisz na wychodzenie z jaskini.
- Chociaż i tak wyszłaś.
- Musiałam cię ratować.
- Po to, żeby przeżyć. Prawda czy fałsz?
- Fałsz. Po to, żebyśmy razem przeżyli.
- Dlaczego chciałaś mnie uratować?
- Bo już wtedy mi na tobie zależało. - Mówię zawstydzona, a Peeta wygląda jakby nad czymś myślał. Po chwili się odzywa.
- Słuchaj Katniss nie chcę cię wyganiać, ale jestem zmęczony i chciałbym się położyć.
- Dobra to ty idź się połóż, a ja pójdę po swoje rzeczy.
- Katniss.
- Nie zamierzam cie zostawiać i tego nie zrobię. A teraz jazda na górę. - Peeta robi naburmuszoną minę i bez słowa idzie na górę. Dzięki mnie byłeś torturowany i poddany osaczeniu, więc teraz postaram się żebyś dzięki mnie został wyleczony.
I mamy już numer 2 ^^ Dziękuję za Wasze komentarze pod ostatnimi postami oraz za ponad 700 wyświetleń! Następny rozdział niedługo :) +chcielibyście żebym napisała miniaturkę?
piątek, 28 listopada 2014
Rozdział 1 | Koszmar
Jestem w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Słyszę czyjeś krzyki. Peeta. Zaczynam desperacko biec w stronę wydawanego dźwięku.
- Peeta! Peeta, juz do ciebie biegnę! - Krzyki nasilają sie i słychać je z każdej strony. Nie wiem, w którą stronę mam biec. Zgubiłam sie.
- Katniss! Błagam pomóż mi! - Skulam się na ziemie, zakrywając uszy i cicho szlochając, tak jak zrobiłam to na Ćwierćwieczu Poskromienia. Chcę tak bardzo mu pomóc. Nie chcę żeby cierpiał. Jestem bezradna. Nagle przede mną pojawiają sie drzwi i postanawiam je otworzyć. Gdy przekraczam próg pomieszczenia, mała lampka zwisająca z sufitu zapala sie i lekko rozświetla pokój. Widzę dwie postacie. Jedna stoi, druga siedzi. Jedną z nich rozpoznaję. Peeta. Stoi obok kogoś, ale jest zbyt ciemno, bym mogła stwierdzić kto to jest.
- Witam panno Everdeen. Już myślałem, że się nie spotkamy. - Na sam dźwięk jego głosu po moim ciele przechodzą ciarki. Snow. Ale jak to możliwe? Przecież on nie żyje. Mam zamiar się jego spytać co tutaj robi, ale zauważam,że Peeta zaczyna sie do mnie zbliżać. Jest jakieś 5 metrów przede mną. Chcę go pocałować.
4 metry. Przytulić go.
3 metry. Powiedzieć jak bardzo go kocham.
2 metry. Widzę jego kolor tęczówek.
1 metr. Są czerwone.
- Zabij ją. - słyszę głos Snow'a w oddali...
Budzę sie cała spocona. Patrzę na zegarek. Jest 5:46. Nie jest tak źle, aczkolwiek preferowałabym budzenie sie o poźniejszych godzinach. Moje myśli wciąż krążą wokół dzisiejszego snu, był on inny niż reszta moich koszmarów z którymi się zmagam na co dzień. Był bardziej przerażający. Pierwszy raz śniło mi się, że Snow żyje i ma Peete, który wypełni każdy jego rozkaz. To okropne. Zazwyczaj śni mi się śmierć, śmierć tych wszystkich osób, których zabiłam oraz tych, którzy jeszcze żyją. Na przykład Peeta. Występuje on najcześciej w moich snach. Wstaję z łóżka i ide do łazienki sie umyć. Po chłodnym prysznicu czuję się orzeźwiona, lecz także głodna co powoduje u mnie zrobienie sobie coś do zjedzenia. Nie jestem dobrą kucharką, wiec biorę chleb i smaruje go masłem. Mi to w zupełności wystarcza. Nagle słyszę pukanie. Podchodzę do drzwi i lekko je rozchylam.
- Haymitch, co ty tutaj robisz? - Pytam zawiedziona.
- A co? Spodziewałaś się kogoś innego?
- Nie.
