środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 5 | Sekrety

Dodaje wiec rozdział w ten szczególny dzień Boże Narodzenie! Życzę wam wszystkim wesołych świat i szczęśliwego nowego roku <3 postaram sie dodać następny rozdział najpóźniej w przyszłym tygodniu :)

                                         

                   
Cały świat zaczyna wirować, nie rozumiem co się dzieję. Peeta powiedział fałsz. Powiedział mi że mnie nie kocha prosto w twarz, a ja głupia myślałam że jest już dobrze.
- Rozumiem Peeta. Przepraszam. Nie wiem co mi strzeliło do głowy. - Widzę wyraz twarzy blondyna. Jest rozbawiony. Czuję jak łapie mnie za ramie.
- Katniss, ja żartowałem. Oczywiście że prawda. Od momentu gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Kocham cię i nigdy nie przestałem. Może czasem miałem wahania, ale nigdy nie przestałem. -Uśmiecham sie szeroko i rzucam sie blondynowi w ramiona. Nareszcie mu to powiedziałam. Już nic nigdy nas nie rozłączy. Czuję się najszczesliwszą kobieta na ziemi. Peeta mnie kocha. Nie uważa mnie za zmiecha, wręcz przeciwnie. Mój brzuch napełnia się stadem motyli. Przybliżam wargi do warg piekarza i całuję go z nutką pożądania. Gdy sie odrywam, podnoszę głowę i patrzę blondynowi prosto w oczy. Widzę w nich miłość. 

                                                         

Delikatnie się uśmiecham na wspomnienie z ostatniej nocy. Mam nadzieję, że nic ani nikt mi tego humoru nie zepsuje. Ubieram szlafrok i schodzę na dół. Po pokoju roznosi się przepyszny zapach naleśników.
- Peeta gdzie jesteś?
- Tutaj kochanie. - Głos dochodzi z kuchni. Podchodzę do Peety od tyłu.
- Co tam pichcisz? - Pytam, jednocześnie obejmując go.
- Niespodziankę. - Usmiecha sie zadziornie, a ja wiem że robi to specjalnie, więc mu odpuszczam. Wracam do sypialni i kładę sie do łóżka. Zaczynam sie nudzić, więc z ciekawości zaglądam do szafki po lewej stronie, która należy do Peety. Widzę w niej książkę, więc sięgam po nią. W środku znajdują sie rożne szkicowniki, wszystkie o czymś innym. Są piękne. Peeta ma ogromny talent. Moją uwagę przykuwa okładka jednego z nich. Z kobietą o ciemnych włosach, związanych w warkocza i szarych oczach. Nie mogę w to uwierzyć. Przecież to ja. Czuję sie jakbym widziała swoje odbicie. Otwieram szkicownik. Są tam upamiętnione wszystkie chwile, w których uczestniczyłam. Polowania z Gale'm, wycieczki nad jezioro z tatą, cała nasza rodzina siedząca przy kominku, czesanie Prim, mama gotująca obiad...
Wszystkie wspomnienia migają mi przed oczami z prędkością światła. Dlaczego Peeta to wszystko narysował? Chcę się go o to zapytać, ale nie mogę. Co mu powiem? W ogóle nie powinnam tego tykać. Jestem okropna. Teraz nie będę mogła się na niczym innym skupić. Już tak mam. Gdy coś  przykuje moją uwagę, nie opuszcza mojej głowy dopóki nie dowiem sie wszystkiego o tej rzeczy. Nagle słyszę głośne kroki, które zapewne należą do Peety. Chowam szkicownik z powrotem do szafy i zakrywam się kołdrą. 
- Katniss śpisz? Przyniosłem Ci śniadanie. - Przeciągam sie i zaczynam ziewać. Postanawiam udawać że dopiero wstałam. 
- Dziękuję Peeta, jesteś kochany. - Uśmiecham się do niego promiennie, a ten odwzajemnia uśmiech. Myślę jakie mam szczęście mając u boku kogoś takiego jak on, ale myślę też o szkicach które narysował. Nie potrafię dochowywać tajemnic. Szczególnie swoich. 