- No właśnie, więc proszę wpuść mnie, skarbie. - Otwieram szeroko drzwi i wpuszczam swojego gościa do środka. Ten rozsiada się na kanapie i podejrzliwie zaczyna na mnie patrzeć.
- O co ci chodzi? Coś się stało?
- Nie, tylko wiesz... Przyszedłem cię odwiedzić... Zobaczyć jak samopoczucie...
- Naprawdę zaczęło ciebie to interesować dopiero teraz?
- Katniss ja... Chciałem ciebie pzeprosić za to, że cię tak kompletnie zlałem. Chcę się dowiedzieć jak się czujesz, ponieważ tylko ty i Peeta jesteście teraz moją rodziną.. - Czy ja się przesłyszałam? Czy Haymitch Abernathy nazwał mnie właśnie swoją rodziną?
- Ty mówisz poważnie? Myslałam, że te miano ma bimber.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. Miałem lekki problem...
- Lekki?
- No dobra duży! Lepiej ci? - Kiwam głową z zadowoleniem. - Widziałaś się z Peetą?
- Nie.
- Jesteś niemożliwa. On tu specjalnie wrócił, rozumiesz? Dla ciebie.
- On mnie nienawidzi Haymitch! Ani razu do mnie przyszedł!
- Ty też go nie odwiedzałaś. Naprawdę myślisz, że on ciebie nienawidzi? Więc myślisz, że przyjechał specjalnie do miejsca gdzie zginęła jego rodzina tak sobie. On to zrobił ze względu na ciebie. No, ale dobra. To już nie moja sprawa. Tylko pamiętaj, że nigdy nie będziesz na niego zasługiwała.. - Mówi i wychodzi z mojego domu. Nagle dopada mnie niesamowita chęć rzucenia czymś o ziemię. I tak też robię. Podnoszę wazon i z całej siły trzaskam nim o ziemię. Haymitch ma rację. Nie zasługuję na Peetę i nigdy się to nie zmieni. Nie wynagrodzę krzywd, które mu wyrządziłam. Po chwili moja furia przechodzi i idę po miotłę, by posprzątać ten bałagan. Kiedy przechodzę obok okna, przemyka mi pewien obraz. Cofam się i patrzę z uwagą na to co się dzieje w domu naprzeciwko mnie. Widzę chłopca o blond włosach, który związuje sobie ręce i uderza nimi w swoją głowę. Nie mogę na to patrzeć. Dlaczego on to robi? Czyżby wspomnienia z Kapitolu wróciły? Może powinnam mu pomóc...
Ostatnim razem powiedział, że jestem jego najlepszym lekarstwem, lecz czy nadal tak jest? Może przez to, że się ani razu do niego nie odezwałam po wojnie znienawidził mnie po raz kolejny? Może uświadomił sobie w końcu jaką okropną jestem osobą..? Ale to teraz nie ma najmniejszego znaczenia. Mój chłopiec z chlebem się rani. Jest sam. A ja muszę mu pomóc. Biegnę do domu Peety. Otwieram drzwi i wpadam do salonu. Widzę Go. Siedzi z podpartymi nogami i wyrywa włosy. Wiem co się dzieję. Błyszczące wspomnienia. Podbiegam do niego i go do siebie przytulam. Obejmuję Peetę całą sobą i nie zamierzam przestać. Trzymam przy sobie skarb. Skarb, którego nie wypuszczę, by zło tego świata już nigdy więcej go nie dopadło...
Rozdział trochę krótki, ale to taki początek. Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na Wasze opinie :)
- Peeta! Peeta, juz do ciebie biegnę! - Krzyki nasilają sie i słychać je z każdej strony. Nie wiem, w którą stronę mam biec. Zgubiłam sie.
- Katniss! Błagam pomóż mi! - Skulam się na ziemie, zakrywając uszy i cicho szlochając, tak jak zrobiłam to na Ćwierćwieczu Poskromienia. Chcę tak bardzo mu pomóc. Nie chcę żeby cierpiał. Jestem bezradna. Nagle przede mną pojawiają sie drzwi i postanawiam je otworzyć. Gdy przekraczam próg pomieszczenia, mała lampka zwisająca z sufitu zapala sie i lekko rozświetla pokój. Widzę dwie postacie. Jedna stoi, druga siedzi. Jedną z nich rozpoznaję. Peeta. Stoi obok kogoś, ale jest zbyt ciemno, bym mogła stwierdzić kto to jest.
- Witam panno Everdeen. Już myślałem, że się nie spotkamy. - Na sam dźwięk jego głosu po moim ciele przechodzą ciarki. Snow. Ale jak to możliwe? Przecież on nie żyje. Mam zamiar się jego spytać co tutaj robi, ale zauważam,że Peeta zaczyna sie do mnie zbliżać. Jest jakieś 5 metrów przede mną. Chcę go pocałować.
4 metry. Przytulić go.
3 metry. Powiedzieć jak bardzo go kocham.
2 metry. Widzę jego kolor tęczówek.
1 metr. Są czerwone.
- Zabij ją. - słyszę głos Snow'a w oddali...
Budzę sie cała spocona. Patrzę na zegarek. Jest 5:46. Nie jest tak źle, aczkolwiek preferowałabym budzenie sie o poźniejszych godzinach. Moje myśli wciąż krążą wokół dzisiejszego snu, był on inny niż reszta moich koszmarów z którymi się zmagam na co dzień. Był bardziej przerażający. Pierwszy raz śniło mi się, że Snow żyje i ma Peete, który wypełni każdy jego rozkaz. To okropne. Zazwyczaj śni mi się śmierć, śmierć tych wszystkich osób, których zabiłam oraz tych, którzy jeszcze żyją. Na przykład Peeta. Występuje on najcześciej w moich snach. Wstaję z łóżka i ide do łazienki sie umyć. Po chłodnym prysznicu czuję się orzeźwiona, lecz także głodna co powoduje u mnie zrobienie sobie coś do zjedzenia. Nie jestem dobrą kucharką, wiec biorę chleb i smaruje go masłem. Mi to w zupełności wystarcza. Nagle słyszę pukanie. Podchodzę do drzwi i lekko je rozchylam.
- Haymitch, co ty tutaj robisz? - Pytam zawiedziona.
- A co? Spodziewałaś się kogoś innego?
- Nie.
- No właśnie, więc proszę wpuść mnie, skarbie. - Otwieram szeroko drzwi i wpuszczam swojego gościa do środka. Ten rozsiada się na kanapie i podejrzliwie zaczyna na mnie patrzeć.
- O co ci chodzi? Coś się stało?
- Nie, tylko wiesz... Przyszedłem cię odwiedzić... Zobaczyć jak samopoczucie...
- Naprawdę zaczęło ciebie to interesować dopiero teraz?
- Katniss ja... Chciałem ciebie pzeprosić za to, że cię tak kompletnie zlałem. Chcę się dowiedzieć jak się czujesz, ponieważ tylko ty i Peeta jesteście teraz moją rodziną.. - Czy ja się przesłyszałam? Czy Haymitch Abernathy nazwał mnie właśnie swoją rodziną?
- Ty mówisz poważnie? Myslałam, że te miano ma bimber.
- Bardzo śmieszne, naprawdę. Miałem lekki problem...
- Lekki?
- No dobra duży! Lepiej ci? - Kiwam głową z zadowoleniem. - Widziałaś się z Peetą?
- Nie.
- Jesteś niemożliwa. On tu specjalnie wrócił, rozumiesz? Dla ciebie.
- On mnie nienawidzi Haymitch! Ani razu do mnie przyszedł!
- Ty też go nie odwiedzałaś. Naprawdę myślisz, że on ciebie nienawidzi? Więc myślisz, że przyjechał specjalnie do miejsca gdzie zginęła jego rodzina tak sobie. On to zrobił ze względu na ciebie. No, ale dobra. To już nie moja sprawa. Tylko pamiętaj, że nigdy nie będziesz na niego zasługiwała.. - Mówi i wychodzi z mojego domu. Nagle dopada mnie niesamowita chęć rzucenia czymś o ziemię. I tak też robię. Podnoszę wazon i z całej siły trzaskam nim o ziemię. Haymitch ma rację. Nie zasługuję na Peetę i nigdy się to nie zmieni. Nie wynagrodzę krzywd, które mu wyrządziłam. Po chwili moja furia przechodzi i idę po miotłę, by posprzątać ten bałagan. Kiedy przechodzę obok okna, przemyka mi pewien obraz. Cofam się i patrzę z uwagą na to co się dzieje w domu naprzeciwko mnie. Widzę chłopca o blond włosach, który związuje sobie ręce i uderza nimi w swoją głowę. Nie mogę na to patrzeć. Dlaczego on to robi? Czyżby wspomnienia z Kapitolu wróciły? Może powinnam mu pomóc...