                   

- Tak,tak dzisiaj o osiemnastej u Peety... Jak chcesz, to zależy od ciebie... Dobrze, do zobaczenia... - Odkładam słuchawkę i siadam się na kanapie obok blondyna.
 -Jednak ją zaprosiłaś?
- Tak, w końcu to moja mama. Nieważne jak sie zachowała, nic i tak tego nie zmieni.
- Jestem z ciebie dumny słońce. Wiem, ze było to dla ciebie nie lada wyzwanie i to doceniam. -Obdarowuje chłopaka jednym z najlepszych uśmiechów jakie potrafię zrobić. 
- Dziękuje Peeta. Za wszystko. Za to ze jesteś tu ze mną i za to ze mi wybaczyłeś. - Piekarz wbija się w moje wargi. Czuję jak się rozpływam. Chłopiec z chlebem całuje najlepiej na całym świecie. Mogę to oznajmić wszystkim dookoła. Kładziemy sie razem na podłodze, nie przestając się całować. Jego skóra jest rozpalona, czuję to. Już chcę posunąć się dalej, kiedy Peeta mnie lekko odpycha.
- Coś się stało?
- Nie, nic się nie stało, tylko nie jestem jeszcze na to gotowy. Nie chcę cię skrzywdzić w trakcie no wiesz...
- Myślałam ze dzięki mojej obecności twoje ataki miną.
- Bo tak jest, kiedy jesteś przy mnie wiem co jest prawdą, ale boję się że jeszcze nie jestem wyleczony do tego stopnia, żeby posunąć się dalej Katniss. To wszytko nie jest takie proste.
- Dobrze Peeta. Rozumiem cię i poczekam tak długo ile będę musiała. To nie jest najważniejsze. - Przytulam się do Peety i czuję na karku jego ciepły oddech. Kocham go. Nie wiem czemu nie mogłam wcześniej tego zrozumieć. Może nie byłoby tego wszystkiego.
- Co oni ci zrobili. - Szepczę. - Jak mogli cię aż tak skrzywdzić. 
- Katniss, już jest wszystko dobrze
- Teraz jest, ale wcześniej nie było. Nie mogę znieść myśli ze to wszystko wydarzyło sie przeze mnie.
- Nie możesz całe życie siebie za to obwiniać, dobrze o tym wiesz. - Między nami zaczyna panować niezręczna cisza. Postanawiam ją przerwać pytaniem, które meczy mnie od niedawna.
- Peeta, muszę sie ciebie o coś zapytać.
- Słucham.
- Ten szkicownik w twojej szafce on... Jeden z nich jest o mnie. Po co tobie te wszystkie rysunki ze mną? 
- Wiedziałam ze prędzej czy później je znajdziesz. One mi pomagają z błyszczącymi wspomnieniami. Kiedy na nie patrzę widzę prawdziwą ciebie, nie zmiecha którego wytworzył mój umysł. Nie chciałem żeby cię to uraziło.
- Wcale mnie to nie uraziło, wręcz przeciwnie. Fajnie było powspominać te chwile. Są to wspomnienia, które pozostaną w moim sercu na zawsze, a dzięki tobie mogłam je sobie odtworzyć, Peeta. I przepraszam za grzebanie w twojej szafce. Nie powinnam. 
- Nic sie nie stało, co moje to twoje. - Patrzę w głąb ognia, który płonie w kominku i widzę iskry. Iskra. Ja byłam tą iskrą. To ja wznieciłam ogień i to ja wysłałam tyle niewinnych osób na smierć. Moje przemyślenia przerywa pukanie do drzwi. 
- Ja otworzę, a ty idź się przebierz.Zapewne to Haymitch. - Słucham się Peety i idę do pokoju. Zdejmuję z siebie to co mam na sobie i zostaję w samej bieliźnie. Z szafy wyjmuję granatową sukienkę, a włosy zapinam w kok. Nie jest źle. Gotowa schodzę na dół. Nagle zaczynam panikować. Nikogo nie zastaję.
Nawet Peety.

7 komentarzy:

  1. Uuuu ciekawe. Czekam na next
    0niewidzialna0

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego nikogo nie ma?:-( co sie wydarzy xD ja juz sie stresuje :D notka genialna.Dobrze ze Peeta ma te szkicowniki i w ogole dobrze ze milosc kwitnie i ze ja kocha i ona kocha go i w ogole zany blog millordzie pannaHutcherson

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę się doczekać kolejnego <3
    Przerwałaś w takim momencie... Ech

    Pozostaje tylko czekać.
    Cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem ciekawa co będzie dalej....

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny rozdział i czekam na więcej weny :3
    ~Wariatka z marzeniami~

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero dzisiaj odkryłam Twojego bloga i... jestem pod wrażeniem :). A teraz wypadałoby coś powiedzieć- tak, masz wielki talent! Niecierpliwie czekam na następną notkę. Kończę, telefon mi pada. ~Dina

    OdpowiedzUsuń