Ostatnim razem powiedział, że jestem jego najlepszym lekarstwem, lecz czy nadal tak jest? Może przez to, że się ani razu do niego nie odezwałam po wojnie znienawidził mnie po raz kolejny? Może uświadomił sobie w końcu jaką okropną jestem osobą..? Ale to teraz nie ma najmniejszego znaczenia. Mój chłopiec z chlebem się rani. Jest sam. A ja muszę mu pomóc. Biegnę do domu Peety. Otwieram drzwi i wpadam do salonu. Widzę Go. Siedzi z podpartymi nogami i wyrywa włosy. Wiem co się dzieję. Błyszczące wspomnienia. Podbiegam do niego i go do siebie przytulam. Obejmuję Peetę całą sobą i nie zamierzam przestać. Trzymam przy sobie skarb. Skarb, którego nie wypuszczę, by zło tego świata już nigdy więcej go nie dopadło...
Rozdział trochę krótki, ale to taki początek. Mam nadzieję, że się podoba. Czekam na Wasze opinie :)
wtorek, 25 listopada 2014
Prolog
Nazywam się Katniss Everdeen. Mam 17 lat. Brałam udział w dwóch Głodowych Igrzyskach. Przeżyłam. Moja siostra nie żyje. Mama wyjechała jako pielęgniarka do innego Dystryktu. Gale także wyjechał, ale to dobrze. Nie chcę go już nigdy więcej widzieć.
Peeta został osaczony przez Prezydenta Snow'a, którego zabiłam. Zabiłam rownież Coin.
Zostałam symbolem rebelii. Wygrałam wojnę.
Jeżeli zwycięstwem można nazwać zabicie tysięcy ludzi.
Między innymi mojego przyjaciela Finnicka. Brakuje mi go. Mieszkam teraz w 12 Dystrykcie, gdzie wszystko powoli wraca do normy.
Jeżeli samotność można nazwać normą...
Haymitch przyjechał tutaj ze mną, tak samo jak Peeta. Chciałabym go przytulić, pocieszyć...
Ale to niemożliwe. On mnie nienawidzi. Dla niego jestem zmiechem. Bestią, którą trzeba zabić. Chociaż zakończył terapię miesiąc temu, to wiem, że mnie nienawidzi. Unika mnie na każdym kroku i ani razu nie przyszedł do mnie zapytać jak sie czuję. Wojna skończyła sie jakieś 3 miesiące temu. Wszytko jest jeszcze świeże. Dla mnie zbyt świeże. Nie daję sobie z tym wszystkim rady. Jestem sama, ale może taki miał być mój los?
Peeta został osaczony przez Prezydenta Snow'a, którego zabiłam. Zabiłam rownież Coin.
Zostałam symbolem rebelii. Wygrałam wojnę.
Jeżeli zwycięstwem można nazwać zabicie tysięcy ludzi.
Między innymi mojego przyjaciela Finnicka. Brakuje mi go. Mieszkam teraz w 12 Dystrykcie, gdzie wszystko powoli wraca do normy.
Jeżeli samotność można nazwać normą...
Haymitch przyjechał tutaj ze mną, tak samo jak Peeta. Chciałabym go przytulić, pocieszyć...
Ale to niemożliwe. On mnie nienawidzi. Dla niego jestem zmiechem. Bestią, którą trzeba zabić. Chociaż zakończył terapię miesiąc temu, to wiem, że mnie nienawidzi. Unika mnie na każdym kroku i ani razu nie przyszedł do mnie zapytać jak sie czuję. Wojna skończyła sie jakieś 3 miesiące temu. Wszytko jest jeszcze świeże. Dla mnie zbyt świeże. Nie daję sobie z tym wszystkim rady. Jestem sama, ale może taki miał być mój los?
Subskrybuj:
Posty (Atom)